Do wykreślenia

Wczoraj pisałem o pomyśle pana posła Gduli (jakkolwiek nie on pierwszy wyszedł z takim konceptem, gdyż temat ów powraca co jakiś czas), by z listy lektur szkolnych dla podstawówki usunąć – ze względu na rasistowskie treści oraz negatywne stereotypy – W pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza, ewentualnie omawiać książkę tę z antyrasistowskim komentarzem w starszych klasach. Cóż, jak zaznaczyłem we wczorajszej notce, ja bym tę akurat powieść na liście lektur zostawił, ale że zarzuty lewicowego parlamentarzysty wobec niej są w pełni uzasadnione, uważam, że powinna ona być omawiana z komentarzem dotyczącym negatywnych skutków rasizmu i tego, że opisana na jej kartach Afryka to wymysł autora niemający zbyt wiele wspólnego z faktami, toteż książka ta ma walor jedynie rozrywkowy, w żadnym razie poznawczy.

Dziś temat lektur szkolnych pociągniemy, ponieważ, wbrew pozorom, jest to dość istotna sprawa.

Jak już parę ładnych razy pisałem, polskie szkolnictwo ma liczne grzechy, spośród których do głównych zaliczyć należy zniechęcanie do zdobywania i poszerzania wiedzy oraz do czytania dla rozrywki. Dobór bowiem lektur obowiązkowych sprawia, iż uczniowie – nawet ci, co w swoich domach zachęcani są do sięgania po książki – wynoszą przekonanie, że kontakt ze słowem pisanym to przykry obowiązek, katorga wręcz, a nie frajda. Odbija się to później negatywnie na ich rozwoju, a co za tym idzie, na kondycji społeczeństwa, również w wymiarze ekonomicznym (tak, tak!).

Uważam, co zresztą też już na tych łamach było kilkakrotnie poruszone, iż dzieci i młodzież powinny mieć wpływ – rosnący w kolejnych etapach edukacji (o ile polska szkoła ma cokolwiek z prawidłowo pojętą edukacją wspólnego, rzecz jasna) – na to, jakie dzieła literackie chce omawiać na lekcjach języka polskiego. Owszem, pewien obowiązkowy zestaw klasyki rodzimej i zagranicznej oraz ogólnie dzieł ważnych winien na liście lektur szkolnych pozostać, cała jednak reszta powinna być wybierana przez uczennice i uczniów. Wtedy dzieciaki nauczą się, że czytanie to rozrywka, a i same lekcje będą ciekawsze, czyli pożyteczniejsze.

Wszelako są też pozycje, jakie należałoby z listy OBOWIĄZKOWYCH lektur usunąć, po to właśnie, by ją uatrakcyjnić.

Przede wszystkim, nie powinno być na niej tych dzieł, które wprawdzie mają swoje poczesne miejsce w kanonie polskiej i zagranicznej literackiej klasyki, niemniej nie wytrzymują próby czasu, toteż przyswajalne są głównie dla koneserów, dla dzieci zaś i młodzieży pozostają zbyt trudne lub po prostu nudne. Tu wymienić należy chociażby Quo vadis? Henryka Sienkiewicza (bardzo lubię tę powieść, ale wiem z kilku źródeł, iż uczniom podstawówki się ona nie podoba, męczy ich i nuży), Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej (piękne dzieło, ale jednocześnie nudne jak flaki z olejem), sporo XIX-wiecznych nowelek (opisują rzeczywistość dawno już nieistniejącą, przeto dla dziatwy szkolnej są niezrozumiałe) czy też koszmarnie nudziarską Anię z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery. Minister ciemnoty chce jeszcze wepchnąć na listę lektur obowiązkowych teksty Karola Wojtyły/Jana Pawła II; prosta to droga, by dzieciaki do nich samych i ich autora zniechęcić, zatem i one pewnie dołączą do powyższego wykazu.

Chyba, że uczniowie chcieliby pozycje te omawiać – wtedy proszę bardzo.

PiS-owcy wprowadzili też do szkół swojego ulubionego poetę, bazgrzącego o katastrofie smoleńskiej, „krwi na białych rękawiczkach Tuska” (czy coś w ten dekiel) i innych podobnych bredniach. Oczywiście jego testy TRZEBA czym prędzej wywalić z listy lektur szkolnych, po to, by nie zatruwały młodych mózgów. Rasizm bowiem W pustyni i w puszczy da się wytłumaczyć (co nie znaczy, że można go usprawiedliwiać!) kontekstem epoki, w jakiej Sienkiewicz żył i pisał. Szaleństwa ideologicznego nie tłumaczy nic.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor