Totalitarny rejestr

Media obiegła wieść o wprowadzanym przez Ministerstwo Zdrowia (a raczej Choroby, bo taka nazwa byłaby o wiele bardziej adekwatna) rejestrze… ciąż. Serio!

Każdy podmiot medyczny, czyli każdy lekarz, który dowie się, że pacjentka zaszła w ciążę, będzie musiał wpisać tę informację do Systemu Informacji Medycznej (dotychczas zawierał on takie dane jak: grupa krwi, alergie czy obecność implantów w ciele). Słowo „każdy” oznacza medyków pracujących zarówno w publicznej służbie zdrowia, jak i w sektorze prywatnym. A stan błogosławiony (skąd takie określenie, zaiste nie wiem) pacjentek będą oni musieli rejestrować już od pierwszych dni jego istnienia. Obowiązek taki – wprowadzany rozporządzeniem – ma, wedle nie-rządowych planów, wejść w życie od 1 lipca 2022 roku. Czy wejdzie, zobaczymy, ale biorąc pod uwagę dotychczasowy klerofaszystowski kurs przeciwko prawom kobiet, ewentualność taka wydaje się nad wyraz prawdopodobna.

Będzie to kolejne uderzenie w kobiety i ich wolność, dokonane przez klerykalną prawicę postsolidarnościową, jaka od 1993 roku (acz pierwszą, wówczas jeszcze nieudaną próbę „Solidarność” podjęła już w 1989 r.) drastycznie zaostrza prawo antyaborcyjne (obecne przepisy w tym zakresie są jednymi z najsurowszych, czyli najokrutniejszych na świecie; sytuację ową pogarsza jeszcze zwyrodnienie legislacyjne w postaci „klauzuli sumienia”, dające lekarzom możliwość odmowy przeprowadzenia wiadomych zabiegów nawet w przewidzianych prawem okolicznościach), ogranicza dostęp do antykoncepcji i uniemożliwia wdrożenie w szkołach publicznych rzetelnej edukacji seksualnej (a jednocześnie nie ma nic przeciwko temu, by księża molestowali i gwałcili dzieci). Bo przecież nie potrzeba ponadprzeciętnej przenikliwości, by domyślić się, że rejestr ten nie będzie służył do monitorowania bezpiecznego, zdrowego przebiegu ciąży u obywatelek i mieszkanek Polski, lecz do kontroli, czy przypadkiem one nie poroniły lub nie poddały się aborcji.

Innymi słowy, będzie to kolejny krok w kierunku – i tak w (k)raju nad Wisłą prawie już dokonanego – całkowitego pozbawienia kobiet prawa do decydowania o własnym organizmie, czyli do zredukowania ich do roli żywych inkubatorów (a także żywych gumowych lal, żywych odkurzaczy tudzież żywych robotów kuchennych).

A przypomnę, że projekt ustawy CAŁKOWICIE zakazującej aborcji już czeka w parlamencie. Jeszcze tylko klerofaszyści zaczną wsadzać do pierdla za poronienia (jak to dzieje się w Salwadorze), i będziemy mieli nad Wisłą Gilead rodem z powieści Margaret Atwood – tzn., w pełnym zakresie, bo częściowo JUŻ mamy.

Rzecz jasna, tego typu regulacje dotyczące ludzkiej seksualności i rozrodczości – zwłaszcza oczywiście tak restrykcyjne, jak te wymyślane, na zlecenie purpuratów i kapitalistów, przez klerofaszystów z PiS-u i popierane przez resztę skrajnej prawicy oraz część umiarkowanej (konserwatyści z PO, prawdopodobnie również Szymon Hołownia) – są charakterystyczne dla ustrojów totalitarnych, zwłaszcza faszyzmu i nazizmu. Jeżeli bowiem państwo, a w zasadzie sprawująca w nim władzę partia, kontroluje i ogranicza najbardziej intymną sferę ludzkiego życia, to wszystkie inne kontroluje i ogranicza tym bardziej, czyli pozbawia nas wolności w PEŁNYM zakresie, czyniąc nas TOTALNIE podporządkowanymi władzy, a za jej pośrednictwem kapitałowi.

Albowiem klasą społeczną, jaka najbardziej korzysta na takich rozwiązaniach, są rzecz jasna kapitaliści, w służbie których działa każda prawica, zarówno skrajna, jak i umiarkowana. Jak wielokrotnie pisałem, restrykcyjne prawo antyaborcyjne sprzyja wyzyskowi, gdyż im więcej dzieci w rodzinie (jeśli urodzą się chore lub niepełnosprawne, to z kapitalistycznego punktu widzenia jeszcze lepiej), tym pilniejsza konieczność ich utrzymania, a zatem tym większa gotowość na zaakceptowanie przez rodziców nawet bardzo złych warunków pracy, byle mieć jakąkolwiek. Innymi słowy, im bardziej restrykcyjne prawo antyaborcyjne, tym łatwiej kapitalistom jest wyzyskiwać proletariat, z czego przecież czerpią oni swoje bogactwo. I właśnie dlatego prawicowcy pozostają tak chętni, aby ograniczać kobietom możliwość przerwania ciąży i ogólnie decydowania o samej sobie, o własnym organizmie.

Jedna – o której dowiedziały się media, bo ile takich przypadków było w istocie, trudno orzec – ofiara śmiertelna chorego, totalitarnego polskiego prawa antyaborcyjnego już w (k)raju nad Wisłą jest. Strach pomyśleć, co będzie dalej…

W każdym razie, ten PiS-owski rejestr ciąży faktycznie kojarzy się z Gileadem z Opowieści Podręcznej. Czyli z państwem, w jakim, nawet będąc facetem, zdecydowanie nie chciałbym żyć…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor