Zapić tę beznadzieję
Wielki
alarm w liberalnych – i nie tylko – ośrodkach medialnych.
Polacy, jak się okazuje, piją coraz więcej, spożycie alkoholu per
capita jest obecnie wyższe nawet niż w późnym PRL-u, kiedy
podobno pito z beznadziei.
Stacje
telewizyjne zapraszają takich i owakich specjalistów, którzy
niewesoły ów fenomen usiłują tłumaczyć. Jedni mówią, że
napoje alkoholowe są w Polsce… tanie (guzik prawda, są bardzo
drogie, podobnie jak wszystko inne zresztą), toteż należy
podwyższyć ich cenę, a rodacy przestaną po nie sięgać (aha, już
to widzę!). Inni wskazują, że sklepów oferujących owe trunki
jest w (k)raju nad Wisłą bardzo dużo, można je też kupić na
stacjach paliw, toteż trzeba wprowadzić częściową prohibicję,
polegającą na ograniczeniach czasu i miejsc sprzedaży alkoholu;
cóż, meliniarze na pewno na tym skorzystają, podobnie jak
nielegalnie działający bimbrownicy. Jeszcze inni specjaliści
argumentują – i mają dużo racji, do czego jeszcze wrócimy –
że coraz więcej Polaków po prostu odstresowuje się, relaksuje,
pijąc, i tu właśnie leży problem. Są i tacy eksperci, co
wskazują na kulturowe czy historyczne uwarunkowania; fakt, z jednej
strony mamy tradycję szlacheckiego pijaństwa, z drugiej – smutne
dziedzictwo przymusu propinacyjnego. Niestety, wszyscy poruszający
ów temat jak ognia unikają wskazania przyczyny głównej i
najważniejszej, ale o tym też będzie w dalszej części tekstu.
Cóż,
alkoholizm, jak każdy inny nałóg, dotknąć może każdego, bez
względu na przynależność klasową, wiek, wykształcenie, płeć,
zawód, itd. Bezpieczni są chyba tylko całkowici abstynenci. Z
drugiej strony, gdyby nie alkohol, ludzka cywilizacja
najprawdopodobniej by nie powstała; w antropologii jak najbardziej
na serio rozważana jest teoria, wedle której ludzie zaczęli
prowadzić osiadły tryb życia i zajęli się uprawą roli, co z
czasem poskutkowało powstaniem i rozwojem poszczególnych
cywilizacji i kultur, po to właśnie, by uzyskać stały dostęp do
napojów dających takie fajne efekty… No i niebezpieczne nie jest
używanie alkoholu, lecz jego nadużywanie. W Polsce mamy rosnący
problem z tym drugim.
No
właśnie. Bardzo łatwo jest się uzależnić, pijąc gwoli
odstresowania się czy relaksu, i to nawet wówczas, gdy spożywa się
niewielkie ilości wiadomych napojów, ale za to regularnie i często.
Co rzeczywiście jest poważną kwestią w (k)raju nad Wisłą.
Obowiązujący u nas dziki model nieludzkiego systemu
kapitalistycznego, oparty na pladze umów śmieciowych czy
wymuszonego, często fikcyjnego samozatrudnienia, model, w którym o
przestrzeganiu norm związanych z czasem pracy wielu kapitalistów
praktycznie nie myśli, sprawił, iż jesteśmy jednym z najbardziej
przepracowanych, a co za tym idzie, najbardziej przemęczonych
społeczeństwa świata. W sytuacji ogromnego, permanentnego
zmęczenia KAŻDA forma wypoczynku i relaksu wydaje się człowiekowi
nader cenna. Tymczasem, z powodu nawału pracy, a raczej harówy, i
wycieńczenia niejeden obywatel nie ma ani czasu, ani siły na relaks
inny niż kilka głębszych. Co prowadzi do alkoholizmu. Problem ów
dotyka często osób stosunkowo zamożnych, pracowników korporacji,
którzy zarabiają niezłe pieniądze, toteż zapijają nie biedę,
lecz stres i przemęczenie.
Ale
i zalewanie się w trupa, byle tylko oderwać się od beznadziei
bytowej, ma się w kapitalistycznej Polsce doskonale, a w zasadzie
coraz doskonalej. Jeśli bowiem przez ileś tam lat po ukończeniu
szkoły czy uczelni wyższej, młody człowiek bezskutecznie szuka
roboty, po drodze zasuwając jako niewolnik na bezpłatnych, a
najlepszym razie jako parobek na płatnych stażach, kiedy zaś już
zatrudnienie znajdzie, najczęściej okazuje się ono kijowe:
niskopłatne (nie tylko się nie zarobi na utrzymanie, ale trzeba
jeszcze do tego interesu dołożyć), na śmieciówce, niedające
satysfakcji ani niewiążące się z perspektywą rozwoju osobistego,
niekiedy wręcz urągające ludzkiej godności… no to nie ma się
co dziwić, że w ludziach narasta frustracja, połączona z
poczuciem bezsilności, wewnętrznym wypaleniem i zwyczajną
beznadzieją. Konsekwencją jest trudna do opanowania chęć
oderwania się, choćby na chwilę, od ponurej, odbierającej sens
życia rzeczywistości, a wtedy łatwo, oj, łatwo sięga się po
flaszkę (niektórym ona nie wystarcza, toteż sięgają po środki
gwarantujące znacznie wyższy stopień takiego oderwania, czyli
narkotyki bądź dopalacze). Życie w kapitalizmie, który to
nieludzki system sprawia, iż większość z nas będzie harowała za
grosze, a wypracowane bogactwo zgarnie pasożyt-wyzyskiwacz,
faktycznie JEST beznadziejne, natomiast zapicie owej beznadziei –
przy okazji też, jak wspomniałem, będące formą odpoczynku,
jakkolwiek z reguły iluzorycznego, od permanentnego przemęczenia –
zdaje się najlepszym z możliwych remediów. Bo innym jest podróż,
z której się nie wraca…
Owszem,
jak wskazałem wyżej, nie wszystkie przyczyny już to alkoholizmu,
już to innych nałogów są systemowe. Lecz nieludzki system
kapitalistyczny kreuje tak beznadziejne warunki egzystencji, że po
prostu sprzyjają onie sięganiu po alkohol bądź jeszcze mocniejsze
środki psychoaktywne. Ale tego już tematu specjaliści debatujący
nad problemem alkoholizmu Polaków wolą nie poruszać, bo mogłoby
się okazać, iż coś złego wydarzyło się z naszym
społeczeństwem, z warunkami naszego życia i z naszą gospodarką
po 1989 roku...
Komentarze
Prześlij komentarz