Fanatyzm kontra miłość

Notka walentynkowa, jakkolwiek ponura raczej.

Możemy sobie zdawać z tego sprawę lub nie, ale na świecie wiele jest miejsc, gdzie zakochanie się w drugiej osobie i chęć zawarcia z nią związku przypłacić można życiem. Należą do nich Indie, gdzie skrajna prawica dopuszcza się coraz bardziej przerażających czynów, a od pewnego czasu na celownik bierze ni mniej, ni więcej, a szczerą, prawdziwą miłość.

Rząd premiera Modiego i jego Indyjskiej Partii Ludowej, wraz z osłanianymi przezeń ugrupowaniami jawnie faszyzującymi, prowadzi od lat skrajnie nacjonalistyczną, rasistowską wręcz politykę, zmierzającą do powstania jednolitego pod względem narodowościowym (Hindusi) oraz religijnym (wyznawcy hinduizmu) państwa i społeczeństwa. W historii Indii nigdy czegoś takiego nie było, kraj ów w dziejach swych nieodmiennie pozostawał ogromnie zróżnicowaną mozaiką narodowości, kultur oraz religii… no, ale fanatyzm to fanatyzm, ignoruje więc coś takiego jak prawda historyczna oraz w ogóle wszelkie fakty.

Aby zrealizować ponury ten cel, hinduscy nacjonaliści i faszyści rozkręcają kampanię nienawiści, bazującą, jak łatwo się domyślić, na załganej propagandzie, i prześladują mniejszości. Za głównego wroga uznali muzułmanów, stanowiących 14 proc. tamtejszego społeczeństwa (około 200 mln ludzi na 1,4 mld). Toteż tworzą uderzające w nich przepisy prawne, ograniczają ich udział w życiu publicznym (stąd chociażby ataki rządu Modiego na indyjski przemysł filmowy, bo w Bollywood wyznawcy Allacha mają spory udział), szargają autorytety poprzez wrabianie ich w fikcyjne przestępstwa (czego ofiarami padają bollywoodzkie gwiazdy), niszczą ich mienie (demolowanie domostw, sklepów, itd.), urządzają pogromy i wypędzają z miejsc zamieszkania, a nawet mordują, wyjątkowo nieraz okrutnie.

Jedną z bardziej odrażających oraz zbrodniczych form tychże prześladowań jest „walka” z „miłosnym dżihadem” (love jihad). Początkowo, przed kilkunastu laty, stanowiła ona swoisty, acz nader ponury margines, ograniczając się do nielicznych stanów (części składowych federacji, jaką są Indie); od kilku wszelako lat pozostaje jednym z głównym elementów państwowej zbrodniczej polityki wymierzonej w muzułmanów. Polega to na wysnuwaniu absurdalnego oskarżenia, jakoby mężczyźni wyznający islam byli szkoleni w medresach (islamskie szkoły religijne) do… uwodzenia hinduistek, zawierania z nimi związków małżeńskich, konwertowania ich na swoją religię, a na koniec płodzenia kolejnych pokoleń muzułmanów. Ta absurdalna spiskowa teoria dziejów ma ponure i częstokroć tragiczne konsekwencje. Wyznawcom islamu nie tylko utrudnia się zawieranie formalnych małżeństw (przepisy to regulujące niby dotyczą wszystkich religii, ale w praktyce walą w osoby wyznające tę jedną) z hinduistkami, bo bywa znacznie gorzej. Jeśli muzułmanin zakocha się w dziewczynie wyznającej hinduizm, zarówno on sam, jak i jego rodzina najpierw otrzymuje pogróżki, później dochodzi do fizycznych ataków na tych ludzi oraz ich mienie, a na końcu do morderstwa, zazwyczaj wyjątkowo brutalnego, np. poprzez poćwiartowanie. Los muzułmanki zakochanej w hinduiście jest, jak przypuszczam, jeszcze gorszy, bo dochodzi element gwałtu (tu dodam, że wiele indyjskich wyznawczyń islamu zostało przez Hindusów brutalnie zgwałconych w okresie podziału państwa na Indie i Pakistan). Wszystko oczywiście w ramach „walki z miłosnym dżihadem”.

Zakochana para nie za bardzo może uciec i się ukryć. Na przeszkodzie stoją regulacje formalnoprawne, normy zwyczajowe, system kastowy i rodowy, no i to, że każdego człowieka można wyśledzić przy pomocy odpowiednich aplikacji – a na telefon komórkowy stać większość społeczeństwa indyjskiego, tym zaś, których nie stać, sprzęt udostępnią prawaccy bojówkarze i partia rządząca.

Teraz tak – około 90 proc. indyjskich małżeństw jest aranżowana przez rodziny (zwłaszcza rodziców) przyszłych małżonków. Wprawdzie ostatnio coraz częściej o zgodę pytani są sami zainteresowani, niemniej jednak kandydatka(ka) na drugą połówkę spełnić musi rozliczne wymagania kastowe, rodowe, majątkowe, religijne, itd. Miłość rzadko kiedy jest czynnikiem branym pod uwagę przy aranżowaniu takich związków… toteż odgrywa ona główną rolę w wypadku małżeństw międzyreligijnych, np. właśnie muzułmańsko-hinduistycznych, bo one akurat aranżowane nie są, a jeśli już, to sporadycznie.

A zatem fanatyczna, nacjonalistyczna krucjata zwalcza w zbrodniczy niejednokrotnie sposób prawdziwe, szczere uczucie, najpiękniejsze, jakie może istnieć, czyli miłość.

Takie rzeczy dzieją się w Indiach. Ale równie dobrze mogłyby się rozgrywać i w Polsce, bo przecież również u nas nie-rządzi oraz działa skrajna prawica, szerząca nienawiść tudzież nietolerancję. Skoro zaś wyznawcy takiego, dajmy na to, PiS-u wierzą, że „gdyby Trzaskowski wygrał wybory, pedały opanowałyby Polskę” (autentyczne!), a na Paradę Równości „napędziliby kiboli” (też autentyczne!), to bez trudu, na rozkaz Kaczyńskiego, Bosaka czy innego Jędraszewskiego zabiliby, powiedzmy, muzułmanina zakochanego w katoliczce…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor