Cesarz 666

Dziś, gwoli odpoczynku, oderwiemy się od współczesności i zajmiemy historią. Konkretnie, jedną z najsłynniejszych, a zarazem najbardziej obsmarowywanych postaci w dziejach, czyli cesarzem rzymskim Luciusem Domitiusem Ahenobarbusem, szerzej znanym jako Neron lub Nero. Tak, tym z Quo vadis? Henryka Sienkiewicza.

Trzeba przyznać, że koleś miał pecha do czarnego PR-u. Pomyje wylewali na niego Pliniusz Starszy i Pliniusz Młodszy, Tacyt natomiast ukształtował opinię o Neronie jako o szalonym zbrodniarzu (właśnie tę wersję dziejów piątego cesarza rzymskiego wykorzystał Sienkiewicz jako materiał do swojej słynnej powieści; w jej ekranizacjach Neron z reguły przedstawiany jest w sposób karykaturalny lub groteskowy), zaś św. Jan w swojej Apokalipsie zrobił z władcy… antychrysta – 666 według żydowskiej numerologii oznacza dosłownie: „cesarz Nero”. Cóż, chrześcijanie faktycznie mieli powody, by bohatera niniejszej notki nie lubić, za jego bowiem rządów odbyło się pierwsze w Imperium Romanum państwowe prześladowanie wyznawców tejże religii… Ale czy naprawdę był on aż tak złym cesarzem? Dzisiejsi historycy mają poważne wątpliwości, czy utrwalony – między innymi za sprawą słynnego dzieła literackiego autorstwa wyżej wymienionego polskiego pisarza pochodzenia tatarskiego – w kulturze popularnej wizerunek Nerona odpowiada faktom. Lecz po kolei.

Rudobrody cesarz był synem Gnejusza Domicjusza Ahenobarbusa i Agrypiny Młodszej. Kiedy jego matka wyszła za cesarza Klaudiusza, ten adoptował jej syna, dając mu tym samym prawo do dziedziczenia tronu, równe z o pięć lat starszym Germanikiem, pierworodnym synem władcy. Agrypina w 54 r naszej ery otruła Klaudiusza grzybami i posadziła syna na tronie; Neron miał wówczas siedemnaście lat. Mamusia-arystokratka myślała pewnie, że synalek będzie jej marionetką, i z początku być może był, niemniej jednak dość szybko przechodzić pod wpływy innych osób, pozbawiając Agrypinę pozycji politycznej, aż w roku 59 rozkazał ją zamordować. Tego typu rodzinne zbrodnie, mimo iż są jak najbardziej przerażające, w rodach władców i patrycjuszy rzymskich nie były niczym niezwykłym, stanowiły wręcz normę. Dzieci zabijały rodziców lub odwrotnie, wzajemnie wyrzynały się rodzeństwa… Neron więc, zabijając matkę, bynajmniej nie wybił się poza standard.

A jak rządził? Cóż, prawdopodobnie był (podobnie zresztą jak Klaudiusz) osobą podatną na wpływy, jakość zatem jego aktywności politycznej zależała od tego, kto wkradł się w jego łaski i został wybrany na doradcę, zyskując tym samym wpływ na cesarza. Kiedy byli to Seneka Młodszy (Neron pozostawał zresztą jego wychowankiem), Sekstus Afraniusz Burrus i Petroniusz, Neron władał całkiem nieźle; Imperium Romanum odniosło wówczas sukcesy militarne, chociażby pokonując Patrów i odzyskując kontrolę nad Armenią, rozwijało się też gospodarczo. Gdy jednak wpływ na cesarza zdobył otoczony złą sławą, sadystyczny prefekt pretorianów, Tygellinus, Neron osunął się w stronę zbrodni wybijających się ponad ponurą rzymską normę; udział w tym miała również Poppea, żona władcy.

W roku 64 wybuchł ostatni wielki pożar Rzymu. Miasto to, warto zaznaczyć, płonęło często, ze względu na kiepską zabudowę, niemniej jednak tym razem ogień rozprzestrzenił się poza – jak to zwykle bywało – dzielnice nędzy, pustosząc posiadłości średniozamożnych Rzymian oraz wille wielu patrycjuszy. Co ciekawe, cesarza nie było wówczas w Wiecznym Mieście; na wieść o pożarze szybko jednak tam powrócił i otworzył swój pałac dla pogorzelców – wszystkich, bez względu na przynależność klasową. Podczas odbudowy stolicy zadbał o wdrożenie takich planów zabudowy, by wielkie pożogi się nie powtarzały – co się udało. Ale wówczas zaczęły się kłopoty wizerunkowe Nerona.

Otóż, był on wprawdzie lubiany przez lud rzymski, gardzili nim za to arystokraci (patrycjusze) i elity intelektualne. A to ze względu na fakt, iż miał on raczej ambicje artystyczne niż polityczne. Pisał poezję i śpiewał, nadto pozostawał szczodrym mecenasem kultury i sztuki. Rzymianie – zwłaszcza z klas uznawanych za elitarne – pozostawali estetami, niemniej jednak pragnęli silnego, stabilnego państwa, toteż woleli na tronie cesarskim rasowego polityka niż poetę. A jeszcze ważniejszym powodem ich niechęci wobec niego niechęci było to, że cesarz, pod wpływem Tygellinusa i swojej żony, osuwał się w stronę despotyzmu. Nie tylko odsyłał w zaświaty swoich przeciwników politycznych (co w tamtych czasach było normą), ale też usiłował zmniejszyć pozycję Senatu, w którym zasiadali odpowiednio bogaci Rzymianie… czyli cesarz zagrażał ich pozycji oraz majątkom. Prawdopodobnie to Tygellinus i Poppea wykorzystywali go do eliminacji nielubianych przez siebie osób, niemniej jednak gniew patrycjatu skrupiał się na Neronie. A skala tegoż gniewu wzrosła po wspomnianym wyżej pożarze, w którym ucierpiały majątki patrycjuszy. Szybko bowiem zaczęły rozchodzić się plotki (najprawdopodobniej niemające nic wspólnego z prawą, stanowiące to, co dziś nazywamy czarnym PR-em), jakoby to z rozkazu Nerona podpalono Rzym; taką wersję lansował później Tacyt, a Sienkiewicz przejął ją na użytek fabuły Quo vadis? właśnie od niego. Oskarżenie, w każdym razie, było na tyle poważne, iż zagroziło władzy, a zatem i życiu cesarza. Być może nie miał on jak udowodnić swojej niewinności, więc za radą Tygellinusa i Poppei znalazł kozła ofiarnego – członków chrześcijańskiej gminy (wspólnoty, Kościoła) rzymskiej. Pasowali jak ulał.

Chrześcijanie z Wiecznego Miasta (ci konkretni, bo w I wieku naszej ery wyznawcy tej rodzącej się wtedy religii nie tworzyli jednolitego Kościoła, lecz tworzyli wiele odrębnych wspólnot, z których każda miała swoje święte teksty i każda szerzyła swoją ideologię, niejednokrotnie skrajnie różniącą się od tego, co głosili liderzy innych Kościołów) w rzeczywistości nie byli pacyfistycznymi altruistami, jak opisał ich Sienkiewicz, lecz tworzyli apokaliptyczną sektę. Twierdzili oni, że cały świat – a stolica Imperium Romanum w szczególności – to dzieło szatana, które zostanie starte z powierzchni Ziemi przez Jezusa, kiedy ten powróci z zaświatów. Wierzyli, iż ów powrót nastąpić miał na dniach, a póki nie następował, należało odwrócić się od grzesznego świata. Czyli zrywać wszelkie więzy społeczne, z rodzinnymi włącznie, potępiać kulturę i pozostałe egzystujące w Cesarstwie religie, dokonywać dzieł zniszczenia… Nic dziwnego, że Rzymianie bali się chrześcijan, a Neronowi łatwo było wmówić ludowi i patrycjatowi, iż to oni podpalili stolicę (kto wie, może tak właśnie było…?). No to zaczęły się represje, czyli wielkie igrzyska, zorganizowane przez Tygellinusa, podczas których chrześcijan masowo mordowano na arenach. Były to pierwsze w Imperium Romanum zinstytucjonalizowane (choć nie najokrutniejsze!) prześladowania wyznawców tej religii; wcześniej władze rzymskie wręcz ich chroniły (najstarsze chrześcijańskie miejsca kultu odkryto w koszarach legionów stacjonujących w Syrii) przed Sanhedrynem, czyli politycznym i religijnym organem władzy żydowskiej; pierwsi chrześcijanie, przypominam, byli Żydami, ale nielubianymi przez Sanhedryn, ponieważ w ślad za rewolucjonistą Jezusem z Nazaretu nie uznawali jego władzy.

Właśnie owe prześladowania doprowadziły do tego, że św. Jan pojechał sobie w Apokalipsie (dzieło, swoją drogą, nad wyraz optymistyczne) po Neronie i Rzymie jako mieście oraz państwie.

Dzięki nim jednak udało się Neronowi odsunąć od siebie podejrzenia o wzniecenie pożaru i rozładować gniew patrycjatu. A lud był mu wdzięczy za darmowy chleb (jego dystrybucja stanowiła jeden z filarów rzymskiej polityki na wszystkich szczeblach) oraz za igrzyska, za wstęp na które plebejusze również nie musieli płacić. Niestety, w następnych latach Tygellinus coraz bardziej wykorzystywał Nerona do likwidacji swoich przeciwników; do popełnienia samobójstwa zmuszono chociażby Senekę Młodszego i Petroniusza. Rządy zatem cesarza stawały się za sprawą jego dorady (i żony, bo o Poppei też nie należy zapominać) coraz bardziej okrutne i despotyczne. W kolejnych prowincjach wybuchały bunty przeciwko Neronowi; najdotkliwszy spośród nich był bodaj ten wzniecony przez legionistów z Hiszpanii, jacy obwołali nowym cesarzem niejakiego Galbę. Senat wyrwał się spod cesarskiego wpływu, posłuszeństwo Neronowi wypowiadały kolejne oddziały wojskowe, z pretorianami włącznie (Tygellinus, czując, że grunt palił mu się pod nogami, zmienił orientację polityczną i poparł Galbę). Zrozpaczony, opuszczony przez wszystkich (Poppea niewiele wcześniej zmarła) Neron popełnił samobójstwo. Tuż przed tym, jak wpakował sobie sztylet w szyję, miał podobno zadać pytanie: Jakiż artysta ginie [wraz ze mną]?

Jeszcze długo po jego zgonie krążyły po Imperium Romanum plotki, jakoby Neron sfingował samobójstwo i tylko się ukrywa, a za jakiś czas powróci, by odzyskać władzę. Pojawiali się nawet podszywający się pod niego ludzie (chyba podobni do naszego Dymitra Samozwańca), którzy zdobywali nawet poklask wśród ludu, co oznacza, iż mniej zamożni Rzymianie, robotnicy i drobni rzemieślnicy, rządy Nerona sobie cenili. Ale to patrycjusze, którzy go nienawidzili, przekazali potomnym wizję tego cesarza jako szaleńca i okrutnika (mimo że na cesarskim tronie zasiadali ludzie znacznie bardziej zwariowani i okrutni niż on), która zaadoptowała się w kulturze.

A teraz tak. Pytanie o umierającego artystę zdaje się wskazywać, że nim właśnie Neron się czuł. Sprawował władzę cesarską, bo musiał, w końcu pewnie w tym zasmakował, niemniej jednak raczej nie znał się na polityce, skutkiem czego przez cały okres swoich rządów pozostawał czyjąś marionetką. Na co się godził, bo to właśnie kultura i sztuka (zarówno we własnym, jak i w cudzym wykonaniu) były jego priorytetem, nie zaś polityka. Niestety, właśnie on firmował zbrodnie Tygellinusa i Pompei, i to on za nie płacił. Tak to jest, kiedy ktoś bierze się za dziedzinę, na jakiej się nie zna.

Obecnie też w świecie polityki pojawiają się ludzie zawodowymi politykami niebędący. W Polsce są to na przykład Kukiz czy Hołownia, w Ukrainie Zełeński, USA przez cztery lata męczyły się z Trumpem… Bywa, że tacy zdobywają popularność (niekiedy, niestety, dającą im realną władzę) oraz zaufanie społeczne, choć bynajmniej na to nie zasługują. Efektem są bardzo złe, szkodliwe dla państw i społeczeństw rządy. Tacy polityczni amatorzy szybko też stają się – identycznie, jak to było z Neronem – marionetkami w rękach znacznie bardziej doświadczonych, cwanych tudzież cynicznych graczy, stojących za ich plecami.

Neron miał pecha, bo zamiast wielkiego lub przynajmniej niezłego artystę, zapamiętano co jako zbrodniczego cesarza, oskarżanego również o czyny, jakich nie popełnił. A ilu takich potencjalnych Neronów działa na scenach politycznych poszczególnych krajów?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor