Oczekiwania młodych proletariuszy

Niedawno pisałem, że wydaje się, jakoby polski proletariat zaczynał się budzić i domagać swoich praw. Świadczą o tym choćby coraz liczniejsze strajki tudzież inne protesty, jak również spory zbiorowe, toczące się w przedsiębiorstwach. Ale jest więcej symptomów tegoż przebudzenia, zwłaszcza w dziedzinie postawy wobec pracy, wykazywanej przez proletariuszy, zwłaszcza ich młodszą generację.

Przykładowo, spotkałem się z wynikami badań, wedle których blisko połowa zatrudnionych (tak, o Polskę chodzi!) gotowa jest zmienić pracę, jeśli warunki obecnej zagrażały będą ich zdrowiu. Chodzi nie tylko o łamanie przepisów BHP przez szefostwo, ale też o zbyt długi czas harówy, powodujący przemęczenie, stres i tym podobne zagrożenia dla kondycji zdrowotnej organizmu. Postawa jak najbardziej słuszna, pamiętać tylko trzeba, że równie ważne, co fizyczne, pozostaje zdrowie psychiczne. Jeżeli dana robota może nas doprowadzić do depresji, choroby dwubiegunowej, nerwicy i im podobnych przypadłości, należy ją jak najszybciej rzucić (w miarę możliwości; sytuacja prezentuje się znacznie gorzej, gdy na nową fuchę szanse są małe), w przeciwnym bowiem wypadku konsekwencje mogą okazać się tragiczne.

Skoro takie podejście do zdrowotnych warunków zatrudnienia staje się coraz powszechniejsze, to kapitaliści i w ogóle szefowie powinni wyciągnąć wnioski, czyli o warunki owe dbać, tzn. tak organizować pracę, by była ona możliwie najmniej szkodliwa. Wówczas łatwiej im będzie pozyskać solidnych pracowników. Walka klas między proletariatem i kapitałem odbywa się wszak między innymi poprzez oddolne stawianie wymagań przez ten pierwszy wobec tego drugiego.

Jeszcze ciekawsza, a zarazem nad wyraz istotna jest postawa zawodowa, jaką manifestują młode pokolenia, które wchodzą lub niedawno weszły na rynek pracy. Otóż, badania wykazują, że ludzie ci wcale nie chcą – poza wyjątkami, czyli osobami najbardziej zmanipulowanymi – tyrać, wedle wskazań profesora Matczaka (tego, co to byłby świetnym kapo w obozie koncentracyjnym) chociażby, po szesnaście godzin na dobę przez sześć lub siedem dni w tygodniu, rezygnować na rzecz pracy z czasu wolnego czy rozrywki, że o życiu osobistym i rodzinnym nie wspomnę. Mało tego, oczekują, że ich praca będzie wynagradzana, tzn. rozumieją, iż pracują po to, by zdobyć środki na utrzymanie. Nie chcą również mieć szefów-tyranów, co to traktują podwładnych jak bydło, nie szanują ich i nie cofają się przed mobbingiem.

Mówiąc krótko, wydaje się, iż wśród młodej generacji polskiego proletariatu kult zapierdolu (przepraszam za użycie wulgaryzmu, ale w tym miejscu jest on potrzebny) radośnie sobie umiera.

Już widzę, jak fanatyczni zwolennicy dzikiego kapitalizmu ze wszystkimi jego patologiami, na czele oczywiście z wyzyskiem, niestabilnym zatrudnieniem i brakiem praw pracowniczych, podnoszą kwik, jakoby młodzi byli „leniwi” tudzież „roszczeniowi”. Skoro bowiem nie chce im się zasuwać po szesnaście godzin dziennie lub dłużej, chcą od czasu do czasu wyjechać na urlop i mieć chorobowe w razie czego, podobają im się stabilne formy zatrudnienia (na śmieciówce kredytu hipotecznego nie dostaną, trudno też im kupić cokolwiek na raty, jeśli rodzice lub teściowie emeryci nie wspomogą dowodem osobistym), nadto uważają, że za pracę należą im się – o zgrozo! – pieniądze, to zdaniem prawicowców (od libków i konserw po nazioli), muszą być „nierobami”. Stara śpiewka pachołków kapitalistów.

Tymczasem postawa taka nie wynika z lenistwa, nieróbstwa ani roszczeniowości, lecz jest wyciągnięciem stuprocentowo logicznych wniosków z tego, co generacja startująca obecnie na rynku pracy zaobserwowała u swojego starszego rodzeństwa bądź kolegów, rodziców, innych krewnych tudzież ogólnie osób, z jakimi mają styczność.

Czyli ludzi, którzy pod wpływem już to przymusu ekonomicznego, już to kapitalistycznej manipulacji („Pracuj, ile wlezie, a się dorobisz”) faktycznie harowali ponad własne siły, poświęcając swój czas i w ogóle życie… no właśnie, nie dla kariery, jak często podnosi Kościół katolicki, lecz dla pracy jako takiej, w obawie, że w przeciwnym wypadku zostaliby zwolnieni, tracąc możliwość jakiegokolwiek zarobienia na utrzymanie. Innym natomiast wciśnięto, że jedynie podporządkowanie CAŁEGO swojego życia aktywności zawodowej gwarantuje odniesienie sukcesu, zwłaszcza w wymiarze finansowym, no to zasuwali.

No i młode pokolenie zobaczyło, że takie osoby z ich rodzin czy kręgu znajomych, owszem, dorobiły się, ale rzadko godziwych pieniędzy, znacznie zaś częściej rozlicznych chorób fizycznych (zawały, udary, wylewy, schorzenia układu kostnego, itd.) oraz psychicznych (depresja, nerwica, psychoza, itp.), wywołanych stresem i przemęczeniem, a w niektórych wypadkach również przedwczesnych zgonów; wygenerowane ich wysiłkiem bogactwo przejęli natomiast kapitaliści-wyzyskiwacze. Jeśli zaś jakimś cudem większe pieniądze pojawiły się na kontach harujących pracowników, to ceną za nie często były zniszczone relacje z bliskimi, rozsypane związki, rozpadające się rodziny… i psychiczne konsekwencje tego wszystkiego.

Młodzi, dorastając, widzieli te patologie, częstokroć również je odczuwając, przykładowo w postaci ciągłej nieobecności rodziców w domu albo ich agresji wynikającej z permanentnego przemęczenia i stresu. Toteż wyciągnęli jedynie słuszny wniosek, że nie warto podążać tą drogą, niszcząc siebie samych oraz swoich bliskich, a raczej pozwalać na takie niszczenie kapitalistom i stworzonemu na ich użytek nieludzkiemu systemowi społeczno-ekonomicznemu.

Chcą zatem pracować, nawet ciężko, bo rozumieją, że tylko praca gwarantuje dobrobyt, ale oczekują, iż jej warunki będą godziwe oraz bezpieczne, i że życie nie będzie się ograniczało wyłącznie do niej. Mówiąc krótko, pragną życia i wolności, i stąd właśnie ich postawa, która im powszechniejsza się stanie, tym szybciej doprowadzi do całkowitego przebudzenia polskiego proletariatu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor