Usmażeni na betonie

Lato się rozwija, fala upałów – takich, że trudno było wytrzymać – za nami, od kilku dni trwa ochłodzenie, acz należy się spodziewać, że będzie ono jedynie chwilowe, a później wróci gorąco, zapewne jeszcze bardziej dokuczliwe niż w czerwcu. Generalnie, mamy katastrofę klimatyczną, temperatura więc wzrasta, a zarazem przybywa ekstremów pogodowych.

Tak czy owak, jest to pora roku, kiedy bodaj najmocniej uprzykrza nam życie wszechobecna betonoza. Zalewanie betonem, brukowanie, asfaltowanie wszystkich powierzchni, jakie się tylko da, w szczególności rynków, placów oraz skwerów, jest powszechne zarówno w małych miasteczkach (a nawet w wioskach!), w miastach średniej wielkości, jak również w wielkich aglomeracjach. Innymi słowy, trudno znaleźć w Polsce miejscowość, jaka byłaby od tej patologii wolna. Patologii, gdyż betonoza najczęściej łączy się z likwidacją zieleni miejskiej, a zarazem przyczynia się do poważnych szkód.

Jak napisałem, jedną z cech katastrofy klimatycznej są narastające ekstrema pogodowe, w tym burze i ulewy. Podczas nich opady bywają nader intensywne, częstokroć o wiele bardziej niż w latach minionych. A skoro wszystko jest wybetonowane, zabrukowane i zalane asfaltem, woda nie ma w co wsiąknąć, toteż spływa tam, gdzie znajduje pierwsze lepsze ujście. Najczęściej jest to oczywiście kanalizacja, ale żaden jej system nie przerobi wody, jaka napada podczas silnej nawałnicy, zwłaszcza, że nie ma gleby, w którą mogłaby ona wsiąknąć. Monotlenek diwodoru płynie więc dalej, aż znajdzie nowy otwór… i tak zalewa piwnice, parkingi podziemne, niekiedy powoduje powodzie…

W upalny, słoneczny dzień z kolei na wybrukowanym rynku czy innym placyku nie da się wysiedzieć. Żar bije zarówno z nieba, jak i od podłoża, które przecież naprawdę szybko i mocno się nagrzewa, jeśli zaś jeszcze do tego ławka jest metalowa, to można na niej… smażyć jajecznicę (serio, są nawet dostępne filmiki z takim eksperymentem). Jasne, w niektórych miejscowościach są zainstalowane zraszacze, ale standardu one chyba nie stanowią; no i stale pluskać się w wodnym strumieniu też się nie da.

Nadto bruk, zwłaszcza, jeśli jest ozdobiony marmurem, odbija światło słoneczne, toteż zwyczajnie razi po oczach, co czyni przebywanie w takim miejscu jeszcze bardziej uciążliwym. A przecież rynek, plac czy inny skwer mają nam dawać chwilę wytchnienia i relaksu oraz umożliwiać miłe spędzenie czasu. Betonoza sprawia, iż dzieje się wręcz odwrotnie, szczególnie w letnim czasie. No, ale dla włodarzy miejskich jest tańsza w montażu i utrzymaniu, niż sadzenie oraz dbanie o rośliny, które dawałyby cień i oczyszczały powietrze.

Wiem, kilka ładnych razy temat ten poruszałem, ale warto do niego wracać, zwłaszcza właśnie latem, kiedy zabetonowanie rozległych powierzchni miejskich najmocniej daje się nam we znaki.

Pocieszające wydaje się to, że coraz więcej działaczy i organizacji społecznych, a nawet polityków zwraca uwagę na problem betonozy i deklaruje, że chce z nim coś zrobić. Przykładowo, walkę z tą patologią obiecuje partia Razem. Oby na obietnicach się nie skończyło…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor