Ucieczka z katechezy

Jak niedawno pisałem, w protestach Strajku Kobiet uczestniczyli i nadal uczestniczą głównie ludzie młodzi, określani w mediach (co, moim zdaniem, jest li tylko sloganem, niemającym nijakiego potwierdzenia w rzeczywistości) „pokoleniem JPII”, czyli ci, których cała (nie licząc ewentualnie studiów, choć i niektóre ich kierunki mocno się klerykalizują) ścieżka edukacyjna, od przedszkola (sic!) począwszy, obejmowała katechezę. Innymi słowy, protestuje pokolenie szkolnej katechezy, i między innymi z tego właśnie powodu protesty owe nacechowane są, niekiedy dość ostrym, antyklerykalizmem (co stanowi, rzecz jasna, wielką ich zaletę). A tymczasem lekcje te cieszą się coraz mniejszą frekwencją.

Wprowadzenie, a raczej przywrócenie lekcji religii (katolickiej, no bo o mniejszościach wyznaniowych i ateistach rządzący Polską prawicowcy pamiętać nie raczą) do szkół publicznych zadekretował w 1990 roku postsolidarnościowy premier Tadeusz Mazowiecki, a to dlatego, że rywalizował w wyborach prezydenckich z, również czyściutko postsolidarnościowym, Lechem Wałęsą, i chciał pozyskać poparcie hierarchów Kościelnych. Ci wszelako woleli elektryka (z całym oczywiście szacunkiem dla tego osób i wykonujących go osób), no i to jego poparli jako swojego kandydata. A katecheza w szkołach została… I z biegiem lat przybierała coraz bardziej patologiczną formę.

Uczniowie mają dwie godziny religii tygodniowo, co oznacza, iż przedmiot ów zajmuje więcej ich czasu niż chociażby informatyka, chemia, biologia, fizyka czy języki obce! Jeśli nie chcą uczestniczyć w tych zajęciach, mogą się z nich wypisać i uczęszczać na lekcje etyki… te jednak stanowią w zasadzie fikcję. Przez lata ocena ze szkolnej katechezy nie wliczała się do średniej, z czasem jednak i to się zmieniono. Klerykalizacja publicznego szkolnictwa postępowała także w innych zakresach; zdanie księdza katechety czy proboszcza odnośnie funkcjonowania danej szkoły zaczęło się liczyć, rok szkolny zaczyna się i kończy OBOWIĄZKOWĄ (co stanowi złamanie zasady wolności sumienia i wyznania oraz zakazu zmuszania do uczestniczenia w praktykach religijnych) mszą, a godziny lekcyjne dopasowane są do rekolekcji wielkopostnych (co akurat w podstawówce i gimnazjum sobie chwaliłem – zawsze to było więcej czasu wolnego – a w liceum na rekolekcje nie chciało mi się dojeżdżać do innego miasta).

Od kilku jednak lat następuje proces wypisywania się dzieci i młodzieży ze szkolnej katechezy – nawet pomimo tego, że Kościół wymógł umieszczanie tych zajęć w środku planu lekcji, po to właśnie, by zniechęcić uczennice i uczniów do nieuczestniczenia w nich. Doszło do tego, że są szkoły, zwłaszcza średnie, w których z religii wypisują się całe lub prawie całe klasy. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka.

Nie ma, dla przykładu, przypadku w tym, że omawiany proces pokrył się z wprowadzaniem deformy Zalewskiej, która poskutkowała m. in. przeładowaniem szkolnego programu nauczania i nawaleniem dzieciom i młodzieży ton zadań domowych. Nie dziwota więc, że uczennice i uczniowie chcą mieć dodatkowy czas na odrobienie lekcji…

Poza tym, sama jakość szkolnej katechezy często jest nader niska, co też zniechęca do uczestniczenia w tych lekcjach. Na wszystkich etapach edukacji jest ich tyle, że zwyczajnie brakuje personelu do ich obsługi wykwalifikowanego personelu. Dlatego religii katolickiej w wielu wypadkach uczą ludzie niepotrafiący pracować z młodym pokoleniem i przekazywać mu jakichkolwiek treści.

Właśnie, treści. Otóż polska młodzież, szczególnie ze szkół średnich, wypisuje się masowo z katechezy, ponieważ ma serdecznie dosyć słuchania, że „kobieta nie powinna chodzić w spodniach”, „aborcja to najgorsza zbrodnia, a antykoncepcja jest gorsza od bomby atomowej”, kwestionowania teorii ewolucji, itd. Wsteczne, oderwane od rzeczywistości i zainteresowań programy szkolnej katechezy (niepodlegające zresztą kontroli MEN-u) po prostu zniechęcają uczennice i uczniów do przyswajania sobie treści religijnych, zwłaszcza, jeśli przekazują je niekompetentni „nauczyciele”. Bywają też przypadki znęcania się – głównie psychicznego, ale fizyczne też występuje – znęcania się przez katechetów nad młodzieżą. Nastolatki bywają zastraszane i zastraszani przez katechetów, np. za branie udziału w demonstracjach Strajku Kobiet lub umieszczeniu Błyskawicy na zdjęciu profilowym. To, rzecz jasna, również zniechęca.

No i jeszcze jedno; zwracali na to od lat przeciwnicy (także kościelni!) szkolnych lekcji religii. Otóż ich wprowadzenie przez Mazowieckiego doprowadziło do tego, że stały się one… no właśnie, lekcjami, takimi samymi jak inne, a wręcz mniej od innych ważnymi, bo przez lata ocena nie wliczała się do średniej, a poza tym można się z nich wypisać. No i umieszczenie czegoś w programie szkolnym – mającym jako całość ogromny problem z intelektualnym oraz mentalnym nadążeniem za zmianami zachodzącymi w świecie, nie tylko technologicznymi, ale przede wszystkim mentalnościowymi – stanowi najprostszą metodę do zniechęcenia młodego pokolenia wobec tego (ta sama zasada, co z lekturami szkolnymi, wywołującymi obrzydzenie przy kontakcie ze słowem pisanym).

Oczywiście, to nie wszystkie, lecz jedynie przykładowe powody, dla których polska młodzież wypisuje się z katechezy. A wkrótce wypisze się z Kościoła katolickiego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor