Tarcza imperium zła

Na prawicy, głównie POPiS-owskiej, i w zaprzyjaźnionych z nią mediach trwa festiwal wielkiej radości. Amerykańskie władze podjęły i ustami prezydenta Joego Bidena ogłosiły decyzję odnośnie stałej obecności ichniej armii w Polsce. Innymi słowy, jankescy żołnierze będą u nas stacjonowali tak, jak ongiś radzieccy, tyle że w mniejszej liczbie. Przy czym ważna uwaga – decyzja o stałym zakwaterowaniu ich nad Wisłą nie wynika z polskiego członkostwa w NATO i polityki wzmacniania wschodniej flanki tegoż Paktu (np. w związku z wojną rosyjsko-ukraińską), lecz stanowi realizację, przeanalizowanego oczywiście na chłodno, interesu WYŁĄCZNIE JEDNEGO państwa, czyli USA. Mało tego; w Polsce powstaną nie tylko stałe bazy amerykańskie, ale też na nasze terytorium przeniesiona zostanie kwatera główna V Korpusu US Army.

Dzięki temu my, obywatele i obywatelki tudzież w ogóle mieszkańcy i mieszkanki Polski, czuć się mamy bezpieczniej. Oficjalna propaganda jest przecież taka, że imperialistyczni żołnierze obronią nas w razie wojny przed wrogiem, w domyśle – Rosją. Rzecz jasna, to kompletna bzdura (o czym za chwilę), lecz nasza szeroko pojęta prawica zdaje się łykać ją bezrefleksyjnie oraz powielać.

Czy Waszyngton zapytał Warszawę o zgodę na – niewynikający z naszych zobowiązań i porozumień sojuszniczych, czyli członkostwa w NATO – stały pobyt swoich żołnierzy nad Wisłą? Nie, bo nie musiał; po prostu Krwawy Joe ogłosił tę decyzję, i tyle. Stało się tak nie tylko dlatego, że PiS-owska i w ogóle postsolidarnościowa targowica od dawna chciała jankeskich (nie mylić z NATO-wskimi!) wojaków na polskim terytorium. Po prostu, USA traktują Rzeczpospolitą Polską jako swoją nieformalną, lecz faktyczną kolonię, państwo od Waszyngtonu zależne, z którym można zrobić, co w danym momencie pasuje. Jak najbardziej mają ku temu podstawy, ponieważ transformacja polityczna oraz – zwłaszcza – gospodarcza Polski (głównym czynnikiem był tu plan Balcerowicza) polegała między innymi na kolonizowaniu naszego rynku oraz uzależnieniu naszej polityki zagranicznej od zaoceanicznego imperium zła. Po to CIA, za pośrednictwem Watykanu i włoskiej mafii, finansowała „Solidarność” w latach 80. ubiegłego stulecia, po to Stany wsadziły swoich agentów, na przykład wspomnianego wyżej Balcerowicza, na najważniejsze stanowiska państwowe, alby bez przeszkód narzucić (k)rajowi nad Wisłą swe więzy, trudniej wprawdzie dostrzegalne, aczkolwiek jeszcze mocniej zadzierzgnięte niźli wcześniejsze moskiewskie. Trochę rozluźniło je nasze wstąpienie do Unii Europejskiej, lecz nazbyt często odgrywamy w niej rolę jankeskiego czarnego konia, zwłaszcza w okresach, kiedy polityka Waszyngtonu i Brukseli wykazuje rosnące rozbieżności (tak jest teraz). A pan nie pyta przecież sługi o zdanie, zwłaszcza totalnie zmanipulowanego.

Jak wspomniałem, USA zatroszczyły się o propagandową otoczkę dla zwiększenia swojej militarnej obecności w RP, czyli wcisnęli jej władzom i obywatelom, że jest ona konieczna do zapewnienia naszemu państwu i społeczeństwu bezpieczeństwa. Tymczasem imperialistom zza Oceanu chodzi o coś wręcz przeciwnego.

Nie trzeba specjalnie wysilać mózgownicy, aby dojść do wniosku, że w razie wojny właśnie te amerykańskie bazy – czy to rakietowe, czy jakiekolwiek inne – a szczególnie owa kwatera V korpusu, będą celem ostrzału, niekoniecznie z broni konwencjonalnej, bo i atomowa wchodzi w grę. Gdyby zatem doszło do eskalacji konfliktu trwającego teraz na wschód od naszych granic, to Rosjanie bombardowaliby nas, aż miło, zaś Amerykanie po prostu by się ewakuowali.

Tyle, że raczej nie Moskwy powinniśmy się obawiać, mimo imperialistycznych ambicji i pewniej słabnącego poczucia rzeczywistości cara Putina. Wojna z Ukrainą dowiodła, że rosyjska armia jest zbyt słaba (technologie, uzbrojenie, dowództwo, wywiad, itd.), by dokonać podbojów, o jakich Władimir marzy, a trwający konflikt zbrojny jeszcze ją osłabia, toteż dla państw członkowskich NATO, w tym i dla Polski, zagrożenia nie stanowi.

Nie, imperialiści z Waszyngtonu myślą o innym przeciwniku oraz o innej wojnie, o znacznie, ale to znacznie większej skali.

Już dawno wzięli na celownik Chiny, państwo coraz nowocześniejsze i coraz lepiej rozwinięte gospodarczo, mające najlepszy obecnie na świecie model społeczno-ekonomiczny, zdobywające kolejne rynki, a przez to stanowiące konkurencję (czytaj: zagrożenie) dla amerykańskiego kapitału. Jeszcze w czasach prezydentury Trumpa rywalizacja imperium zła i Państwa Środka zaostrzyła się, póki co na niwie gospodarczej i handlowej; Joe Biden utrzymał ten kurs, leżący w interesie jego mocodawców, czyli właścicieli amerykańskich koncernów i korporacji. Zaostrzenie polega na coraz wyraźniejszej jego militaryzacji; Stany Zjednoczone montują przecież (kiedyś o tym pisałem) jak najbardziej zbrojną koalicję wokół Pacyfiku, wymierzoną przeciwko Pekinowi. Innymi słowy, szykują się do ataku na Chiny, jak należy przypuszczać, poprzedzonego jakąś prowokacją (stawiam na Tajwan). Dlatego zresztą wojna w Ukrainie jest tak na rękę Krwawemu Joemu; nie tylko daje możliwość przetestowania uzbrojenia, ale przede wszystkim wiąże i osłabia Rosję, skutkiem czego raczej nie będzie ona mogła przyjść z wojskową pomocą Pekinowi (też już kiedyś poruszałem ów temat).

No i tu dochodzimy o sedna sprawy. Rządzący imperium zła doskonale zdają sobie sprawę, że Chiny to nie Irak, który zmiażdżono bez większych trudności, lecz państwo z potężną, dobrze uzbrojoną i nowoczesną armią… oraz sporym potencjałem broni jądrowej. Owszem, nie są aż takim supermocarstwem militarnym, jak USA, ale zaatakowane z pewnością odpowiedzą kontratakiem, który ma spore szanse pogrążyć świat w odmętach wojny atomowej.

Imperialiści z Waszyngtonu wolą zatem, by chińskie pociski – konwencjonalne lub nuklearne – spadały nie na amerykańskie terytorium, lecz na ich bliskich (czy raczej tak przedstawianych w propagandzie) sojuszników (nieformalne kolonie, nie czarujmy się...), których oczywiście politycznie też wepchną w tę wojnę… i u których zainstalują, czyniąc wokół tego sporo hałasu, swoje stałe bazy, dając wrogowi idealne cele do bombardowania (jakie oczywiście jankeskich wojaków nie zabije, albowiem zawczasu zostaną oni ewakuowani).

Właśnie po to Stanom Zjednoczonym potrzebna jest Polska, ale też Litwa, Rumunia czy inne kraje środkowoeuropejskie ze wschodniej flanki NATO. Mamy pełnić rolę żywej tarczy, chroniącej USA przed kontratakiem państwa, z którym weszczną one wojnę. Zapewne Chin, ale może to być, mimo wszystko, Rosja, a i Iranu bym nie wykluczał…

Tak czy owak, ta stała obecność amerykańskich żołnierzy nie zwiększa, lecz zmniejsza nasze bezpieczeństwo. Jeśli chcemy je sobie zapewnić, powinniśmy dążyć do tego, by US Army opuściła Europę, a Waszyngton przestał ją wykorzystywać w swoich imperialnych grach. W polskim interesie leży też jak najszybsza federalizacja Unii Europejskiej, czyli powstanie państwa od Atlantyku po Bug, oczywiście z własnym wojskiem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor