Wdowi grosz

Jeśli wierzyć trzem biblijnym Ewangeliom, żydowski robotnik najemny, a zarazem wybitny rewolucjonista z I wieku n. e. usiadł sobie w odbudowanej przez Heroda Wielkiego Świątyni Jerozolimskiej, obserwując, jak wyznawcy judaizmu wrzucają ofiary pieniężne do specjalnie w tym celu wystawionej skarbony. W pewnym momencie dostrzegł wdowę, która wrzuciła jednego asa, czyli najmniejszą jednostkę monetarną w ówczesnej Judei pod rzymską okupacją (odpowiednik grosza, centa, pensa, itd.). Robotnik-rewolucjonista uznał, że ofiara tej kobity (złożona, teoretycznie przynajmniej, Bogu, choć trudno uwierzyć, by potrzebował on jakichkolwiek pieniędzy) jest najwyższa spośród wszystkich, jakie tamtego dnia wrzucono do skarbony. A to dlatego, że wdowa oddała wszystkie środki na swoje utrzymanie, podczas gdy pozostali ludzie przekazywali forsę z nadwyżki – innymi słowy, rzucali ochłapy.

Tak oto zrodziła się legenda o wdowim groszu, który w oczach Boga/bóstw ma mieć wyższą wartość niż największe bogactwa. Występuje ona w różnych religiach i różnych kulturach; polska wersja też jest.

Pomijając wszelako kulturowy jej aspekt i abstrahując od tego, czy warto przeznaczać kasę na cele religijne, zauważyć należy, że zasada wdowiego grosza obowiązuje do dziś, jakkolwiek w wersji mocno różniącej się od biblijnego oryginału.

Otóż, obserwowana przez Jezusa uboga kobieta oddała swoje pieniądze na ofiarę dobrowolnie. Owszem, mogła być zmanipulowana przez kapłanów tudzież innych liderów religijnych, którzy wmówili jej, iż tak czynić należy, jednak najpewniej nikt jej noża do gardła nie przykładał, ani nie groził innymi karami, gdyby ofiary nie złożyła; prawdopodobnie ona sama zdecydowała, że tego a tego dnia pójdzie do świątyni i wrzuci asa do skarbony.

Obecnie z kolei wdowi grosz jest wymuszany, tzn. biedni ludzie zmuszeni są płacić, i to nie tylko związkom wyznaniowym, do jakich ewentualnie przynależą, ale też państwu i jego administracji. W wielu krajach kapitalistycznych – Polska NIE ZALICZA się od tym względem do wyjątków! – system podatkowy, nawet, jeśli formalnie jest liniowy (nader niesprawiedliwe rozwiązanie, wbrew pozorom) lub progresywny, de facto okazuje się regresywny, co oznacza, że im niższe dochody ma obywatel, tym w stosunku do nich wyższe podatki odprowadza, zarówno bezpośrednie (dochodowy na przykład), jak też pośrednie (VAT, akcyza, itd.). Odczuwa je bardzo mocno, często osobom najuboższym daniny publiczne pustoszą portfel. W niektórych państwach patologię tę łagodzą ulgi podatkowe czy kwota wolna od podatków; niestety, w (k)raju nad Wisłą ta druga pozostaje nad wyraz niska.

Z kolei kapitaliści – milionery i miliarderzy, których gigantyczne bogactwo pochodzi nie z ich pracy, lecz z wyzysku i eksploatacji robotników, płacą podatki na tyle niskie w stosunku do swoich dochodów, że w zasadzie ich nie odczuwają. Mało tego, bywa, że nie odprowadzają ich w ogóle, ponieważ są z nich pozwalniani. A jeśli już muszą je zapłacić, to niektórzy z tych skąpców i pijawek kombinują, jak by tu je jeszcze zaniżyć, efektem czego jest okradanie własnych państw i społeczeństw poprzez transferowanie gigantycznych środków na konta w rajach podatkowych; pieniądze te albo tam leżą bezużytecznie, albo też inwestowane są w spekulacje finansowe, nie przekładając się na realną gospodarkę, co prowadzi do zwiększenia skali nędzy na świecie i głodu, który rocznie zabija około 9 mln osób.

Kapitalista bowiem wyjątkowo nie lubi dzielić się swoim pochodzącym z pasożytnictwa bogactwem, zwłaszcza z własnymi państwami… Ale nie, przedstawiciele tejże pasożytniczej, obciążającej swym istnieniem ludzkość klasy czasami się dzielą, zachowując się jak ewangeliczni Żydzi z legendy o wdowim groszu. Bywa bowiem, że wspomogą jakąś akcję charytatywną lub organizację humanitarną datkiem „z dobrego serca”, wpłaconym oczywiście po to, by poprawić swój wizerunek. Wówczas media pieją z zachwytu nad tymi krezusami, jacy to oni hojni, i każą piać swoim odbiorcom… Podczas gdy owe kwoty, mimo iż nam wydają się ogromne, w istocie stanowią jedynie ułamek pochodzącego z eksploatacji klasy pracowniczej dochodu tychże kapitalistów; są to pieniądze, które oni sami wydają na przysłowiowe „waciki”. Mówiąc krótko, wyzyskiwacze rzucają ochłapy, i to tylko w tym celu, by brylować przed kamerami i ukryć fakt, że pasą się na nas.

Jasne, zdarzają się przypadki, kiedy kapitalista przekaże na cele dobroczynne czy humanitarne połowę lub większą część swojego majątku (to, co pozostanie, i tak wystarczy na luksusy dla iluś tam pokoleń jego potomków), albo też stale finansują działania systemowe pomagające wybić się ludziom utalentowanym… niemniej jednak są to wyjątki, nie reguła.

A tymczasem my, zwykli ludzie, zmuszani jesteśmy do oddawania środków na życie...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor