Rolnik, PiS i Bruce Lee

W Polsce przybywa grup zawodowych i społecznych, organizujących coraz to nowe akcje protestacyjne (z czego oczywiście należy się bardzo cieszyć). Obok szykujących wielki strajk nauczycieli, pielęgniarek (znów rozpoczęły strajk polegający na masowym braniu L4) czy urzędników, narastającą aktywność w tym zakresie wykazują rolnicy i sadownicy, zrzeszeni w AgroUnii. Ich protesty zyskują na widowiskowości – aczkolwiek z tą świnią to jednak przegięli – a postulaty, przedstawiane w sposób nader merytoryczny, odnoszą się do autentycznych problemów polskiego rolnictwa. Czyli jednego z licznych sektorów gospodarki, jakie mocno ucierpiały, a wręcz otarły się o zagładę po 1989 r. i restauracji nieludzkiego systemu kapitalistycznego w (k)raju nad Wisłą.
Rolnictwo zostało rozłożone na łopatki przez likwidację PGR-ów. Była to odgórna, arbitralna decyzja Leszka Balcerowicza, który, jako wolnorynkowy fanatyk, nienawidził przedsiębiorstw ze słowem „państwowe” w nazwie; za krokiem tym nie stały ŻADNE przesłanki o charakterze ekonomicznym. W rolników, zwłaszcza mających mniejsze gospodarstwa, uderzył też w latach 90. ubiegłego stulecia, również spowodowany przez deformy Balcerowicza, nagły skok oprocentowania kredytów przeznaczonych właśnie dla przedstawicieli tejże grupy zawodowej/klasy społecznej, które z bardzo tanich z dnia na dzień przeistoczyły się w bardzo drogie (stało się to impulsem do założenia Samoobrony – najpierw związku zawodowego, potem partii). Otwarcie polskiego rynku na zagraniczne produkty rolne sprawiło, że produkcja ich nad Wisłą stała się dla wielu polskich gospodarstw nieopłacalna, z czym zresztą ich właściciele zmagają się do dziś (podnosi to AgroUnia). Skolonizowanie Polski przez kapitał zagraniczny, np. wielkie sieci handlowe, doprowadziło z kolei do powstania oligopoli narzucających rolnikom i sadownikom zaniżone ceny za zboża, warzywa, owoce, mięso i inne produkty, przez co ich produkowanie przynosi nie zyski, a straty (kolejna kwestia podnoszona przez działaczy AgroUnii). Uprawa czy hodowla w małych gospodarstwach w ogóle przestaje się opłacać, nawet na własne potrzeby, bo trzeba do niej dopłacać. A odcięcie Polski od powiązań gospodarczych z Rosją (poprzez oczywiście przyłączenie się do tych wszystkich durnych sankcji, na które zarówno Putin, jak też oligarchowie zwyczajnie sobie gwiżdżą) poskutkowało tym, że nasi rolnicy stracili ważny rynek zbytu, co jest kolejnym powodem ich narastających kłopotów.
Sytuację trochę ratuje Unia Europejska i system dopłat dla rolnictwa, ale są one tak skonstruowane, iż wspierają głównie duże gospodarstwa. No i w sytuacji, gdy ceny w skupach są tak niskie, że produkcja przestaje się opłacać, nawet i te dopłaty niewiele pomagają (co wiem od rolników z mojej rodziny).
Nie dziwię się zatem protestom AgroUnii, solidaryzuję się – mimo iż sam z rolnictwem nie mam nic wspólnego – z jej postulatami i życzę tej organizacji sukcesów.
Tymczasem w miniony weekend do rolników przemówili politykierzy z Bezprawia i Niesprawiedliwości, w tej liczbie: Morawiecki Mateusz, czyli premier rządu Jarosława Kaczyńskiego, Jojo, czyli Brudziński Joachim – minister spraw wewnętrznych, no i Ardanowski Jan Krzysztof, będący ministrem rolnictwa. Słowo „przemówili” jest tu o tyle nietrafne, że mówcy raczej stękali, i to z bólem, częstując słuchaczy okrągłymi, pustymi frazesami, jakie to rolnictwo jest ważne i wspaniałe. Chyba najgłupiej pojechał Morawiecki, twierdząc, że „nawet Bruce Lee nie dałby rady polskiemu rolnikowi”. Śmiech na sali, naprawdę, aż szkoda to komentować.
PiS-wcy nie wspomnieli, że nie tylko nie robią nic dla rolnictwa, ale jeszcze swoimi decyzjami mu szkodzą. Utrzymują chociażby te głupie embarga i ograniczenia rzekomo wymierzone w Rosję, a de facto walące w polskich rolników i sadowników. Masowe mordy na dzikach sprzyjają rozprzestrzenianiu się wirusa ASF, co godzi w hodowców trzody chlewnej. Mimo obietnic ministra, rząd nie prowadzi żadnych działań mających na celu przełamanie oligopoli, narzucających zaniżone ceny w skupach. PiS-owscy zaś europosłowie głosują za rozwiązaniami niekorzystnymi dla polskiego rolnictwa…
No, ale z pomocą kleru, wciąż jeszcze mającego na wsiach, głównie we wschodniej Polsce, pewien posłuch, politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości mamią rolników, jacy to są dla nich dobrzy i ileż to wspaniałych rzeczy, z 500 Plus na czele, dla nich robią. A że przez ich decyzje rolnictwo upada, to inna sprawa, przez PiS-owców zatajana.
Na szczęście, rozwój AgroUnii świadczy, iż dalece nie wszyscy rolnicy dają się sługusom Kaczyńskiego nabierać. Nawet bowiem frazesy z Brucem Lee niewiele pomogą, jeśli ludzie, do których się je kieruje, ponoszą straty. Cóż, drodzy chłopi, szykujcie taczki dla prezesa Kaczyńskiego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor