Dziaders

Jako, że jutro spóźnione (powinno być 7 listopada – w rocznicę powstania Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej – lub 22 lipca, czyli oczywiście w rocznicę wydania Manifestu Lipcowego) Święto Niepodległości, warto przyjrzeć się językowi ojczystemu, a konkretnie neologizmowi, jaki w czasie trwających protestów w obronie praw kobiet i ogólnie praw człowieka zrobił karierę. Chodzi mianowicie o słowo „dziaders”, które, mam nadzieję, zakorzeni się w mowie potomków Polan, Wiślan, Wikingów, Tatarów, Turków, Żydów i innych plemion tudzież nacji, które dołożyły swoje genetyczne trzy grosze do ukształtowania genotypu współczesnych Polaków.

Spotkałem się z – jak najbardziej, dodam, lewicowymi – komentarzami, by określenia „dziaders” nie używać, ponieważ ma ono być dyskryminujące ze względu na wiek. Cóż, autorami takich zaleceń z pewnością kierowały jak najszlachetniejsze intencje, a z dyskryminacją (jakąkolwiek!) zdecydowanie trzeba walczyć, lecz ten konkretny neologizm bynajmniej nie do liczby przeżytych lat się odnosi, lecz do zachowania oraz, sięgając głębiej, do stanu umysłu.

Otóż, wedle Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego, dziaders (słowo zdefiniowane, trafnie zresztą, jako pogardliwe) to: mężczyzna, zazwyczaj wpływowy, traktujący kobiety (rzadziej: osoby młode) w sposób lekceważący, protekcjonalny, przedmiotowy, przejawiający poczucie wyższości (https://nowewyrazy.pl/haslo/dziaders.html). Definicja owa, moim zdaniem, oddaje istotę rzeczy, niemniej dołożyłbym do niej jeszcze jeden element – mentalne zacofanie, polegające na niezrozumieniu tego, co się obecnie dzieje (np. postulatów czy metod trwających protestów, o potępieniu używanego przez ich uczestniczki i uczestników słownictwa nie wspominając). Wiek nie ma tu nic do rzeczy; można nie być dziadersem, mając osiemdziesiątkę na karku, a można się nim stać przed dwudziestką.

Co ciekawe, dziadersi występują po obu stronach przetaczającego się właśnie przez (k)raj nad Wisłą konfliktu. Po stronie faszystowsko-kościelnej do tegoż jakże mało sympatycznego grona zaliczają się oczywiście takie jednostki jak: Jarosław Kaczyński, Ryszard Terlecki, potępiający protesty księża i biskupi, Rafał A. Ziemkiewicz, Wojciech Cejrowski, członkowie neonazistowskich bojówek i inni prawacy. Strona wszelako lewicowo-demokratyczna też ma swoich dziadersów, czyli osoby będące przeciwnikami (szczerymi) PiS-u i klerykalizacji Polski, deklarujące poparcie dla demonstracji… ale jednocześnie wykazujące niezrozumienie, dlaczego przybrały one taką, a nie inną formę, i skąd się biorą niektóre postulaty. Za takiego dziadersa przez część przynajmniej obrońców praw człowieka uznawany jest pan profesor Adam Strzembosz czy Marszałek Senatu, pan profesor Tomasz Grodzki (ten drugi średnio, moim zdaniem, słusznie). Są też dziadersi zachowujący się, jak gdyby lepiej niż sami protestujący wiedzieli, o co chodzi w protestach i o co toczy się walka. Tu modelowymi przykładami są: showman bawiący się w polityka, czyli Szymon Hołownia (wmawiający wszystkim, że trzeba wrócić do prawa antyaborcyjnego sprzed wyroku grupy kolesiów… które przecież też było piekłem kobiet), a także Jan Śpiewak, któremu z kolei nie podobają się socjalne postulaty Strajku Kobiet, takie jak podwyższenie wydatków na służbę zdrowia. No i jest cała masa dziadersów twierdzących, że protesty oraz program Strajku Kobiet są jak najbardziej słuszne, ale używane na demonstracjach słownictwo jest „nie do zaakceptowania”.

Znacznie bardziej niebezpieczni są oczywiście ci dziadersi, co rzekomo stoją po stronie protestujących. Bo nie tylko traktują ich oni w sposób lekceważący i protekcjonalny, ale też używają do własnych celów, czyli w przypadku takiego Hołowni Szymona, do zbudowania poparcia politycznego. A nawet, jeśli nie mają aż tak niecnych intencji, to szkodzą, ponieważ nie chcą pchnąć Polski naprzód; marzy im się powrót do tego, co było przed 2015 rokiem, czyli państwa wprawdzie nie aż tak przaśnego jak pod rządami Bezprawia i Niesprawiedliwości, ale i tak mocno uwstecznionego w rozwoju mentalnym oraz represyjnego (mimo iż bez PiS-owskiej brutalności). Tacy dziadersi nie dostrzegają, że to, co im wydawało się (i nadal wydaje) nowoczesne i liberalne, dla młodego pokolenia, które wyszło tłumnie na ulice, jest przestarzałe oraz ograniczające wolność.

No właśnie, słowo „dziaders” podoba mi się z tej przede wszystkim przyczyny, iż bardzo dobrze oddaje nastrój obecnych czasów, a ściślej rzecz ujmując, konflikt między tymi politykami i obywatelami, którym marzy się Polska nowoczesna, idąca naprzód, otwarta, PRAWDZIWIE wolna i tolerancyjna, taka, w której wszyscy mają szansę na rozwój i godne życie, a tymi, co chcą Polski postsolidarnościowej/prawicowej – wstecznej, zamkniętej, przestarzałej (choć w wykonaniu takiej PO, a dawniej AWS, była to przestarzałość pod płaszczykiem niby-nowoczesności) i mniej lub bardziej opresyjnej wobec obywateli… jak również bazującej na wyzysku oraz pozbawianiu ludzi, zwłaszcza młodych, szans na godne życie. Jakiej Polski chcą dziadersi, nie muszę chyba wskazywać. 

PS. Jutro, z racji święta państwowego, notki nie będzie. W czwartek lub piątek być może też nie (kilka spraw do załatwienia), za co serdecznie z góry przepraszam.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor