Przyczyny śmierci

Od grubo ponad roku (zaczęło się, przypomnę, pod koniec 2019 r.) media głównego nurtu straszą nas koronawirusem; przekazują zresztą zróżnicowane, często wzajemnie sprzeczne informacje na jego temat, co sprzyja rozrostowi społecznej niepewności i strachu, z drugiej zaś strony powiększa grono ludzi, jacy na tę pandemię po prostu zobojętnieli. Nawet u kogoś, kto z dużą rezerwą podchodzi do wszelkich spiskowych teorii dziejów, taka medialna polityka musi budzić wątpliwości i skłaniać do myślenia, czy coś się za nią nie kryje… doktryna szoku na przykład.

Zostawmy jednak te dywagacje, nie będziemy się dziś nimi zajmowali. Skupimy się na tym, że ostatnio głównym straszakiem jest „angielska odmiana” koronawirusa (inna bajka, że podobno istnieje ponad 15 tys. jego mutacji), bardziej zaraźliwa niż dotychczasowa, a zatem i groźniejsza, powodująca inne nieco objawy, a co w tym wszystkim najgorsze, sprawia, że przebieg choroby jest cięższy u młodych ludzi, podczas gdy wcześniejsze odmiany paskudnego mikroba stwarzały zagrożenie głównie dla osób starszych i przewlekle chorych (acz reguły nie było).

Lekarze alarmują, iż ludzie cierpiący na COVID-19 zbyt późno się do nich zgłaszają, skutkiem czego wielu spośród nich uratować się już nie da, apelują więc, by – niezależnie od wieku – nie lekceważyć najlżejszych choćby objawów, lecz szukać pomocy medycznej. Apel ów jest jak najbardziej słuszny i należy go powtórzyć (wiem, czym może się skończyć lekceważenie tej choroby)…

...ale jak pacjenci mają zgłaszać się do lekarzy na czas, skoro – mimo zaszczepienia personelu medycznego – przychodnie nadal pozamykane, a zamiast tradycyjnych wizyt są teleporady? Same w sobie nie są one jeszcze takim złym rozwiązaniem, lecz głównie w sytuacji, kiedy ktoś chce wypisać sobie recepty na stale brane leki czy coś w ten dekiel; do diagnostyki z reguły potrzebna jest osobista wizyta w lekarskim gabinecie. Najgorzej wszelako, że na owe telefoniczne porady czekać trzeba nawet do kilku dni! Tzn., kiedy uda nam się (a cierpliwości trzeba mieć w tym celu od groma!) dodzwonić do rejestracji, musimy umówić się na konkretny termin, kiedy to lekarz do nas oddzwoni – i właśnie na to trzeba czekać. A w przypadku COVID-19 przez ten czas objawy albo ustąpią… albo stan pacjenta pogorszy się na tyle, że nie będzie się dało go uratować. Toteż, aby ofiar śmiertelnych wstrętnej owej choroby było mniej, zaś ludzie przechodzili ją w sposób łagodniejszy i, co najistotniejsze, otrzymywali szybciej pomoc, KONIECZNIE należy przywrócić normalne, tzn. takie jak przed pandemią, funkcjonowanie punktów podstawowej opieki zdrowotnej, czyli przychodni. Już nie wspominam o tym, że w każdej takiej przychodni powinna być możliwość zrobienia sobie bezpłatnego testu na koronawirusa i otrzymania szybko wyników. No, ale nie-rządzący PiS-owcy nie mają pomysłu, jak to zorganizować, a nadto wolą walić kasę na Kościół, Rydzyka, kapitalistów i do własnych kieszeni.

Jednakowoż kolejne mutacje wirusa i zamknięte przychodnie nie stanowią jedynych czynników, dla których COVID-19 zabija w Polsce masę osób, i to coraz młodszych. Powodów wysokiej śmiertelności jest więcej, natomiast o tych wynikających z życia w warunkach nieludzkiego systemu kapitalistycznego w barbarzyńskiej, neoliberalnej wersji, ośrodki masowego przekazu nie wspominają.

A przecież, gdyby przebadać nas, Polaków, prawdopodobnie okazalibyśmy się jednym z najbardziej zestresowanych społeczeństw świata. I nic dziwnego, bo żyjąc w polskim kapitalizmie, nie da się nie stresować. Przepracowanie – lub z drugiej strony długotrwałe bezrobocie, marna praca (często na śmieciówce), niskie płace, niestabilność bytowa, brak perspektyw życiowych… wszystko to rodzi nadmierny stres, wyniszczający nasze zdrowie zarówno fizyczne (choroby układu krążenia na przykład), jak też psychiczne (coraz powszechniejsza depresja). Dotyczy to w zasadzie wszystkich pokoleń, zwłaszcza właśnie młodych, bo one najgorzej cierpią od kapitalistycznych patologii, w szczególności zdegenerowanego rynku pracy.

No i właśnie – od dawna wiadomo, że koronawirus jest najbardziej niebezpieczny dla osób o słabszym zdrowiu. A skoro jest one w zasadzie od dziecięcych lat niszczone przez permanentny stres, zwłaszcza u generacji dwudziesto-, trzydziesto- i czterdziestolatków znajdujących się w najgorszej sytuacji bytowej i najmocniej dotkniętych stresogennymi patologiami kapitalizmu, nie ma się co dziwić, że właśnie oni coraz częściej padają ofiarami nowej, bardziej zaraźliwej odmiany koronawirusa,

Swoje robi też pewnie coraz gorszej jakości żywność, wciskana nam przez wielkie koncerny, zwłaszcza mięsne; ona również negatywnie wpływa na nasze zdrowie, zwiększając podatność na COVID-19 i ryzyko ciężkiego przejścia tej choroby.

No i udowodnione też zostało, iż koronawirus jest bardziej niebezpieczny dla osób wdychających zanieczyszczone powietrze. A w (k)raju nad Wisłą, i to bynajmniej nie tylko w dużych miastach, problem smogu jest ogromny. Toteż umieramy…

Ponadto, kolejne fale tej choroby, w coraz groźniejszych wersjach, tak u nas, jak i w większości państw europejskich, są skutkiem lockdownu, który przyczynia się do pogorszenia stanu naszego układu odpornościowego, generuje stres oraz sprzyja mutacjom wirusa.

PS. Jutro notki prawdopodobnie nie będzie, za co serdecznie z góry przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor