Ofensywa dziadersów

Kilka dni temu, udzielając wywiadu dla jednej ze stacji telewizyjnych, pan Grzegorz Schetyna, były przewodniczący Platformy Obywatelskiej, stwierdził, że nie chce „aborcji na życzenie”. Internauci zareagowali na tę wypowiedź albo beką („Skoro tak, to porób będzie naturalny czy przez cesarkę?”), albo dość ostrą krytyką, w pełni oczywiście uzasadnioną.

W sumie nic zaskakującego tu nie ma; pan Schetyna od dawna pozostaje zwolennikiem tzw. „kompromisu aborcyjnego”, czyli możliwości przerwania ciąży jedynie w trzech przypadkach: kiedy stanowi ona zagrożenie dla zdrowia i życia matki, gdy jest wynikiem czynu zabronionego oraz w wypadku ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Chciał nawet takie rozwiązanie… wpisywać do konstytucji (na szczęście, szybko przestał lansować idiotyczny ów pomysł). Teraz zalicza się do polityków protestujących przeciwko pseudo-wyrokowi nielegalnie funkcjonującej grupy kolesiów, delegalizującemu trzecią z wyżej wymienionych przesłanek, niemniej jednak nie da się obronić tego, że pan Schetyna nie zauważa, iż ów „kompromis”, nawet w postaci przed-pseudo-wyrokowej, to jedno z najokrutniejszych, najmocniej krępujących kobiety, najbardziej wstecznych w skali światowej ustawodawstw regulujących prawo przedstawicielki płci żeńskiej do decydowania o własnym organizmie. Lansowanie zatem tego rozwiązania teraz, kiedy Polki walczą o pełną wolność, to w najlepszym razie totalnie niezrozumienie sytuacji.

Jeszcze gorzej niż pan Schetyna zachowuje się showman bawiący się w politykę, czyli Hołownia Szymon. Jako radykalny (fanatyczny?) katolik, twierdzi on, iż jest przeciwnikiem aborcji z jakiegokolwiek powodu, a pseudo-wyrok w sumie mu się podoba. Z drugiej strony, „rozumie” on, iż obecnie nie można zaostrzać prawa antyaborcyjnego, bo społeczeństwo tego nie chce. Toteż postuluje pan Hołownia powrót do „kompromisu”, ale w odróżnieniu od pana Schetyny, domaga się w tej sprawie referendum.

Obaj politycy, a raczej polityk (Schetyna) i politykier (Hołownia), mają rzecz jasna prawo do swoich poglądów i ich głoszenia. Przy czym pan Schetyna wypada tu bardziej szczerze, bo po prostu mówi, co myśli, podczas gdy pan Hołownia kręci niczym wąż z Księgi Rodzaju, na którym się najwyraźniej wzoruje. Problem leży w czym innym.

Otóż, pan Schetyna jest posłem Platformy Obywatelskiej, czyli prawicowej partii należącej do parlamentarnej opozycji, głoszącej, jakoby stała po stronie protestujących obywatelek i obywateli (niektórzy politycy, a zwłaszcza polityczki tej formacji rzeczywiście stoją). Podobnie swoje poparcie dla protestujących głosi pan Hołownia, który zakłada swój ruch społeczno-polityczny. I tu dochodzimy do sedna sprawy, czyli do tego, że obaj nasi dzisiejsi bohaterowie są dziadersami. A zatem, jak wiemy, wpływowymi mężczyznami narzucającymi swoje poglądy oraz wizje świata kobietom i młodym ludziom, jednocześnie traktując je i ich pogardliwie.

To, że politycy – zarówno zawodowi, jak też amatorscy – usiłują wykorzystać zachodzące zjawiska społeczne, np. protesty, na swoją korzyść, czyli dla zyskania poparcia, jest naturalne. Pytanie, jak to robią. Jeśli walczą o poparcie, wspierając protestujących, obrywając gazem lub pałką, udzielając pomocy prawnej, itd., wszystko jest okej. Takie zachowania są godne szacunku.

Jeżeli jednak dany polityk uważa społeczeństwo za „ciemną masę”, jaka ma li tylko wynieść go do władzy, i do której niby to się umizga, ale tak naprawdę traktuje ją pogardliwie i chce jej narzucać swoje pomysły, to mamy do czynienia z bardzo patologiczną postawą, czyli właśnie z modelowym dziaderstwem. Bo czymże innym jest pozorne wspieranie walki kobiet (i ich sojuszników) o pełnię prawa do decydowania o własnym organizmie, ale przy jednoczesnym wyznaczaniu ograniczeń tegoż prawa, które chce się narzucić protestującym?

Tacy dziadersi, rzecz jasna, udają otwartych, liberalnych i postępowych, czym mamią potencjalnych wyborców. Nie zamierzają jednak bronić praw człowieka; zależy im tylko na stołku. Z tego powodu, kiedy stają się liderami społecznymi, są bardzo niebezpieczni dla osób, które im zaufają – nie dość, że nimi gardzą, nie chcą nic dla nich zrobić, to jeszcze odbierają im wolność.

Czasami, na szczęście, taki dziaders się wysypie, ukazując, jakie naprawdę ma poglądy; dzieje się tak, gdy ów dziaders sądzi, że poglądy takie, jakie wyznaje on, są dominującymi w społeczeństwie.

Generalnie, na ofensywę dziadersów, wietrzących okazję do wepchania się na stołek, wszyscy obywatele powinni uważać. W żadnym wypadku nie wolno zaufać politykowi, który z góry chce narzucać „najlepsze” rozwiązania i wmawia ludziom, że to ON wie, czego im potrzeba, i czego sami chcą.

Dlatego właśnie Strajk Kobiet powinien się trzymać z bardzo, bardzo, ale to bardzo daleka od dziadersów głoszących konieczność przywrócenia „kompromisu” aborcyjnego. Są to zwyczajni antydemokratyczni prawicowcy, wrogowie praw kobiet i praw człowieka w ogóle. Dotyczy to zwłaszcza pewnego showmana.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor