Zakupy przedświąteczne

Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami (jutro rozpoczyna się poprzedzające ją Triduum Paschalne), a że nawet w dobie przedłużającej się z powodu lockdownu pandemii COVID-19 ludziska będą świętowali (przy czym mam tu na myśli wymiar nie tyle religijny, ile konsumpcyjny tegoż świętowania), to można już zaobserwować w sklepach czy na placach targowych zakupowe wzmożenie. Kolejki stopniowo się wydłużają, koszyczki natomiast stają się coraz bardziej kopiato zapełnione towarem.

Tak dzieje się przed każdymi świętami, zwłaszcza Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. Ta druga w mniejszym niż to pierwsze stopniu wiąże się z wręczaniem prezentów, toteż nie jest aż tak skomercjalizowana, niemniej jednak większość z nas w ciągu najbliższych dni zje więcej, wypije więcej, zaprosi gości, no to i konsumpcja wzrośnie, a co za tym idzie, trzeba swoje odstać w sklepie. Niektórzy przy tej okazji nabywają nową odzież i obuwie, inni kupują nowe rzeczy do domu, jeszcze inni zaopatrują się w nowe książki, filmy czy płyty z muzyką, itd.

W tym wszystkim nie ma oczywiście nic złego, przynajmniej z perspektywy klientów. Wszelkie święta są przecież po to, by odpocząć, oderwać się od codziennej rutyny i sprawić sobie przyjemność, również w zakresie konsumpcyjnym. Jasne, w tym roku przedświąteczne zakupy wielu spośród nas będą zapewne nieco uboższe niż w latach poprzednich; wszakże narastający kryzys gospodarczy wywołany lockdownem odciska, do spółki z inflacją, piętno na zawartości naszych portfeli, nadto mniej jest miejsc, gdzie możemy dokonywać transakcji handlowych – już to z powodu rządowych zakazów (formalnie służących walce z pandemią, realnie stanowiących element wdrażania doktryny szoku), już to dlatego, że po prostu zbankrutowały. Niemniej jednak, stojąc w kolejce w sklepach, widzę, że ludziska – jak każdego roku – nabywają więcej niż w inne dni.

Rzecz cała ma i ciemną stronę. Większość otóż pieniędzy, jakie wydamy przed Wielkanocą, trafi na konta kapitalistów-prywatnych właścicieli sieci handlowych, a ich pracownic będą z tego mieli naprawdę niewiele; smutne to, lecz na tym właśnie polega nieludzki system kapitalistyczny, że pasożyt pasie się na ludzkiej pracy. Dalej, jak zwykle po świętach sporo niezjedzonej żywności wyląduje na śmietniku. Liczne przedstawicielki i liczni przedstawiciele społeczeństwa polskiego kupują bowiem znacznie więcej jedzenia, niż są w stanie spożyć, i to mimo narastającej biedy. Najlepiej widać to właśnie w okresach świątecznych.

I o ile z patologią wyzysku nic nie możemy zrobić, nim nie obalimy kapitalizmu, to patologię marnowania żywności wszyscy możemy wyeliminować. W bardzo prosty sposób – wystarczy dobrze zaplanować zakupy i nabyć tyle, ile możemy zjeść.

Jeszcze na studiach nauczyłem się nie robić zapasów, lecz na bieżąco zaopatrywać się w takie ilości żywności, jakie mi wystarczały – i nie większe. Z jednej strony chodziło rzecz jasna o oszczędzanie kasy, z drugiej jednak nie chciałem wywalać jedzenia, którego nie dałem rady spożyć, w związku z czym by się zepsuło. Zasadę tę uskuteczniam do dziś, także w okresie świątecznym. Owszem, można świętować, można na Wielkanoc, Boże Narodzenie tudzież Majówkę sprawić sobie lepsze niż zazwyczaj żarcie, ale po co ma być go zbyt dużo? Pamiętam, iż wyrzucanie nadmiaru pokarmu na śmietnik przyczynia się do klęski głosu na świecie (choć oczywiście nie w takim zakresie, w jakim powodują ją kapitaliści), o zanieczyszczeniu środowiska nie wspominając. Głód zaś i choroby nim wywołane – przypominam – każdego roku zabijają ponad 9 mln osób, podczas gdy liczba ofiar śmiertelnych zanieczyszczeń jest jeszcze większa.

No i nie samym chlebem żyje człowiek, toteż warto czasami przyoszczędzić na żarciu i wydać pieniądze na dobrą książkę, która pomoże rozwinąć wyobraźnię oraz umysł. Albo też przeznaczyć zaoszczędzone środki pieniężne na pomoc dla potrzebującej osoby lub zwierzęcia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor