Seksualizacja
Ostatnio
strasznie modnym terminem w mediach, rozplenionym przez prawactwo
około-PiS-owskie, w tej liczbie Jarosława Kaczyńskiego, skrajną
prawicę oraz część środowisk kościelnych, jest „seksualizacja
dzieci”. Rzekomo jest to działanie środowisk LGBT i „lewactwa”,
mające na celu szerzenie wśród najmłodszych obywateli – o
zgrozo! – edukacji seksualnej, dążącej do „zrobienia z nich
pedałów”, „nauczania masturbacji”, itd. Bzdury straszliwe,
szkoda to komentować. W ogóle przeciwnicy edukacji seksualnej w
szkołach nie zauważają, że dzieci (jak i wszyscy inni ludzie) SĄ
istotami seksualnymi, tyle że ich seksualność dopiero się
rozwija, i ważne, by rozwijała się prawidłowo, w czym właśnie
szkolne zajęcia mają pomóc; w przeciwnym wypadku dzieciaczki,
owszem, będą się „edukowały”, ale z pomocą internetowej
pornografii, do której mają praktycznie nieograniczony dostęp.
Skutki tego często okazują się fatalne dla ich psychiki oraz
rozwoju płciowego, ale jest to temat do innych rozważań.
Dziś
ważne jest to, że Bezprawie i Niesprawiedliwość, używając w
swojej załganej propagandzie słowa „seksualizacja”, wypacza
jego znaczenie, a jednocześnie sprawia, iż o samym zjawisku –
niestety, powszechnym i bardzo niebezpiecznym – praktycznie się
nie mówi.
Seksualizacja
bowiem nie ma nic wspólnego z edukacją seksualną (ta, dobrze
poprowadzona, mogłaby zresztą zmniejszyć skalę tej patologii),
lecz polega na sprowadzeniu wartości danej osoby (bez względu na
jej płeć, dodajmy) do jej „seksownego” wyglądu lub zachowania.
Jest to uprzedmiotowienie tejże osoby, która widziana jest jako
OBIEKT do seksualnego używania/wykorzystywania przez innych, nie zaś
w pełni swojego człowieczeństwa. Seksualność jest ofierze tego
zjawiska – przykładowo, dziewczyna/kobieta (określana „laską”,
„cizią” lub w inny, znacznie wulgarniejszy sposób) ma być
szczupła, mieć duży biust, krągły tyłeczek oraz nogi jak posąg
greckiej bogini, natomiast nieodłącznym elementem
chłopaka/mężczyzny mają być muły jak u Schwarzeneggera, również
szczupła sylwetka oraz fallus wielkości drąga, używany oczywiście
celem seksualnego wykorzystywania przedstawicielek płci żeńskiej,
sens istnienia których zredukowany zostaje do zaspokajania męskich
przyjemności, bycia żywym inkubatorem, no i gotowania oraz
sprzątania – narzucana odgórnie w sposób nieadekwatny.
Elementy
seksualizacji znajdziemy bowiem w ludzkiej kulturze, także w mitach
i legendach (wszystkie te historie o silnym, a przy tym inteligentnym
herosie/rycerzu, pokonującym liczne przeszkody po to, by na końcu
posiąść – zupełnie, jak gdyby była rzeczą – piękną
księżniczkę czy inną kobietę). Kapitalizm jednak uczynił z niej
prawdziwy przemysł, czyli po prostu źródło zysków dla prywatnych
właścicieli środków produkcji, doprowadzając przy tym do
straszliwej, obrzydliwej prymitywizacji myślenia o życiu płciowym.
Przykładem
jest oczywiście cała dziedzina gospodarki związana ze szczupłą
sylwetką – zwłaszcza kobiet, ale mężczyzn też – czyli
produkcją i dystrybucją wszystkich tych substancji odchudzających,
akcesoriów do sportów (dzięki którym również mamy schudnąć),
ubrań wyszczuplających, itd. Jest to wręcz totalitaryzm,
narzucający ludziom poczucie, że mają być szczupli, inaczej
bowiem będą nieszczęśliwi (a niby dlaczego?) i, co gorsza,
przestaną być „atrakcyjni” – rzecz jasna jako OBIEKTY
seksualne. Takie podejście do sylwetki, wykreowane i narzucone przez
propagandę serwowaną już to w reklamach, już to w serialach i
filmach, już to przez modelki i piosenkarki, już to przez aktorów
udających lekarzy, itd., ma oczywiście na celu to, by kapitaliści
produkujący te wszystkie badziewia związane z odchudzaniem zarobili
gigantyczną kasę. Niestety, skutki bywają tragiczne, np. depresje,
anoreksje, bulimie i inne choroby, wywołane właśnie totalitaryzmem
szczupłości, z którego dalece nie wszyscy potrafią się wyzwolić,
co również związane jest z narzuconą odgórnie seksualizacją,
zwłaszcza dziewcząt, którym wmówiono – oczywiście na użytek
gromadzenia zysków przez kapitalistów – iż jeśli nie będą
szczupłe, a wręcz chude, stracą atrakcyjność jako OBIEKTY
seksualne, którymi – co również wtłoczono im w świadomość –
mają być.
W
jeszcze bardziej radykalnym, a zarazem o wiele bardziej patologicznym
(i prymitywnym) wariancie seksualizacja sprowadza się nie tylko do
uprzedmiotowienia, ale też UTOWAROWIENIA intymnej sfery ludzkiego
życia. Towar zaś, obok wyzysku, stanowi główne źródło zysku
kapitalistów. I tak, zarabiają oni na prostytucji (często wiążącej
się z seksualnym niewolnictwem, w czym celują kapitaliści
działający nielegalnie, czyli mafiosi), czy też na masowej
produkcji pornografii wszelkiego rodzaju. I żeby nie było, erotyka
i pornografia są dziedzinami kultury i sztuki, mogą mieć wysoką
wartość artystyczną (chociażby biblijna księga Pieść Nad
Pieśniami, będąca erotykiem właśnie). Niestety, kapitalistyczny
priorytet dążenia do maksymalizacji zysków sprawił, że uległy
one – zwłaszcza nader wątpliwej jakości „dzieła”
produkowane masowo – straszliwej prymitywizacji; nie tylko szerzą
fałszywy obraz ludzkiej seksualności (w tym totalitaryzm szczupłej
lub muskularnej sylwetki, o którym pisałem wyżej, jak też
sprowadzanie człowieka li tylko do roli NARZĘDZIA zaspokajania
rozbuchanych żądz), ale też promują patologiczne formy zachować
związanych z życiem erotycznym, np. gwałty, przemoc czy sadyzm.
Tak
zatem, powszechna seksualizacja doprowadziła w kapitalizmie do tego,
że owa intymna sfera ludzkiej egzystencji stała się towarem lub
też służy produkcji towarów, a jednocześnie rozpleniły się
fałszywe stereotypy na temat płci, oczywiście również służące
napchaniu portfeli kapitalistów.
O
to jednak prawicowi politykierzy się już nie troszczą. Musieliby
wszak zaburzyć interesy wielkich koncernów… czego nie zrobią, bo
właśnie na rzecz owych koncernów, a konkretnie ich prywatnych
właścicieli, działają.
Komentarze
Prześlij komentarz