Sprzedający i sprzedani

Jak wiemy, Finlandia i Szwecja ogłosiły niedawno, że zrywają z dotychczasową polityką neutralności i wyrażają chęć wstąpienia do NATO. Powodem jest bliskość Rosji, która zaatakowała Ukrainę i ogólnie wykazuje coraz agresywniejsze, imperialistyczne zachowania, a to budzi strach w Helsinkach oraz Sztokholmie. Cóż, obu tym państwo wolno było podjąć taką decyzję (czy NATO nie powinno zostać zreformowane i przeorganizowane, to temat na odrębną analizę). Wiadomo już, że decydenci Paktu Północnoatlantyckiego nie mają nic przeciwko przyjęciu nowych członków se Skandynawii. Warunki stawia jedynie Turcja; chodzi mianowicie o wydalenie kurdyjskich uchodźców i azylantów przebywających w Szwecji i Finlandii. Są to działacze oraz bojownicy organizacji niepodległościowych, uznawanych przez Ankarę za terrorystyczne.

Wśród lewicowców i ogólnie obrońców praw człowieka tudzież demokracji zrodziła się obawa – moim zdaniem, jak najbardziej uzasadniona – że szeroko pojęty Zachód, na czele z USA, sprzeda Kurdów Erdoganowi, byle tylko załatwić sprawę ze Szwecją i Finlandią. Liczni komentatorzy wyrażają wręcz opinię, że Kurdowie JUŻ zostali przehandlowani.

Nie byłaby to pierwsza podobna sytuacja. Stany Zjednoczone nie tak znowu dawno porzuciły przecież swoich sojuszników walczących o niepodległy Kurdystan, konkretnie tych z Syrii. Tamto ich zachowanie, podobnie jak obecne NATO-wskie, wynika z prostej, acz dość przygnębiającej przyczyny.

Otóż państwa, w szczególności zaś imperia, kierują się następującą zasadą: „Nie mamy ani stałych wrogów, ani stałych sojuszników, tylko stałe interesy”. Jako pierwsi wyrazili to bodajże Brytyjczycy w dobie rozkwitu swojego kolonialnego imperium, ale reguła ta jest uniwersalna. W miarę możliwości stosują się do niej wszystkie kraje (chyba, że mają rządzących, którzy akurat o ich interesy nie dbają, bo są i takie przypadki, nad Wisłą chociażby), a najbardziej, jak wskazałem wyżej, imperia, czyli (super)mocarstwa gospodarcze tudzież militarne. Dlatego też one w pierwszym rzędzie gotowe są zawrzeć sojusz z dotychczasowym wrogiem i wydać mu na pastwę wczorajszego sojusznika lub porzucić tego drugiego, nie zawierając sojuszu z nikim, jeśli tylko postępowanie takie nakazuje aktualne poczucie interesu. Obecnie zaś dla imperialistów z Waszyngtonu liczy się – w naszej części świata – osłabienie Rosji poprzez osaczenie jej, i dlatego rozszerzenie NATO (w którym to Pakcie amerykańskie imperium zła gra przecież pierwsze skrzypce) o Szwecję i Finlandię jest dla nich ołtarzem, jak jakim warto złożyć kurdyjską ofiarę.

Zresztą, Amerykanie już nieraz pokazali, że gotowi są handlować nie tylko poszczególnymi ludźmi, ale też całymi państwami. Sztandarowymi tego przykładami były konferencje w Teheranie (26 listopada – 1 grudnia 1943 r.) i, zwłaszcza, Jałcie (4-11 lutego 1945 r.), kiedy to USA, do spółki z Wielką Brytanią (która jednak była gospodarczym bankrutem, w związku z czym premier Winston Churchill nie miał zbyt wiele do powiedzenia, a gdyby nawet miał, to i tak realizował linię polityczną zbieżną z amerykańską), oddały Europę Środkową, w tym Polskę, Stalinowi jako strefę wpływów; później ustalenia te przyklepano w Poczdamie (17 lipca – 2 sierpnia 1945 r.). Przy tamtym targu obecne przehandlowanie Kurdów wygląda mikroskopijnie.

Cóż, Polska więcej zyskała, niż straciła na tym, że znalazła się w radzieckiej strefie wpływów (wbrew temu, co twierdzą targowickie solidaruchy, co to po 1989 roku sprzedali nas Waszyngtonowi oraz światowym koncernom i korporacjom). Niestety, kurdyjskim bojownikom zdecydowanie nie wyjdzie na zdrowie, jeśli trafią do katowni Erdogana.

A prawa człowieka, zapytacie? No cóż, dla USA i Zachodu pod ich imperialnym przewodnictwem nie mają one znaczenia, kiedy nastaje dogodny moment na ubicie interesu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor