Cthulhu katolicki

Niedawno pisałem, że polskie społeczeństwo, ze szczególnym uwzględnieniem młodego pokolenia, szybko się laicyzuje… czego jednak prawicowi politycy – tak nie-rządowi, jak i rzekomo „opozycyjni”, tak umiarkowani, jak i skrajni – zdają się nie dostrzegać i nieodmiennie nurzają się w klerykalizmie, bardziej lub mniej prymitywnym; jako przykład podałem marszałka Senatu, pana Grodzkiego, mizdrzącego się do papieża. Rzecz dotyczy zresztą nie tylko polityków, ale też publicystów czy ogólnie intelektualistów pod względem ideologicznym sytuujących się na prawo od centrum; vide Tomasz Lis i Adam Michnik kwiczący nad postępującą sekularyzacją i krytyką Kościoła katolickiego – używają zresztą nader podobnej „argumentacji”, co Jarosław Kaczyński, kiedy chrzani na tenże temat.

Generalnie, klerykalizacja życia publicznego (oraz sfery kultury, lecz to temat na oddzielną notkę) jest jednym z głównych problemów, z jakimi Polska zmaga się od trzech przeszło dekad. Skutkuje ona nie tylko drenowaniem budżetu państwa (a zatem NASZYCH pieniędzy!!!) przez Kościół katolicki (inne związki wyznaniowe – w dalece mniejszym stopniu, o ile jakimkolwiek), ale też wpływem purpury i czerni na ustawodawstwo, co z kolei prowadzi do kolejnych zamachów na prawa człowieka – zwłaszcza kobiet oraz mniejszości seksualnych – prześladowaniem osób LGBT, hitleryzacją (k)raju nad Wisłą (sojusz Kościoła katolickiego ze skrajną prawicą), bezkarnością pedofilów w sutannach i habitach (co wiedzie do tragedii ich ofiar), szerzeniem zabobonu tudzież ciemnoty, itd.

Kto jest temu winien? Ano, politycy. Głównie oczywiście prawicowi, szczególnie ci z postsolidarnościowym rodowodem (dzisiejszy POPiS). Oni to przecież odwdzięczali się Kościołowi katolickiemu za transferowanie przez Watykan i włoską mafię forsy od CIA w latach 80. ubiegłego stulecia. W efekcie tejże wdzięczności mamy katechezę w szkołach publicznych – wprowadzoną w 1990 r., przez pierwszy targowicki rząd z premierem Mazowieckim na czele – jak również zawarty przez Hannę Suchocką, a ratyfikowany przez prawicową koalicję AWS-UW (dzisiejszy POPiS) konkordat, dający Kościołowi gigantyczne przywileje. Tu wątpliwą „zasługą” solidaruchów jest religijna preambuła do Konstytucji RP z 1997 r. To oni, na szczeblu i państwowym, i samorządowym wykroczyli z uprzywilejowaniem rzeczonego związku wyznaniowego poza konkordatowe przepisy; owa umowa międzynarodowa nie stanowi przecież, by zapraszać księdza czy innego biskupa na wszelkie uroczystości i bulić mu za to ciężką kasę. To prawicowcy postsolidarnościowi przyznani purpurze i czerni gigantyczny wpływ na ustawodawstwo, skutkujący między innymi stopniowym zaostrzaniem praw reprodukcyjnych aż do obecnego, nieludzkiego poziomu czy niemożnością przyznania osobom LGBT należnych im uprawnień. To prawicowe postsolidaruchy umożliwiły katolickiemu duchowieństwu szerzenie straszliwej ciemnoty tudzież nienawiści (wypowiedzi Rydzyka, Jędraszewskiego i im podobnych indywiduów), że o zapewnieniu bezkarności księżom-pedofilom nie wspomnę. Wymieniać jeszcze?

To wszystko jest winą targowickiego środowiska politycznego, na czele którego stał ongiś pan Lech Wałęsa, a obecnie – Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Lecz nie tylko ono ponosi odpowiedzialność za klerykalizację trawiącą (k)raj nad Wisłą.

Patologia ta miała swój początek jeszcze przed transformacją ustrojową. To przecież władze PRL-owskie końcem lat 80. ubiegłego stulecia uchwaliły Ustawę o gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz Ustawę o stosunku państwa do Kościoła katolickiego. Te akty prawne otworzyły drogę do przyznawania rzeczonemu związkowi wyznaniowemu kolejnych przywilejów, czym po 1989 roku zajęła się postsolidarnościowa targowica (prawica, dzisiejszy POPiS), do spółki z prawactwem spoza dawnej „Solidarności”. Miały na celu pozyskanie poparcia purpury i czerni dla planowanych reform, a doprowadziły do przeobrażenia Polski w klechistan (państwo wyznaniowe). To na podstawie Ustawy o stosunku państwa do Kościoła działa niesławna – a po 1997 r. również niekonstytucyjna, wbrew wyrokowi TK pod wodzą klerykalnego prof. Rzeplińskiego – Komisja Majątkowa.

Grzechy, przeważnie zaniechania, ma na sumieniu również dawny SLD. Rządził on, co prawda w koalicji, w latach 1993-97 i 2001-2005. I o ile w pierwszej z tych kadencji już to blokował ratyfikację konkordatu, już to próbował zliberalizować, zaostrzoną niewiele wcześniej przez solidarnościową targowicę, ustawę antyaborcyjną (przeszkodził klerykalny Trybunał Konstytucyjny pod wodzą prof. Zolla), o tyle w drugiej… No właśnie, premier Leszek Miller o walce z klerykalizacją nie myślał, a wręcz Kościołowi w wielu sprawach sprzyjał (wycofanie się z postulatu liberalizacji ustawy antyaborcyjnej oraz przyznania większych praw osobom LGBT, niezmniejszenie finansowania Kościoła, itd.). Częściowo usprawiedliwiało go to, że toczyła się wówczas gra o akcesję Polski do Unii Europejskiej, czemu Episkopat i znaczna część kleru, jak również liczne środowiska katolickie i partie prawicowe były przeciwne… Ale tylko częściowo, bo po udanym referendum akcesyjnym i naszym wejściu w unijne struktury, rząd SLD-UP-PSL nazbyt ugodowej polityki wobec Kościoła katolickiego nie zmienił.

Wygląda na to, że obecna Lewica wyciągnęła wnioski z tamtych błędów i dziś twardo domaga się świeckiego państwa oraz wspiera laicyzację. Prawica zaś po staremu traktuje Kościół katolicki – a konkretnie jego hierarchów oraz kapitalistów typu Rydzyk – niczym Cthulhu, któremu trzeba składać ofiary finansowe, polityczne, prawne, itp., bo inaczej się wścieknie i surowo polityków ukarze, np. zniechęcając do nich owieczki.

I to właśnie jest główna przyczyna klerykalizacji, czyli przekształcania (k)raju nad Wisłą w państwo wyznaniowe – takie właśnie podejście do purpuratów i duchownych, jak gdyby byli oni spragnionym darów, przerażającym potworem o niezmierzonych mocach. Od trzydziestu trzech lat w tenże sposób zachowują się wszystkie ugrupowania polityczne, na czym cierpimy my, społeczeństwo.

Najwyższa porta z tym skończyć! Kościół katolicki – słabnący wszak na skutek postępującej laicyzacji – nie jest żadnym Cthulhu ani inną zmyśloną bestią, lecz zwyczajną organizacją społeczną/biznesową, i tak też winien być traktowany, co oznacza, że żadne ponadnormatywne przywileje mu się NIE NALEŻĄ. A obowiązkiem sił demokratycznych (czyli Lewicy, no i zobaczymy, co z Polską 2050), kiedy już dojdą do władzy, będzie budowa w Polsce państwa świeckiego i cofnięcie wszelkich negatywnych skutków klerykalizacji, na ile będzie to możliwe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor