Kartki na żywność

Kilka dni temu portale społecznościowe obiegła wieść, jakoby nie-rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości zamierzał wprowadzić… kartki na żywność. Nie wiem, czy to fake, czy prawda, przypuszczam jednak, że to pierwsze.

Gdyby jednak PiS-owcy faktycznie mieli takie plany, to przypuszczać należy, iż owe kartki niewiele miałyby wspólnego z tymi, które w latach 80. ubiegłego wieku wprowadzono w PRL na żądanie NSZZ „Solidarność”, w zamierzeniu po to, by usprawnić, faktycznie wówczas kulejącą, dystrybucję artykułów żywnościowych. Już raczej pomysł ów zaczerpnięty byłby z USA, gdzie kartki na żywność obowiązują od lat 60. XX wieku.

Konkretnie, są to bony przekazywane najbiedniejszym mieszkańcom Stanów Zjednoczonych przez pomoc społeczną. Można za nie kupić jedzenie i napoje – najtańsze, a zatem marnej jakości i często szkodliwe dla zdrowia – w sklepach. Na podobnej zasadzie funkcjonują tam chociażby bony edukacyjne, mające pomóc uboższym Amerykanom w dostępie do płatnej edukacji. Skupmy się jednak na tych żywnościowych.

Bo owszem, nabyć za nie można co najwyżej junk food, czyli śmieciowe jedzenie, najtańsze, wyprodukowane z najmniej wartościowych składników odżywczych, spożywanie którego na dłuższą metę wręcz szkodzi. Niemniej jednak, nie da się ukryć, iż dzięki tym bonom każdego roku około 50 mln (liczba ta rośnie!) osób żyjących w USA unika… śmierci głodowej. Ni mniej, ni więcej. Kapitalistyczna gospodarka Stanów Zjednoczonych od czasów wdrożenia zbrodniczej, neoliberalnej reaganomiki (na jakiej wzorowany był chociażby plan Sachsa-Balcerowicza), funkcjonuje tak „zarąbiście”, że gdyby nie kartki na papu, zagłodziłaby na śmierć 50 mln zamieszkujących owo państwo ludzi każdego roku.

Rzecz jasna, zapobieganie klęsce głodu to ogromna zasługa tegoż programu kartkowego, czy może raczej bonowego… ale tak naprawdę pełni on inną funkcją, zaś ratowanie ludzi przed paskudną śmiercią jest tylko jego efektem ubocznym.

Otóż, bony w USA wprowadzono po to, by człowiek w trudnej sytuacji materialnej mógł sobie KUPIĆ na tzw. wolnym rynku dany produkt (żywność na przykład) lub usługę (posłanie dzieciaka do szkoły), do których w innym wypadku nie miałby dostępu. Czyli de facto jest to transfer pieniędzy publicznych (bony są wszak finansowane z państwowego budżetu) do sektora prywatnego. I taki właśnie jest główny cel tego programu – aby kapitaliści mogli uzyskać dochody, których inaczej nie mieliby z powodu szalejącej wśród obywateli nędzy (nędzarza przecież nie stać na dokonywanie transakcji handlowych). Pomoc jest niejako przy okazji.

I, w przypadku bonów na żywność, jest to pomoc w jedynie umożliwieniu przeżycia, a raczej wegetacji. Same w sobie bony nie pomagają nikomu polepszyć swojej kondycji bytowej. Nie zastępują realnej polityki społecznej, polegającej chociażby na kreowaniu stabilnych, dobrze płatnych miejsc pracy czy wdrażaniu programów faktycznie wydźwigujących ludzi z nędzy, bezdomności czy bezrobocia. A nędzarzy w USA z roku na rok przybywa – ot, skutek dzikiego kapitalizmu.

Tyle, że w większości państw kapitalistycznych rządzącym – jeśli są z prawicy – nie zależy na faktycznej walce z wymienionymi wyżej patologiami. Wręcz przeciwnie, dla kapitalizmu jako systemu społeczno-ekonomicznego dobrze jest, kiedy większość społeczeństwa żyje nawet jeśli nie w nędzy, to przynajmniej w ubóstwie, zaś sytuacja bytowa osób średniozamożnych jest niestabilna (tzn. w każdej chwili utracić mogą źródło dochodów). Na tychże negatywnych zjawiskach pasą się przecież kapitaliści; bieda oraz niestabilność bytowa rodzą przymus ekonomiczny, czyli konieczność znalezienia jakiegokolwiek zatrudnienia, a im owa konieczność pilniejsza, tym gorsze warunki pracy, jakie poszukujący jej człowiek gotów jest przyjąć. Czyli tym większa możliwość wyzyskiwania klasy pracującej, z czego, jak wiemy, pochodzą zyski kapitalistycznych pasożytów (nie mylić z przedsiębiorcami, będącymi wszak ludźmi pracy, też zresztą często-gęsto wyzyskiwanymi i kantowanymi przez wielki kapitał).

Dlatego też rządząca prawica NIGDY nie wdroży programów REALNEJ walki z nędzą. Co najwyżej podejmie szczątkowe działania zapobiegające masowej śmierci głodowej (trupy wszak nie harują na fortuny kapitalistów), takie jak bony żywnościowe w USA lub 500 Plus (tak, tak!) w Polsce. Głównymi beneficjentami tychże doraźnych, fragmentarycznych programów tak czy owak są kapitaliści, bowiem, jako się rzekło, publiczne pieniądze transferowane już to w formie bonów, już to w formie gotówki, ostatecznie lądują właśnie na ich kontach.

Jeżeli więc Bezprawie i Niesprawiedliwość faktycznie wprowadzi kartki na żywność w Polsce, to będzie to właśnie wyglądało tak jak w Stanach Zjednoczonych. Czyli może mniej ludzi umrze, ale ostatecznie napasą się na tym kapitalistyczne pasożyty.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor