Ukarani za walkę

W ostatnich dniach posłowie Lewicy zajęli się – i bardzo dobrze, bo takie właśnie działania to ich obowiązek wprost wynikający z lewicowości – zwolnieniami dyscyplinarnymi, jakich kilka działających w Polsce międzynarodowych korporacji dopuściło się wobec… działaczek i działaczy związków zawodowych. Tak przykładowo postąpił jeden z banków, tak też zachowała się – pod wydumanym zresztą pretekstem – gigantyczna firma logistyczna, należąca do jednego z najzamożniejszych kapitalistów na świecie. W obu przypadkach wyrzucenie z pracy było karą za działalność związkową, czyli za walkę o lepsze warunki zatrudnienia dla koleżanek i kolegów.

Cóż, takie właśnie jest oblicze – jakkolwiek określenie „ryj” byłoby o wiele właściwsze – neoliberalnego kapitalizmu, jaki solidarnościowa targowica zainstalowała nad Wisłą po 1989 roku. W systemie owym, jak wiemy, pracownik sprowadzany jest do roli zaledwie narzędzia, generującego z pomocą swojej siły roboczej (za którą płacone ma mniej, niż wynosi jej realna wartość, na czym polega wyzysk) zyski prywatnym właścicielom środków produkcji, czyli kapitalistom – przeważnie zresztą zagranicznym, bo to im solidaruchy z Balcerowiczem na czele wyprzedały naszą gospodarkę; tak, Polska pod względem gospodarczym jest państwem skolonizowanym przez obcy kapitał, wobec którego lokalny pełni głównie funkcję podwykonawczą.

Owa siła robocza ma być możliwie najtańsza (są oczywiście wyjątki, czyli przedsiębiorstwa, których właściciele wiedzą, że za wysokiej jakości pracę trzeba dobrze zapłacić oraz zaoferować atrakcyjne pozapłacowe warunki zatrudniania), najlepiej w ogóle darmowa (bezpłatne staże, zalegalizowane przez rząd pewnego haratacza w gałę, a zarazem pirata drogowego). Doskonale wszak wiemy, iż im mniej – w stosunku do ceny wytworzonego przez siebie dobra lub usługi – pracownik zarobi, tym większy dochód dostanie kapitalistyczny wyzyskiwacz; a już szczególnie dla tegoż tasiemca dobrze, kiedy przerzuci się na proletariusza koszta pracy (w Polsce i tak bardzo niskie na tle Europy Zachodniej), takie jak ubezpieczenia społeczne chociażby, czemu służą oczywiście umowy śmieciowe tudzież wymuszone samozatrudnienie. Skoro zaś człowiek redukowany jest do funkcji li tylko narzędzia, no to jasnym jest, że kapitalista oczekuje od niego wyłącznie pracy, jak najdłuższej i jak najcięższej, a wszelkie oczekiwania względem firmy (poza możliwie najniższą wypłatą), typu urlop, zaplecze socjalne, płatne nadgodziny, itd., traktuje jako fanaberię lub nawet zagrożenie dla swoich zysków. Taka jest reguła systemu, przy czym, jak wskazałem wyżej, trafiają się kapitaliści, jacy się z niej wyłamują… ale, jako się rzekło, są oni wyjątkami. Większość bowiem działających w (k)raju nad Wisłą prywatnych właścicieli środków produkcji to albo tzw. „Janusze biznesu” (posiadacze małych przedsiębiorstw, czerpiących dochody tylko i wyłącznie ze skrajnego wyzysku, w zasadzie sprowadzającego się do prawie całkowitego niewolnictwa), albo udziałowcy gigantycznych korporacji, jakie zainstalowały w Polsce swoje montownie lub magazyny ze względu na TANIĄ siłę roboczą.

Dla i jednych, i drugich wszelkie prawa pracownicze zdają się być obciążeniem, bo redukują możliwość pasożytowania na harówie proletariuszy. A ci, co o prawa te walczą, z punktu widzenia i „Januszów biznesu”, i właścicieli koncernów tudzież korporacji, są zagrożeniem. To zaś oznacza, że bardzo, ale to bardzo niemile widzą oni w swoich firmach związki zawodowe, tzn. te REALNIE upominające się o dobre warunki zatrudnienia.

Toteż albo prowadzą taką politykę kadrową, by uniemożliwić zakładanie związków w swoich przedsiębiorstwach (np. zatrudnianie na śmieciówkach, zmuszanie pracowników do zakładania jednoosobowych działalności gospodarczych, itd.), albo – jeśli prawo nakazuje im umożliwić prowadzenie działalności związkowej, przeciągają związkowców na swoją stronę, bądź też ich mniej lub bardziej jawnie zwalczają. Formą tegoż zwalczania bywają właśnie dyscyplinarne zwolnienia działaczek i działaczy związkowych pod wydumanymi, z reguły fałszywymi pretekstami, przeciwko którym interweniuje Lewica.

Skutkiem takiego działania kapitalistów jest bardzo niskie na tle reszty Europy uzwiązkowienie polskiego proletariatu, przekładające się na złe warunki pracy, niskie zarobki, czyli na biedę po prostu. Jeśli zazdrościmy pracownikom z Europy Zachodniej czy Skandynawii ich zamożności, pamiętać musimy, iż jednym z jej głównych podstaw są silne związki zawodowe, mające silną pozycję negocjacji z kapitalistami; inaczej niż w (k)raju nad Wisłą, na Zachodzie członkostwo w tychże organizacjach jest raczej normą niż wyjątkiem.

Interesy klasy pracującej (proletariat/robotnicy/pracownicy) i pasożytniczo-wyzyskującej (kapitaliści) są przeciwstawne, lecz właśnie ta druga jest panująca i pasie się na pracy tej pierwszej. Dlatego pracownicy muszą walczyć o swoje, czyli o godną pracę, pozwalającą się utrzymać; walka owa nie będzie skuteczna bez organizowania się proletariuszy, np. właśnie w związkach zawodowych. Czerwonych, czyli realnie dbających o interesy pracowników, nie żółtych – wysługujących się pasożytom.

Działający w Polsce kapitaliści doskonale to rozumieją, i z tejże przyczyny bywa, że posuwają się nawet do zwalniania ludzi za walkę w interesie swoim oraz kolegów i koleżanek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor