Dzień Kobiet Walczących

Dziś 8 marca, czyli Międzynarodowy Dzień Kobiet, święto ustanowione przez II Międzynarodówkę w 1910 roku, co poprzedziło ponad sto lat walki przedstawicielek płci żeńskiej o przynależne im prawa. Warto pamiętać, że demokratyzacja, jaka powoli, w bólach i z oporami zachodziła pod koniec XVIII (Rewolucja Francuska), przez cały XIX i początek XX wieku, wiązała się z walką ruchu robotniczego z kapitalistycznymi patologiami, a także z batalią o równouprawnienie kobiet – oba ruchy, robotniczy i kobiecy, miały ze sobą wiele wspólnego i przenikały się wzajemnie, a socjaliści, komuniści oraz anarchiści podkreślali (i do dziś podkreślają) wagę równouprawnienia płci oraz zniesienia patriarchatu, będącego wszak narzędziem ucisku klasowego.
Z okazji zatem Międzynarodowego Dnia Kobiet wszystkim Czytelniczkom mojego bloga, a także wszystkim Paniom w ogóle, serdecznie życzę tego, co w życiu najlepsze. Wyrażam tu nadzieję, że nikt nie będzie Was traktował jako żywe inkubatory, żywe odkurzacze tudzież żywe roboty kuchenne, a patriarchalna kultura społeczna i polityczna przestanie redukować Waszą osobowość do wymiaru stricte cielesnego. Składam Wam również życzenie, aby Wasza walka o równouprawnienie zakończyła się sukcesem.
Bo jakkolwiek w tej materii wiele zmieniło się na lepsze – od 1918 roku Polski mają prawa wyborcze, przybywa działaczek politycznych i społecznych, panie robią kariery artystyczne, zawodowe i biznesowe, itd. – to jednak wciąż nie wszystko jest tak, jak być powinno.
Przykładowo, prawicowe władze (nie tylko w Polsce, bo to problem wielu państw kapitalistycznych, USA pod nieświatłymi rządami blondasa też) wciąż nastają na prawa reprodukcyjne kobiet, zmierzając do ograniczenia, a najlepiej całkowitego odebrania im możliwości swobodnego decydowania o swojej cielesności, zdrowiu i prokreacji. Chodzi oczywiście o to, by na świat przychodziło jak najwięcej przyszłych parobków, którzy będą półdarmo lub nawet całkiem za friko zasuwali na dobrobyt kapitalistów, kleru oraz politykierów, jak również o to, że im więcej dzieci w rodzinie, tym większy wyzysk – rośnie konieczność ich utrzymania, a zatem rodzice przyjmą pierwszą lepszą robotę, choćby kiepską, byle COKOLWIEK zarobić. To jest właśnie ten ucisk klasowy, o którym wspomniałem wyżej.
Nadal też istnieją patologie na rynku pracy, takie jak „lepka podłoga” czy „szklany sufit” (utrudnienia w awansowaniu), wciąż także wiele kobiet zarabia mniej niż mężczyźni wykonujący te same czynności zawodowe. Jasne, pod tym względem zaszły w ostatnich latach pozytywne zmiany, niemniej jednak nie są one pełne. Dalej, Polki – co jest typowe dla kapitalizmu – padają, w nieraz większym niż mężczyźni stopniu, ofiarami przymusu ekonomicznego, będącego formą przemocy, na co zwrócono uwagę podczas zeszłotygodniowych Manif, które miały (z czego ogromnie się cieszę) mocno klasowy, antykapitalistyczny charakter. Przymus ekonomiczny, skoro już przy nim jesteśmy, pozostaje naturalną patologią nieludzkiego systemu kapitalistycznego; polega oczywiście na konieczności zdobycia środków utrzymania, czyli podjęcia pracy – na czym korzystają kapitaliści-wyzyskiwacze, narzucając pracownikom złe warunki zatrudnienia, czyli wyzyskując ich. Ów przymus ze strony kapitalistów często jest brutalniejszy wobec kobiet niż wobec mężczyzn; jak wspomniałem, paniom wciąż jeszcze narzuca się niższe płace czy utrudnia się im awans, nie wspominając już o tym, że przyjęcia facetów do roboty nie uzależnia się od ich planów dotyczących ojcostwa… Kobiety mają więc o co walczyć.
W (k)raju nad Wisłą dużo się również mówi o rodzinie i macierzyństwie (celują w tym oczywiście prawicowcy), ale dla matek systemowej pomocy już nie ma, bo trudno za takową uznać 500 Plus czy „becikowe”. Dalej występują problemy z dostępem do służby zdrowia, żłobki i przedszkola są często płatne (i bardzo drogie), a jeśli dziecko urodzi się ciężko chore bądź niepełnosprawne, no to cała rodzina ma równo przegwizdane, gdyż „pomoc” od państwa jest mizerna i trudno dostępna.
Polki nadal też często-gęsto padają ofiarami przemocy seksualnej, z czym tak zwany „wymiar sprawiedliwości” nie może, a często z przyczyn ideologicznych nie chce sobie poradzić – vide skandalicznie niskie wyroki za gwałt czy molestowanie seksualne, wiktymizacja ofiar, itd. Prawicowi politykierzy (w tym niby płci żeńskiej), zwłaszcza z Bezprawia i Niesprawiedliwości oraz ugrupowań skrajnie prawackich, akceptują wszelkiego rodzaju przemoc wobec kobiet, w tym seksualną, sprzeciwiając się wdrożeniu systemowych rozwiązań służących walce z tym zjawiskiem. Tu za przykład niech służby niejaka Szydło Beata, chwaląca władze Zakopanego za NIEWDROŻENIE konwencji antyprzemocowej…
Niestety, polska kultura wciąż jest kulturą gwałtu, w której przedstawicielki płci żeńskiej traktuje się przedmiotowo, przemoc zaś wobec nich jest akceptowana, a często nawet chwalona. Nie tylko przez polityków, ale też kler i tzw. „zwykłych ludzi”. Toteż dużo, bardzo dużo trzeba w (k)raju nad Wisłą zmienić w tym zakresie.
Sukcesów w zmienianiu świata i Polski na lepsze życzę więc wszystkim uczestniczkom Strajku Kobiet, Czarnych Protestów oraz Manif, w tym tych, co odbywają się dzisiaj. Składam też wyrazy uznania i serdeczne życzenia działaczkom partii lewicowych, które hasła pro-kobiece mają na swoich sztandarach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor