Lewica przeciwko gwałtom

Sejmowa Lewica zaproponowała wprowadzenie do polskiego prawa nowe definicji gwałtu. Byłby to każdy kontakt seksualny, na jaki druga osoba wprost nie wyraziłaby świadomej zgody. Czyli na przykład stosunek – oczywiście taki, na który nie uzyskałoby się wcześnie świadomego przyzwolenia – z osobą pod wpływem alkoholu, narkotyków czy innych substancji psychoaktywnych, mających wpływ na postrzeganie rzeczywistości, uznany zostałby za ni mniej, ni więcej, a gwałt i byłby ścigany z urzędu; mówiąc wprost, nie można by bezkarnie wykorzystać np. pijanej w sztok dziewczyny i przyjąć za linię obrony to właśnie, że była w sztok pijana.

Ów pomysł lewicowych parlamentarzystek i parlamentarzystów bardzo mi się oczywiście podoba, szczególnie, że stanowi element dążenia do pełnego wdrożenia w życie postanowień Konwencji Stambulskiej… z przestrzeganiem której nie jest w (k)raju nad Wisłą zbyt różowo, a PiS-owskie władze (konkretnie, zerowcy) niedawno planowały wręcz jej wypowiedzenie.

Jasne, na życie trzeba patrzeć realnie, toteż nie ma, póki co przynajmniej, nadziei, że ów lewicowy projekt zostanie potraktowany poważnie przez sejmową większość, która jest przecież czysto prawacka, zatem wroga wobec kobiet i ich praw, a jeszcze ma do pomocy jeszcze bardziej pod tym względem zdziczałą Konfederację oraz Kukizowców (oddzielają się właśnie od PSL-u, co, mam szczerą nadzieję, oznaczało będzie ich polityczny koniec). Za tymiż ugrupowaniami, a raczej mafiami/sektami, stoi nadto Kościół katolicki, którego ideologia też paskudnie traktuje przedstawicielki płci żeńskiej. I prawacki, i kościelny przekaz sprowadza wszak kobiety do roli żywych inkubatorów, żywych gumowych lal (czyli obiektów zaspokajających męskie – bo przecież nie własne – potrzeby seksualne, za zgodą lub bez niej), żywych robotów kuchennych tudzież żywych odkurzaczy lub innych sprzętów domowych. W tymże prawackim oraz kościelnym przekazie pozostaje przedstawicielka płci żeńskiej rzeczą pozbawioną podmiotowości i praw, rzeczą mającą jedynie obowiązki. Mało tego, klerykalno-prawackie ideologie (skrajny konserwatyzm, nacjonalizm, faszyzm, nazizm, itd.) dopuszczają, co budzi we mnie odrazę, stosowanie przemocy w celu „dyscyplinowania” kobiet; prawacy i katole (zresztą, pojęcia te najczęściej się pokrywają) głoszą więc, że kobiecie „można, a nawet trzeba” przywalić z piąchy, jeżeli przesoli zupę (po cóż facet miałby sam gotować?) lub nie poodkurza domu na czas, a jeśli akurat nie ma ochoty na seks, to, wedle prawaków i katoli, parter/mąż ma „pełne prawo” do wymuszenia na partnerce/żonie stosunku... czyli do zgwałcenia jej po prostu. Wedle tego samego zwyrodniałego przekazu ideologicznego, ofiara gwałtu ZAWSZE jest „sama sobie winna”, bo „włożyła prowokacyjny strój”, „biegała sama po lesie”, „była pijana/naćpana”, itd.

Niestety, takie chore podejście wykazują nie tylko zdegenerowani moralnie i intelektualnie kapłani, politykierzy czy publicyści, ale przeniknęło też ono do społeczeństwa. Polska należy, nad czym ubolewam, do kultur patriarchalnych, które na piedestale stawiają męskość, zaś kobietę redukują do ról wyżej wymienionych, a w najlepszym wypadku do postaci podopiecznej lub nagrody (w postaci żony) za męski wysiłek (vide proza Henryka Sienkiewicza). Nasz patriarchalizm jest przy tym wyjątkowo prymitywny i głęboko zakorzeniony; nawet język polski kobiety stawia na równi ze zwierzętami i rzeczami. Nawet więc ci mężczyźni, co przemocy seksualnej wobec pań absolutnie nie akceptują, częstokroć nie potrafią też zaakceptować kobiecego wybijania się ponad przypisane im kulturowo „tradycyjne role”, czyli rodzenie i wychowywanie dzieci, dbanie o dom, itd.

Dlatego też, żeby proponowane przez Lewicę uregulowania znalazły się w polskim prawie i – co jeszcze ważniejsze – były skutecznie stosowane, konieczne jest nie tylko zdobycie władzy państwowej przez ludzi światłych, cywilizowanych i postępowych (najlepiej, gdyby rządziły kobiety, np. pani Gabriela Morawska-Stanecka jako premierka, a pani Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jako prezydentka), ale też nastąpić musi cywilizacyjny skok całego społeczeństwa, czyli jego wydobycie się z barbarzyńskiego patriarchalizmu. A to – rzecz jasna, proces ów tak czy owak będzie długotrwały i raczej bolesny – bez rządów światłych lewicowców i przejęcia przez nich pełnej kontroli nad szeroko pojętą sferą edukacji i całkowitego wyrugowania z niej treści skrajnie konserwatywnych, nacjonalistycznych oraz innych skrajnie prawicowych, po prostu nie nastąpi… tak jak bez odcięcia od sfery edukacji Kościoła katolickiego.

Ale to już temat na inne rozważania.

Tak czy owak, wprawdzie na dzień dzisiejszy nie ma szans, by ze wszech miar słuszna lewicowa definicja gwałtu weszła w Polsce w życie, niemniej jednak Lewica znów udowadnia, że to właśnie ona stoi po stronie kobiet. I tego musi się trzymać.

A facet, który molestuje, napastuje seksualnie bądź gwałci przedstawicielkę płci żeńskiej, to zwyczajny zboczeniec, który powinien być odizolowany od społeczeństwa, a także – do końca życia zasuwać na odszkodowanie dla swojej(ich) ofiary/ofiar.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor