O wymyślonym święcie

Do napisania niniejszej notki zainspirowały mnie teksty autorstwa Piotra Gadzinowskiego, zamieszczone w Fatach po Mitach oraz Dzienniku Trybunie. A że temat jest interesujący, to chyba warto, bym spojrzał na niego z własnej perspektywy.

Jak się pewnie domyśliliście, notka będzie o dniu jutrzejszym, czyli 11 Listopada, kiedy to w (k)raju nad Wisłą obchodzimy Święto Niepodległości… co niewiele ma wspólnego z upamiętnieniem faktów historycznych; już prędzej wynika z ich przeinaczania. Ale po kolei.

W zasadzie, to KAŻDE święto – tak państwowe, jak też religijne – jest w większym bądź mniejszym stopniu „wymyślone”, odnosi się bowiem do abstrakcji, czyli najczęściej wydarzeń dawno minionych, a wręcz do legend, jakie wokół nich narosły. I tak, Boże Narodzenie w dniach 25-26 grudnia zaiste niewiele ma wspólnego z przyjściem na świat Jezusa Chrystusa (według historyków i biblistów, urodził się on najprawdopodobniej wiosną, przy czym pamiętać należy o licznych głosach kwestionujących, jakoby był on postacią historyczną). Święto Objawienia Pańskiego, popularne Trzech Króli, już w ogóle odnosi się najpewniej nie do realnego wydarzenia, lecz do literackiej symboliki zawartej w Ewangelii wg (św.) Mateusza. I tak dalej.

Ze świętami państwowymi jest dokładnie tak samo, a 11 Listopada stanowi dobitny tego przykład. Bo pamiątkę czego REALNIE obchodzimy tego dnia? Ano, 11 listopada 1918 roku formalnie zakończyła się I wojna światowa, tego też dnia z internowania w Niemczech powrócił, przywieziony, swoją drogą, niemiecką koleją, Józef Piłsudski. Od razu spotkał się z Radą Regencyjną, czyli organem władzy – jakkolwiek chyba trafniej byłoby napisać: administracji – ustanowionym przez Niemcy i Austro-Węgry na okupowanych przez ich wojska ziemiach polskich, wcześniej należących do Imperium Rosyjskiego. Pod koniec roku 1918 nie miała ona już w zasadzie żadnego politycznego znaczenia, powstawały od podstaw czysto polskie organa władzy (Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej z Ignacym daszyńskim na czele, Rady robotnicze i chłopskie), istniała w zasadzie tylko siłą inercji, niemniej jednak to właśnie z jej członkami dogadał się Piłsudski, skutkiem czego powierzyli mu oni wydumaną funkcję Naczelnika Państwa. Tym samym obalił on rząd Daszyńskiego; był to pierwszy w życiu tego dyktatora i zdrajcy socjalizmu zamach stanu.

Samo objęcie przez Piłsudskiego funkcji Naczelnika Państwa nie wiązało się z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. To stanowiło proces, a pierwszym niezależnym od zaborców polskim organem władzy – poza Radami robotniczymi i chłopskimi – był wspomniany wyżej TRLRP z siedzibą w Lublinie; jeśli już, to faktyczny początek istnienia niepodległego państwa polskiego wiązać należy z datą jego powstania, czyli 7 listopada 1918 roku. Zresztą, suwerennej Polski by nie było, gdyby nie Rewolucja Październikowa w Rosji i zwycięstwo w niej bolszewików, bo oni właśnie anulowali traktaty rozbiorowe.

Zatem jutro obchodzimy rocznicę zakończenia I wojny światowej oraz zamachu stanu w wykonaniu wąsatego faceta na Kasztance. I nic innego. Podobno jednak owo święto wynika z tradycji, a przynajmniej tak nam wmawia obecna propaganda. Też guzik prawda.

W II RP głównym świętem państwowym był 3 Maja (średnio sensownie, skoro uchwalona wówczas konstytucja w zasadzie nigdy nie zaczęła obowiązywać, nadto właśnie jej uchwalenie przyczyniło się do utraty niepodległości…). 11 listopada świętowali Piłsudczycy, ale raczej we własnym gronie; były to obchody w zasadzie tylko ich obozu politycznego. Dopiero, kiedy dorwali się do władzy w wyniku Zamachu Majowego (1926 roku) i zapoczątkowali sanacyjną dyktaturę, datę tę ustalili jako dzień wolny od pracy… ale nie dla wszystkich obywateli, lecz dla administracji państwowej, czyli dla powolnych sobie urzędasów. Rangę święta państwowego dzień ów otrzymał dopiero w roku 1937 (dwa lata po śmierci Piłsudskiego); w okresie II RP 11 Listopada uroczyste państwowe obchody urządzono tylko dwukrotnie: właśnie w 1937 oraz w 1938 r.

A potem była II wojna światowa. Hitlerowcy zakazali świętowania 11 Listopada, toteż Polacy obchodzili ów dzień w konspiracji, co było jedną z licznych form biernego oporu przeciwko wrogowi (tak jak tajne nauczanie, wystawiane potajemnie sztuki teatralne, itd.). Bardziej oficjalne obchody urządzali żołnierze polscy walczący zarówno na zachodnim, jak i na wschodnim froncie; jedni i drudzy podtrzymywali w ten sposób tradycję bytu państwowego i manifestowali swą pamięć o Polsce. W roku 1944 oficjalnie, w stylu przedwojennym (tyle, że bez rozgadywania się o Piłsudskim i jego mitycznych zasługach) świętowano 11 Listopada na terenach kontrolowanych przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i Armię Czerwoną. Rok później wprowadzono Święto Odrodzenia Polski, obchodzone 22 lipca (rocznica opublikowania Manifestu Lipcowego); znacznie bardziej sensowne niż 11 Listopada, ponieważ Polska w kształcie bardzo zbliżonym do obecnego (były jedynie delikatne korekty granic) odrodziła się właśnie w latach 1944-45 i ani ustrojowo, ani terytorialnie, ani demograficznie niewiele miała wspólnego z upadłą II RP. W latach 1989-90 zmienił się tylko ustrój polityczny i system gospodarczy (ten drugi na o wiele, wiele groszy, wręcz zbrodniczy i totalitarny), państwo jako takie pozostało jednak to samo.

W Polsce Ludowej czczenia 11 Listopada – wbrew temu, co wciska nam obecna prawicowa, kapitalistyczna propaganda, straszliwie rzecz jasna załgana – nie zakazano, lecz po prostu święto owo odeszło w zapomnienie, skoro oficjalnych obchodów nie organizowano. Przypomnieli sobie o nim dopiero w latach 70. byli Piłsudczycy i osoby uważające się za spadkobierców ich tradycji; zaczęli oni dzień ów świętować nieoficjalnie. Od nich przejęła to solidarnościowa opozycja, finansowana przez CIA za pośrednictwem Watykanu i włoskiej mafii. 15 lutego 1989 roku (czyli jeszcze za PRL-u!) Sejm ustawowo przywrócił listopadowe Święto Niepodległości.

I od tamtej pory corocznie odbywają się oficjalne uroczystości, z roku na rok coraz mocniej sklerykalizowane. Zaś na ulice wylegają tłumy neonazistowskich hord (spadkobierców endecji, w Polsce międzywojennej ZWALCZANEJ przez Piłsudczyków), sprawiając, iż 11 Listopada od mniej więcej dekady – acz proces ten ponury zaczął się oczywiście jeszcze wcześniej – przestał być Świętem Niepodległości, a stał się dniem nienawiści. Co jest bardzo, ale to bardzo przykre.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor