Najgroźniejszy szalony naukowiec

W literaturze (oraz rzecz jasna w kinie, komiksie czy grach) science-fiction od samego początku tego gatunku, czyli od publikacji w roku 1818 powieści Frankenstein autorstwa Mary Shelley, pojawia się motyw szalonego naukowca, który prowadząc badania i dokonując odkryć, nie liczy się z kwestiami moralnymi, etycznymi, humanitarnymi, społecznymi czy jakimikolwiek innymi, skutkiem czego przekracza wytyczone przez Naturę/Boga granice, powodując tragedię dla siebie i otoczenia, a nawet całej ludzkości. W nowszych dziełach, jakie można przypisać do fantastyki naukowej, np. powieściach nieżyjącego już Michaela Crichtona, szalonego naukowca zastępuje niekiedy szalony kapitalista wykorzystujący – ma się rozumieć, w celach jak najbardziej zarobkowych – pracę naukowców do celów może nie tyle niecnych, ile potencjalnie bardzo groźnych dla świata.

Ci powieściowi, filmowi, komiksowi, itd., nieliczący się z niczym badacze i odkrywcy najczęściej zajmując się medycyną, biologią, chemią, fizyką, a w nowszych dziełach chociażby genetyką, nanotechnologią, informatyką, robotyką, fizyką kwantową… mówiąc krótko, operują w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych. W dziełach łączących science-fiction z horrorem, jak dla przykładu wspaniałych opowiadaniach Howarda Phillipsa Lovecrafta, tacy naukowi szaleńcy kumać się jeszcze mogą z tajemniczymi ciemnymi siłami, nad którymi, jak łatwo się domyślić, nie są w stanie zapanować.

To tyle, jeśli chodzi o fantazję – w mniejszym lub większym stopniu odwołującą się do rzeczywistości – pisarzy tudzież scenarzystów. W realnym życiu nie udało się jeszcze ożywić niby-ludzkiej istoty poskładanej ze szczątków nieboszczyków, wyhodować hybrydy ludzi i zwierząt, sklonować dinozaurów ani zrobić niczego podobnego. Tak naprawdę, badania naukowe z zakresu nauk ścisłych i przyrodniczych są bardzo drogie (dlatego prowadzą je największe uczelnie i korporacje, a nie badacze-amatorzy), częstokroć też nie przynoszą założonych efektów.

Czy to znaczy, że nie ma na świecie… no, może nie szalonych, ale niebezpiecznych naukowców? Są, i to jeszcze jak groźni! Nie parają się jednak biologią, medycyną, chemią ani niczym podobnym, lecz ekonomią. Niektóre bowiem koncepcje ekonomiczne, jeśli wdrożyć je w życie, zabijają setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzi.

Pod tym względem najgorzej w historii (przynajmniej licząc od 1945 roku) zapisał się Milton Friedman (plus jego naśladowcy, w tym Balcerowicz), amerykański ekonomista, twórca koncepcji monetaryzmu oraz piewca nieludzkiego systemu kapitalistycznego w wyjątkowo dzikim wydaniu. Opowiadał się za zmniejszeniem podatków (dla najbogatszych), które niesłusznie uważał za czynnik hamujący rozwój gospodarczy, likwidacją państwowej polityki społecznej, przekazaniem usług publicznych sektorowi prywatnemu tudzież ograniczeniem roli państwa do funkcji obronnych. Określa się to mianem leseferyzmu, neoliberalizmu i neokonserwatyzmu; jest to model gospodarczy, w którym niemal wszystko podlega urynkowieniu, a zatem za wszystko trzeba płacić, podczas gdy kapitalista ma niemal nieograniczoną swobodę wyzyskiwania pracowników; takie rozwiązania jak płaca minimalna czy limitowany czas pracy też są źle widziane w ekonomicznej teorii Friedmana.

Jego koncepcje w większym lub mniejszym stopniu wdrożono w wielu państwach. Najbrutalniej odbyło się to w Chile w latach 70. ubiegłego stulecia, kiedy to junta pod wodzą Augusta Pinocheta wymordowała tysiące ludzi, nieraz w wyjątkowo okrutny sposób, aby zdeformować ekonomię pod dyktando uczniów i zwolenników Friedmana (Chicago Boys). Efektem były nie tylko zbrodnie, ale też zrujnowanie gospodarki oraz doprowadzenie do tego, że Chilijczyków nie stać nawet na… przejazd drogą, za co muszą zapłacić; stąd tamtejsze bunty społeczne, które niedawno wstrząsnęły tym krajem.

Podobnie neoliberalną politykę gospodarczą, czyli budowę kapitalizmu rodem z XIX stulecia, prowadziły junty w innych państwach latynoamerykańskich, rzecz jasna również masowo mordując ludzi, a innych doprowadzając do nędzy. W USA przybrały one formę reaganomiki, która poskutkowała gigantycznym rozwarstwieniem ekonomiczno-społecznym (trwającym do dziś), przyrostem masowej nędzy, bezrobocia i bezdomności. Identycznie było w Wielkiej Brytanii – thatcheryzm, łączącym się nadto z brutalnymi represjami społecznymi. W Polsce koncepcje Friedmana w znaczącym zakresie wdrażał, złamawszy ustalenia zawarte przy Okrągłym Stole, Leszek Balcerowicz i jego prawicowi następcy; konsekwencje to: ruina naszych zakładów przemysłowych, kolonizacja (k)raju nad Wisłą przez międzynarodowy kapitał (za coś w końcu „Solidarność” brała kasę od CIA), gwałtowny przyrost biedy, masowe bezrobocie skutkujące równie masową emigracją zarobkową, niestabilne zatrudnienie śmieciowe, bezdomność, brak stabilizacji życiowej, banksterstwo, zbrodnicza (re)prywatyzacja lokali mieszkalnych, kilka tysięcy samobójstw rocznie, itd.

Czy Friedman i zwolennicy jego koncepcji, w tym Balcerowicz, byli/są szaleni? Cóż, z ich zdrowiem psychiczny najprawdopodobniej wszystko było/jest w porządku. Jednakże stworzony i wdrażany przez nich neoliberalny model gospodarczy jest podobnie zabójczy jak faszyzm (z którym zresztą często się łączy, np. w Chile właśnie). Wynika to z jednej strony ze złej woli tych ekonomistów, reprezentujących – sprzeczne z interesami większości ludzkości – interesy jedynie klasy pasożytniczo-wyzyskującej (kapitalistów), z drugiej natomiast śmiertelne skutki wdrażania ich teorii wzięły się z tego, iż są one po prostu oderwane od rzeczywistości. Na papierze ładnie wyglądają, w praktyce powodują zniszczenie i śmierć… masowe zniszczenie i masową śmierć.

No, ale jeśli dana teoria jest szalona, to co można powiedzieć o jej twórcy lub zwolenniku…?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor