Zakazana dynia
Prawicowo-kościelny
zamordyzm po wygranych przed Dudę Andrzeja wyborach prezydenckich
nabiera rozpędu, przybierając formę zaiste kuriozalną. W Sejmie
oto znalazł się, złożony w formie petycji, projekt zakazujący
Halloween i Walentynek jako… niechrześcijańskich.
W
przypadku tego pierwszego jest w tym trochę racji, ponieważ
Halloween to celtyckie, pogańskie (acz NIE satanistyczne, jak
wmawiają nam polscy katoliccy fundamentaliści!) święto zmarłych,
pewne elementy którego (wydrążone dynie z wyciętym „upiornym”
uśmiechem, przebieranie się dzieci za straszydła i proszenie
sąsiadów o cukierki) za sprawą popkultury amerykańskiej uległy
komercjalizacji i popularyzacji na całym świecie, w tym i w Polsce.
Jego słowiańskim odpowiednikiem (w ostatnich latach ponownie
zyskującym na popularności, z czego osobiście się cieszę) były
Dziady; sporo z tradycji tychże nadal kultywujemy w dzień
Wszystkich Świętych, np. odwiedzanie grobów, palenie zniczy, itd.
Z kolei Walentynki to jak najbardziej chrześcijański kult św.
Walentego, zatem pomysłodawca ustawy jest kompletnym idiotą.
Szczególnie
dotkliwe kary grozić mają za halloweenową zabawę. Przebieranie
się za kościotrupy, wampiry, zombie, czarownice, diabły oraz inne
„kojarzące się z piekłem” (sic!) postacie rodem z horrorów,
fantasy i bajek dla dzieci może zakończyć się ograniczeniem
wolnością bądź nawet odsiadką NIE KRÓTSZĄ niż 15 dni. Z kolei
za odwiedzanie sąsiadów i mówienie „cukierek albo psikus”
aparat represji i nadzoru będzie mógł wlepić karę ograniczenia
wolności lub grzywny POWYŻEJ 500 zł.
Chore
i bezdennie wręcz durne!
Ciekawe,
swoją drogą, co na to wszystko Cthulhu?
Oczywiście
nie chodzi tu o „obronę kultury chrześcijańskiej”, na jaką
powołuje się popierająca owo antyintelektualne i antykulturowe
zwyrodnienie prawica do spółki z klerem, lecz o zwyczajny
zamordyzm. Obywatele mają zostać zastraszeni, a jednocześnie
otrzymać czytelny sygnał, że mogą korzystać tylko z takich dóbr
kultury i bawić się w jedynie taki sposób, jakie i jaki uzyskają
przyzwolenie od kościelnych hierarchów oraz rządzących (k)rajem
nad Wisłą prawicowców. Innymi słowy, będzie to (o ile, rzecz
jasna, chory ów projekt przejdzie przez parlament i wyląduje na
biurku Dudy) brutalne ograniczenie ludzkiej wolności, tym razem w
sferze rozrywki i kultury.
Mamy
tu też do czynienia z kolejnym etapem trwającej od lat 1989-1990
klerykalizacji Polski, czyli przyrastania hegemonii Kościoła
katolickiego, który ingeruje już nie tylko w system prawny czy
edukacyjny, ale także w coraz to nowe obszary ludzkiego życia,
takie jak właśnie rozrywka czy zabawa (bo do zabawy właśnie
sprowadza się Halloween w Polsce).
Biskupom
i niejednemu spośród księży popkulturowa forma celtyckiego święta
zmarłych, odkąd zdobyła popularność nad Wisłą, przeszkadza
nader mocno, zarówno z przyczyn ideologicznych (niezgodność z
religią chrześcijańską, pozorna zresztą), jak też po prostu
dlatego, że ze względu na jej treść, Kościołowi trudno położyć
na niej łapę; ksiądz na czele pochodu osób przebranych za
wilkołaki czy zombie wyglądałby… hm, dziwacznie, ale trudno
powiedzieć, że nie na miejscu.
Początkowo
walka Kościoła z Halloween odbywała się w (k)raju nad Wisłą
wedle pewnych reguł. Z jednej strony z ambon padały mniej lub
bardziej zakłamane ostrzeżenia, z drugiej wdrożono zdrową zasadę
Jacka Kuronia: „Nie palcie komitetów, zakładajcie własne”, i
organizować zaczęto Pochody Wszystkich Świętych, zwane Holly Wins
– taka odpowiedź na Halloweenową zabawę w straszydła. Chyba
jednak, zdaniem kleru i fundamentalistów, nie osiągnęły one
wystarczającego powodzenia wśród ludu, skoro próbują oni wymóc
na władzy państwowej karanie, i to drakońskie, za Halloween.
Jak
łatwo się domyślić, takie działanie tylko spopularyzuje
wywodzącą się z kultury celtyckiej zabawę. Internauci mają bekę.
Sprawa
jest wszelako o tyle poważna, iż za tą całą hucpą związaną z
karami Halloween coś się kryje. Rzecz wygląda bowiem na typowy
temat zastępczy, mający przyciągnąć społeczną uwagę, a raczej
odciągnąć ją od czegoś znacznie bardziej poważnego, ponurego,
groźnego, itd.
Co
to może być? Kolejna afera PiS-u? Walący się budżet? Szykowana
likwidacja świadczeń socjalnych przy jednoczesnych podwyżkach
podatków oraz opłat (jesienią rachunki za prąd mają iść w
górę)? Nieudolność rządu w walce z koronawirusem? Powrót
obostrzeń związanych z epidemią? Masowa eksterminacja osób LGBT?
Nowe skandale pedofilskie kleru? Nie wiemy…
Na
razie, bo kiedy się wreszcie dowiemy, prawdopodobnie będzie już za
późno. A każdy, kto spróbuje zaprotestować przeciwko PiS-owskim
machlojom, pójdzie siedzieć za wydrążenie dyni, wycięcie na niej
„upiornego” uśmiechu i wsadzenie do środka lampki.
Komentarze
Prześlij komentarz