Polska mentalność niewolnicza

My, Polacy, bardzo lubimy chwalić się naszym etosem wolności, podkreślać, jak to wolność cenimy, i jak to przez stulecia o nią walczyliśmy. Nawet morderców kobiet i dzieci prawicowi, a raczej prawaccy propagandyści czynią „bojownikami o wolność”.
Niestety, etosu wolności w polskiej kulturze i mentalności nie ma i chyba nigdy (może poza okresem Legionów Polskich i Księstwa Warszawskiego) nie było; mieliśmy i mamy etos powstańczy (przy czym najlepiej, aby powstanie zakończyło się sromotną klęską), z etosem wolności niemający jednakowoż nic wspólnego. Smutna prawda jest taka, że mamy mentalność niewolniczą, samo zaś niewolnictwo przeplata się przez całe nasze dzieje.
Prawdopodobnie aż do XIII wieku głównym polskim (przy czym w okresie rozbicia dzielnicowego – poszczególnych księstw piastowskich) towarem eksportowym byli ludzie; Piastowie sprzedawali niewolników zarówno do Europy Zachodniej i Północnej, jak też – chyba częściej i więcej – na Bliski i Środkowy Wschód – tak, mieliśmy wówczas bardzo ożywione kontakty z cywilizacją islamu. Dopiero podboje Mogołów i Turków położyły kres temu handlowi; Czyngis Chan i jego następcy, a później Osmanowie przejęli kontrolę nad częścią Jedwabnego Szklaku, poza tym niewolników bardzo chętnie sami pozyskiwali podczas wojen i sprzedawali, nie dzieląc się z nikim zyskiem. Piastowska Polska – podobnie jak dzisiejsza – „eksportowała” też ludzi wolnych, którzy opuszczali ją w poszukiwaniu zarobku, np. najemnych wojów, służących i łupiących w wojskach Wikingów; przykładowo, duńscy królowie podbili Anglię właśnie polskim (i ogólnie słowiańskim) najemnym orężem.
Kiedy handel niewolnikami ze Wschodem się urwał, polska gospodarka przebranżowiła się na masową produkcję i eksport zboża. Pola, na których ono rosło, należały czy to do rycerzy/szlachty, czy to do książąt, czy to do biskupów i innych możnowładców, a na roli pracowali chłopi. Początkowo byli to głównie wolni kmiecie, osadzani przez panów na ich ziemi, z czasem jednak chłopi stawali się niewolnikami, własnością szlachty, magnaterii i kleru, muszącymi za darmochę zasuwać na ich polach; wymiar tej darmowej harówy stopniowo się zwiększał, aż objął cały tydzień. Była to oczywiście pańszczyzna. Chłopów pańszczyźnianych, czyli niewolników, nie uważano w ogóle za Polaków; przynależność do narodu polskiego przyznano im dopiero w XIX wieku, czyli pod zaborami, i to zaborcy znieśli pańszczyznę, UWALNIAJĄC dziewięćdziesiąt procent ówczesnego polskiego społeczeństwa. Wtedy jednak nasi przodkowie stali się parobkami – już formalnie wolnymi, ale nadal harującymi „na pańskim” za darmo lub półdarmo, żyjącymi w fatalnych warunkach – lub robotnikami fabrycznymi, podporządkowanymi ekonomicznie kapitalistom.
Mentalność chłopów pańszczyźnianych żyje w nas do dzisiaj. Wciąż jesteśmy (no dobra, nie wszyscy) mentalnymi niewolnikami, gotowymi zaharować się na śmierć, pomnażając dobrobyt kapitalistów i jeszcze ciesząc się, że ONI się bogacą (pasożytują) na naszej pracy. Tak dzieje się w kraju – vide bezpłatni stażyści lub młodzi ludzie zasuwający na śmieciówkach i myślący, że to dla nich korzystne – tak też dzieje się na emigracji zarobkowej. Sam znam polskiego emigranta, który raduje się, że pracując za półdarmo, wraz z podobnymi sobie parobkami przyczynił się do uratowania angielskiej firmy, która podobno by upadała, gdyby płaciła za pracę wedle brytyjskich stawek (i dobrze, bo przedsiębiorstwo bazujące na dumpingu socjalnym jest pasożytnicze, toteż POWINNO upaść!). Oczywiście, mimo iż dziś firma ta jest ponoć rynkowym potentatem, a jej zyski rosną, robotnikom płaci coraz mniej – polskim robotnikom, bo Anglicy, Bułgarzy czy Rumuni pracować tam nie chcą (nie ma się czemu dziwić, skoro ich celem jest zarobienie na życie, a nie ratowanie kapitalistycznych pasożytów), czego ich koledzy znad Wisły pojąć nie potrafią.
Polak o mentalności niewolniczej bardzo chętnie pozwoli wykorzystać się jako pracownik, zasuwał będzie nader ciężko i jeszcze sprawi mu radość, że pracodawca go orżnie. Widać to zarówno w skali jednostkowej, jak też społecznej – przecież po roku 1989 sami Polacy pozwolili międzynarodowemu kapitałowi skolonizować Polskę, a prawicowym (wylansowanym, o zgrozo, przez robotników!) politykom i ekonomistom – zbudować nieludzki system kapitalistyczny, w którym proletariusz jest maksymalnie eksploatowany, haruje za głodowe stawki albo w ogóle za darmo (bezpłatni stażyści, czyli współcześnie niewolnicy, przypominam), a zatrudnienie jest wysoce niestabilne. I żyjąc w tym zniewoleniu, spora część z nas myśli, że jest wolna…
Nie ma też polskiego etosu wolności politycznej. Dwa razy pozwalaliśmy zbudować w (k)raju nad Wisłą krwawe dyktatury: w 1926 (początek Sanacji) i w 2005 roku (chodzi o pierwsze rządy Bezprawia i Niesprawiedliwości, których destrukcyjne praktyki są obecnie kontynuowane; w latach 2007-15 PO i PSL wprawdzie nie niszczyły instytucji demokratycznych, ale też niewiele robiły, by je uzdrowić po częściowym wtedy zniszczeniu przez PiS). Do dziś jeszcze wielu z nas popiera dyktatorów, np. Kaczyńskiego.
Tak zatem, Polak to wymarzony niewolnik. Będzie z radością zasuwał na dobrobyt swojego pana i cieszył się, jeśli cokolwiek za to dostanie, także z radością pozwoli odrzeć się ze swoich praw, a przy tym wszystkim odda swój głos na politycznych tyranów…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor