Deklerykalizacja

Jak wiemy, jednym z głównych elementów przetaczającej się przez Polskę fali protestów – które teraz przechodzą do fazy instytucjonalizacji, np. poprzez zawiązanie Rady Konsultacyjnej Strajku Kobiet, proaborcyjnej inicjatywy ustawodawczej, itd. – był i jest silny antyklerykalizm. Młode pokolenie (bynajmniej nie tylko dziewcząt/kobiet to dotyczy!) ma po prostu dość katechezy na każdym w zasadzie etapie edukacji, wtryniania się Kościoła w ludzkie życie (najbardziej intymną jego sferę wliczając, czego przykładem jest kościelna polityka skierowana przeciwko aborcji i antykoncepcji, zakładająca za to traktowanie przedstawicielek płci żeńskiej jako żywych inkubatorów), jego sojuszu z PiS-em oraz innymi ugrupowaniami skrajnie prawicowymi, dojenia obywatelskich oraz publicznych pieniędzy, że o pedofilii tudzież jej tuszowaniu nie wspomnę.

Krótko mówiąc – jak już wskazałem w kilku poprzednich notkach – mści się trzydzieści lat klerykalizacji (k)raju nad Wisłą, dokonywanej przez prawicę postsolidarnościową; bynajmniej nie tylko PiS-owską, bo jeśli chodzi o podporządkowywanie Polski Kościołowi, to mafia/sekta Kaczyńskiego od partii wywodzących się od Unii Wolności różni się pod tym względem jedynie chamstwem i prymitywizmem owego działania.

Klerykalizacja Polski stanowiła oczywiście akt odwdzięczenia się Kościołowi katolickiemu za przelewanie, we współpracy z włoską mafią, pieniędzy od CIA w latach 80. ubiegłego stulecia, i wraz z budową nieludzkiego kapitalistycznego totalitaryzmu oraz niszczeniem i wyprzedażą rodzimej gospodarki, stała się (o czym pisałem kilka miesięcy temu) podglebiem dla budowy PiS-owskiego faszyzmu, przeciwko czemu odbywają się protesty (zakaz aborcji to wszak typowo faszystowskie rozwiązanie prawne). W ogóle, przyglądając się postulatom, jakie ze strony protestujących padły w ciągu kilku ostatnich tygodni – wiele z nich ma charakter jak najbardziej antykapitalistyczny, np. domaganie się zniesienia umów śmieciowych czy wdrożenia polityki przyjaznej dla klimatu, sprzecznej wszak z interesami wielkiego kapitału – można wysnuć wniosek, że w Polsce odbywa się bunt przeciwko trwającej od 1989 roku prawicowej kontrrewolucji, finansowanej (na początkowym przynajmniej etapie) przez Kościół, włoską mafię i CIA, którą Bezprawie i Niesprawiedliwość jedynie zbrutalizowała i właśnie finalizuje poprzez budowę faszyzmu.

Elementami antykapitalistycznymi tegoż buntu zajmiemy się innym razem, dziś pochylimy się nad postulatem deklerykalizacji, czyli wprowadzenia świeckiego państwa: pozbawienia Kościoła katolickiego (jak również wszelkich innych związków wyznaniowych) wpływu na polityków i politykę oraz ustawodawstwo, zniesienia przywilejów finansowych Kościoła (zwłaszcza pozbawienia go środków publicznych), wycofania katechezy ze szkół publicznych, itd.

Są to żądania oczywiście jak najbardziej słuszne. Niedawno pisałem, iż Kościół katolicki otrzymał od prawicy postsolidarnościowej zbyt wiele przywilejów i zbyt dużo wpływów, czego właśnie młode pokolenie okazuje się nie wytrzymywać. Deklerykalizacja Polski jawi się jako wręcz niezbędna, zwłaszcza, że do Kościoła katolickiego i powiązanych z nim instytucji (oraz do międzynarodowych korporacji, a ostatnio też US Army, ale to temat na inne rozważania) należy ponad połowa terytorium Polski; prawicowe władze postsolidarnościowe przekazały mu liczne nieruchomości, rzekomo „zagrabione” w dobie poprzedniego ustroju (a nawet te, które Kościołowi faktycznie zagrabiły władze carskie pod zaborami!), co – jak każda reprywatyzacja, stanowiąca jedną z największych zbrodni kapitalistycznej III RP – wiązało się z ludzkimi tragediami: utratą miejsca zamieszkania, koniecznością likwidacji firmy (czyli pozbawieniem środków do życia), itd. Kler oraz hierarchia katolicka – o czym kilka dni temu pisałem – są też czynnikiem wyzyskującym, podobnie jak inni kapitaliści, pasącym się na pracy zatrudnionych osób.

O tym, że na Kościół idą publiczne pieniądze, które mogłyby posłużyć chociażby do tworzenia dobrze płatnych i stabilnych miejsc pracy, walki z ubóstwem oraz wykluczeniem społecznym, czy uzdrowienia służby zdrowia, już nie wspominam, bo to jest jasne.

Oderwanie Kościoła katolickiego od sfery polityki tudzież pozbawienie go środków publicznych osłabi również świecką prawicę – i umiarkowaną, i skrajną – która przecież siłę swą czerpie ze współpracy z purpurą i czernią. A jeśli chcemy być ludźmi wolnymi, musimy dążyć do usunięcia prawicy, zwłaszcza rzecz jasna skrajnej, ze sceny politycznej, ponieważ stanowi ona narzędzie w rękach kapitalistów – nie tylko wyzyskiwaczy, ale też największych wrogów wolności i życia.

Są to oczywiście tylko przykładowe spośród licznych powodów, dla których deklerykalizacja (k)raju nad Wisłą jest wręcz niezbędna. Oczywiście, nie oznacza to, by Kościołowi katolickiemu i jakimkolwiek innym związkom wyznaniowym należało zakazać działalność i szerzenia swojej religii. Nie, niech związki wyznaniowe propagują swój przekaz… lecz bez narzucania jakichkolwiek rozwiązań całemu społeczeństwu za pośrednictwem polityków, i bez pozyskiwania na ten cel pieniędzy publicznych… czyli pieniędzy nas wszystkich.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor