Pracusie i pasożyty

Kilka lat temu w jednym z odcinków swojego programu telewizyjnego Robert Makłowicz pokazał (jeśli mnie pamięć nie myli) kambodżańską rodzinę prowadzącą obwoźny handel miejscowymi potrawami; wykorzystywała w tym celu skuter czy motocykl (nie pamiętam dokładnie), do którego przymocowano specjalną budkę, gdzie odgrzewano, gotowano i smażono owe przysmaki. Robert Makłowicz nazwał tę działalność „przykładem lokalnej przedsiębiorczości”. I miał w stu procentach rację, bo ci kucharze-handlarze stanowią wręcz model prawidłowo rozumianych przedsiębiorców.

Kimże bowiem jest przedsiębiorca/biznesmen? Ano, po prostu człowiekiem PRACUJĄCYM na własny rachunek, czyli prowadzącym swoją działalność gospodarczą (firmę). Może ona być jednoosobowa lub zatrudniająca pracowników; w obu tych przypadkach przedsiębiorca PRACUJE (zazwyczaj bardzo ciężko). Założenie takiej działalności – zwłaszcza jednoosobowej – nie zawsze jest dobrowolne, gdyż wymuszać je mogą już to przepisy prawne (agent ubezpieczeniowy, broker, itd.), już to pazerni kapitaliści, którzy zatrudniają pracowników pod warunkiem właśnie utworzenia przez tychże swoich jednoosobowych firm – celem rzecz jasna przerzucenia na nich kosztów pracy (ubezpieczenie społeczne, podatki, itd.) oraz pozbawienia praw typu urlop czy regulowany czas pracy; innymi słowy, mamy tu do czynieniem ze zwielokrotnieniem wyzysku.

Jeśli przedsiębiorca (nieważne, jak dużą działalność prowadzi) świadczy usługi na rzecz innego, większego podmiotu gospodarczego – czyli w przypadku albo podwykonawstwa wynikającego z profilu danej działalności (np. firma produkująca tapicerkę samochodową jest podwykonawcą koncernu motoryzacyjnego), albo wspomnianego wyżej wymuszonego przez nieuczciwego kapitalistę samozatrudnienia – jak najbardziej zaliczyć go należy w szeregi proletariatu, jest bowiem pracownikiem najemnym, tyle że zasuwającym na zleceniu, a nie na etacie. Przedsiębiorcami formalnie są również ludzie kultury, czyli twórcy i artyści, bo i oni zakładają własne firmy, po to chociażby, by móc odprowadzać składki ubezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego oraz rozliczać się z fiskusem.

W każdym razie, dla naszych dzisiejszych rozważań ważne jest to, iż przedsiębiorca jest człowiekiem pracy. Własną firmę założyć mógł z nieprzymuszonej woli, mogła go do tego zmusić sytuacja, wszelako pracuje, nawet, jeśli zatrudnia inne osoby. I swoim wysiłkiem przykłada się do rozwoju gospodarczego, a zatem tworzenia społecznego dobrobytu, podobnie, jak to czynią inni pracownicy; nie ma bowiem dobrobytu bez pracy, to ona jest głównym jego filarem, przy czym w kapitalizmie jej owoce nie trafiają do pracowników, lecz do pasożytów, o czym za chwilę. Dlatego przedsiębiorcy (czyli w wielu wypadkach proletariusze, tyle że formalnie samozatrudnieni) odgrywają pozytywną dla społeczeństwa rolę.

I to odróżnia ich od kapitalistów. Tych propaganda obecnego systemu też zalicza do grona przedsiębiorców, choć z dobrze rozumianą przedsiębiorczością nie mają oni jako żywo NIC wspólnego. Dlaczego? Ano, podczas gdy przedsiębiorca utrzymuje się z pracy własnej i ewentualnie zatrudnionych w swojej firmie osób, kapitalista… wcale nie pracuje. Owszem, czerpie zyski z pracy, ale nie swojej własnej, tylko INNYCH ludzi – pracowników firm, jakie stanowią jego własność. To właśnie tytuł posiadania (np. pakiet akcji) części lub całości danego podmiotu gospodarczego jest źródłem jego bogactwa (niejednokrotni gigantycznego), ZAWSZE generowanego przez INNYCH ludzi, czyli proletariuszy/pracowników wszystkich szczebli. Ich praca, a ściślej rzecz ujmując, siła robocza nieodmiennie wyceniona jest poniżej realnej jej wartości; tę jej część, która do pracujących nie trafia – wartość dodatkową – bierze kapitalista jako swój zysk (proces ów nazywa się oczywiście wyzyskiem). Innymi słowy, podczas gdy przedsiębiorca utrzymuje się z własnego wysiłku, kapitalista zawsze pasożytuje na cudzym. Jest więc rentierem, który pieniędzy nie zarabia, lecz je dostaje z tego powodu, że jest właścicielem lub współwłaścicielem takiej czy innej firmy (w przypadku najzamożniejszych wyzyskiwaczy, z reguły więcej niż jednej); nie musi nawet wiedzieć, czym się ona zajmuje i co się w jej ramach dzieje – liczy się dla niego tylko to, by na jego konto spływały pieniążki wygenerowane przez pracowników.

Kapitaliści pozostają zatem klasą pasożytniczo-wyzyskującą. W odróżnieniu od przedsiębiorców, ich rola w społeczeństwie jest wyłącznie negatywna. Przecież fakt, iż bogacą się oni na CUDZEJ pracy, rodzi takie tragedie jak nędza, rozwarstwienie społeczno-ekonomiczne, napięcia społeczne i polityczne, terroryzm, przestępczość zorganizowana, wojny… No i to właśnie zachłanność kapitalistów niszczy planetę Ziemię (zanieczyszczenia, wyeksploatowanie surowców, katastrofa klimatyczna), pozostają oni więc klasą, jaka już wkrótce doprowadzić może do wymarcia naszego gatunku wraz z, co gorsza, wieloma innymi.

O ile zatem przedsiębiorcy są grupą generalnie pożyteczną, o tyle kapitaliści pozostają klasą zbędną i szkodliwą, z istnienia której ostatecznie mamy tylko śmierć. Oczywiście może zajść sytuacja, kiedy przedsiębiorca, na skutek rozrostu swojej firmy chociażby, przestanie pracować, zacznie za to żyć z cudzej harówy, czyli zostanie kapitalistą; taka degeneracja nie stanowi wszakże normy.

Niestety, w kapitalizmie – jak sama nazwa nieludzkiego owego systemu wskazuje – to właśnie kapitalistyczne pasożyty stanowią klasę panującą, która zniewala nas i sprowadza do roli możliwie najtańszej siły roboczej, a także bezwolnych konsumentów. A naszymi nadzorcami, czyli kapo, są prawicowi politycy oraz neoliberalni ekonomiści i publicyści.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor