To nie zabawka
Dziś
nie będzie o polityce. Notka poświęcona zostanie naszym najlepszym
przyjaciołom i temu, co z nimi robimy.
Wprawdzie
w tym roku epidemia COVID-19 namieszała sporo w kwestii urlopów,
wakacji i związanych z nimi wyjazdów, ale jednak sporo osób i tak
ruszy się odpocząć poza miejscem stałego zakwaterowania. Nie ma w
tym oczywiście nic złego; człowiek musi się odstresować i
zregenerować siły. Niestety, każdego roku powtarza się pewien nad
wyraz patologiczny schemat, a na jaw wychodzi, że Homo podobno
sapiens to częstokroć nader zdegenerowana moralnie istota.
Otóż,
podczas każdego sezonu wakacyjnego zapełniają się schroniska dla
zwierząt; trafiają do nich psy oraz koty, które kilka miesięcy
wcześniej trafiły do rodziny, np. jako prezenty dla dziecka (bywa,
że na Pierwszą Komunię) albo rzekomo wymarzeni towarzysze życia,
nagle jednak okazują się przeszkodą przy wyjeździe na wakacje.
Wtedy wychodzi, jak marna jest to „przyjaźń”. No to „trzeba”
oddać pupila do schroniska… w najlepszym wypadku, bo wielu
degeneratów upraszcza sprawę i wywala pieska czy kotka na ulicę. A
nie zdziwiłbym się, gdyby i siekiera bywała w robocie.
Owszem,
są opiekunowie zwierzaków, którzy zachowują się odpowiedzialnie
i bynajmniej ze zwierzęcego przyjaciela nie rezygnują, lecz na czas
wyjazdu oddają go rodzinie/przyjaciołom lub korzystają z usług
hoteliku dla zwierząt. Najbardziej wszakże szanuję osoby, dla
których urlop bez psa czy kota to żaden urlop. Chociaż w tym
gronie też zdarzają się idioci, zostawiający zwierzaki (a nawet
dzieci!) w zamkniętym samochodzie zaparkowanym w promieniach
słonecznych...
Niestety,
kapitalizm jako system społeczno-ekonomiczny wyhodował określony
typ człowieka. Z jednej strony jest on niewolnikiem czy parobkiem,
harującym (częstokroć za marne pieniądze) na dobrobyt
kapitalistów, cieszącym się z tego jak głupi do sera i głosującym
na skrajną prawicę, stanowiącą wszak polityczną reprezentację
kapitału. Z drugiej, jest to istota konsumpcyjna, wszystko w swoim
życiu traktująca jako towar do kupienia (też oczywiście w imię
zysku prywatnych właścicieli środków produkcji). Taki człowiek
myśli – bo mu tak wmówiono – że wszystko można kupić, w tym
również miłość i przyjaźń. Wszelkie relacje, zarówno z
ludźmi, jak też ze zwierzętami, traktuje więc jako dobro
konsumpcyjne.
Dlatego
sądzi, że pies czy kot to rzecz, zabawka – zwłaszcza, jeśli nie
jest adoptowany, bo wówczas nie płaci się za niego, lecz niekiedy
spełnić trzeba określone warunki, co paradoksalnie może w
człowieku wyzwolić poczucie pewnej odpowiedzialności, acz nie
przypuszczam, by zdarzało się to często – którą się kupuje,
np. z hodowli, potem używa, a kiedy się znudzi lub przeszkadza, np.
w wyjeździe urlopowym, to można się jej pozbyć.
Jest
to oczywiście zdegenerowany moralnie i etycznie, skrajnie
niehumanitarny sposób postępowania, nieuwzględniający, że
zwierzęta też myślą i odczuwają. One również mają uczucia,
one też się boją, cierpią i tęsknią, jeśli zostaną porzucone.
I
właśnie z tej przyczyny NIE MOGĄ być traktowane jako przedmioty
czy towary. To żywe istoty, i tę świadomość trzeba mieć, kiedy
bierze się je do domu.
Bo
jeśli skrzywdzimy psa, kota czy inne zwierzę… to z człowiekiem
postąpimy tak samo.
Kończąc
wszelako ponure owe rozważania, życzę Wam wszystkim, Drogie
Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy mojego bloga, udanego wypoczynku w
jakże przyjemnym, czworonożnym towarzystwie!
PS.
Jutrzejszej notki może nie być (ważny wyjazd), za co serdecznie z
góry przepraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz