Komunikacja publiczna

Od dłuższego już czasu działają ruchy i inicjatywy społeczne – rozkręcane głównie przez młode osoby, cechujące się wysoką świadomością klimatyczną – które promują rezygnację z przemieszczania się samochodem na rzecz korzystania z komunikacji publicznej. Bo tak będzie lepiej dla środowiska, z tego oczywiście powodu, że wygenerujemy mniej zanieczyszczeń, gdyż skala ruchu drogowego ulegnie redukcji. Kolejne zalety takiego rozwiązania to mniej korków (a to pozytywnie wpłynie na nasze zdrowie psychiczne – i bynajmniej tu nie kpię), ci zaś, którzy (na przykład z racji wykonywanej pracy) autem muszą się poruszać, zyskają więcej wolnych miejsc parkingowych. Mniej samochodów na drogach to także wyższy poziom bezpieczeństwa pieszych. Zalety takiego rozwiązania można zresztą mnożyć.

Ogólnie, pomysł jest dobry… ale nie zawsze i nie wszędzie da się go zrealizować, zwłaszcza w (k)raju nad Wisłą.

Owszem, po dużych miastach znacznie wygodniej jest poruszać się autobusami bądź tramwajami niż na własnych czterech kółkach – to bez dwóch zdań. Tkwienie na zakorkowanej ulicy, krążenie po parkingu w nadziei na to, że ktoś wreszcie wyjedzie i zwolni miejsce, za postój na jakim trzeba zresztą zabulić (niekiedy słono!) do przyjemności się wszak nie zaliczają. Inaczej rzecz wygląda, kiedy wykonuje się zawód wymagający, przykładowo, codziennych dojazdów do klientów bądź kontrahentów, bo wówczas auto mieć trzeba i staje się ono narzędziem pracy; połączenia autobusowe lub tramwajowe okazać się mogą niewystarczające. Ale poza metropoliami…

Około 20 proc. polskich obywatelek i obywateli dotyka problem wykluczenia komunikacyjnego, czyli albo w ogóle nie mają dostępu do komunikacji publicznej, albo dociera do nich co najwyżej jedno połączenie dziennie. Są to przede wszystkim osoby mieszkające na wsiach i w mniejszych miasteczkach; im samochód jest po prostu niezbędny, by dostać się do pracy, na zakupy, do lekarza, itd. Wynika to z patologicznych przemian, jakie następowały po 1989 roku, jednym z elementów których była prywatyzacja, a następnie likwidacja przedsiębiorstw przewozowych. Żeby więc ludzie ci rezygnowali z przemieszczania się autem na rzecz komunikacji publicznej, ta po prostu musi do nich docierać.

Dalej, powinna ona mieć odpowiednią jakość. Jeśli w pociągu, autobusie, trolejbusie, tramwaju, itd. jest brudno i śmierdzi, nie wspominając o tym, że panuje w nich ścisk, to pojazdami tymi jeździli będą wyłącznie ci, co naprawdę muszą, reszta będzie wolała swój samochód lub podwózkę przez przyjaciół. Szczególnie przy drogich biletach; jeżeli koszta przemieszczania się samochodem będą porównywalne z kwotami, jakie musimy zapłacić za korzystanie z komunikacji publicznej, zdecydowana większość obywateli wybierze swoją furę.

To samo tyczy się czasu przejazdu. Jeśli określoną trasę pokonam samochodem dwa-trzy razy szybciej niż pociągiem, jazda którym będzie nadto wymagała przesiadek, a za paliwo zapłacę niewiele więcej niż za bilety, wybór będzie tylko raczej oczywisty.

Przed pandemią zaczęły działać inicjatywy wdrożenia darmowego transportu publicznego; nawet próbowano wdrażać to w praktyce (w mojej miejscowości chociażby), ale koronawirus wszystko zniweczył. Z czasem jednak warto będzie do tego wrócić, bowiem takie właśnie przewozy, pod warunkiem rzecz jasna zachowania przez nie przyzwoitej jakości, stanowiły będą realną zachętę dla ludzi do rezygnacji z codziennego przemieszczania się samochodem, skutkiem czego przełożą się na zmniejszenie skali zanieczyszczeń, redukcję korków, zwiększenia bezpieczeństwa na drogach, itd.

Oczywiście nie jest też tak, iż samochód pozostaje wcielonym złem i trzeba go demonizować. Za zanieczyszczenia powietrza w znacznie większym stopniu niż pojazdy mechaniczne odpowiadają piece-kopciuchy oraz elektrownie węglowe. Z kolei skalę zagrożenia w ruchu drogowym zawsze potęguje najsłabszy element, czyli człowiek za kierownicą. No i, jako się rzekło, wielu ludzi w Polsce MUSI autami jeździć, ze względu chociażby na niedostatki komunikacji publicznej w Polsce.

Jasne, przesiadka z samochodu do pociągu, autobusu i tramwaju to dobry pomysł, żeby jednak w ogóle był realizowany, komunikację publiczną w (k)raju nad Wisłą trzeba w znaczący sposób zmodernizować. A to już zadanie dla państwa oraz samorządu. Dopóki wszelako rządzi prawica, która nie rozumie, czym jest dobra polityka społeczna, nie zostanie ono wypełnione.

PS. Jutro notki może nie być, za co serdecznie z góry przepraszam.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor