Ból słowa pisanego

Ukazały się wyniki nowej edycji badań czytelnictwa w Polsce. Cóż, jest źle… bardzo delikatnie rzecz ujmując.
W roku bowiem 2018 aż 63 proc. członków naszego społeczeństwa nie przeczytało ANI JEDNEJ książki; wskaźnik ten utrzymuje się na podobnym poziomie, z lekkimi tylko fluktuacjami, od 2008 r. Jedynie 9 proc. Polaków czyta rocznie siedem lub więcej książek. Niewesoło też wygląda sprawa z posiadaniem tychże wspaniałych przedmiotów – 28 proc. naszych rodaków nie ma w domu ani jednej książki (sam, niestety, znam takie osoby), a dalsze 7 proc., owszem, ma, ale tylko podręczniki. Na szczęście, są i tacy, u których półki się pod dziełami literatury uginają, a w mieszkaniach brakuje miejsce na nowe pozycje; mam zaszczyt zaliczać się do tego grona.
Jasne, są też w Polsce obywatele (w tym, nie chwaląc się, autor tej notki), którzy czytają bardzo dużo, nie liczą książek, jakie nie tyle przeczytali, ile pochłonęli. Ci bibliofile i bibliomani do pewnego stopnia równoważą tych, co nie czytają wcale lub czytają bardzo mało… ale, no właśnie, tylko do pewnego stopnia. Jako społeczeństwo, jesteśmy naprawdę słabo oczytani. Bardzo, ale to bardzo zła to wróżba na przyszłość…
Temat już zresztą kilkakrotnie poruszałem, toteż powtórzę jedynie krótko, że im wyższy poziom czytelnictwa, tym społeczeństwo jest bogatsze (vide Skandynawia), jego członkowie mają bowiem wyższe kompetencje intelektualne, większą wiedzę (inna bajka, że w Polsce nie jest ona, niestety, doceniana), co wprost przekłada się na rozwój gospodarczy. Człowiek mający częsty, regularny kontakt ze słowem pisanym potrafi również sprawniej myśleć, ma bardziej rozbudowaną wyobraźnię; oba te czynniki przekładają się na świadomość swoich praw, co pozytywnie wpływa i na politykę danego państwa (obywatel oczytany odrzuca głupich kandydatów, wybiera zaś tych, którzy coś sobą reprezentują), i na – znowu – gospodarkę (świadomego obywatela trudniej jest wyzyskać).
Jasne, ceny książek (o czym też już parę ładnych razy wspominałem) są w (k)raju nad Wisłą bardzo wysokie w stosunku do naszych bardzo niskich zarobków… ale tak samo jest ze wszystkimi innymi produktami. Poza tym, jeśli się chce, to książkę można nabyć za stosunkowo niską kwotę, bo są księgarnie z tanimi książkami (sam kupiłem w takich kilka nader fajnych tytułów), różne wyprzedaże, itd. W ośrodku kultury w mojej miejscowości można sobie za darmo książkę wziąć (dobrze jest też oddać jakąś z dawna niepotrzebną). No i, żeby sobie poczytać, niekoniecznie trzeba kupować – wystarczy wybrać się do biblioteki.
Wielu mądrych ludzi podkreśla (a ja się z nimi zgadzam, co również na łamach tego i poprzednich swoich blogów poruszałem), że czynnikiem, który najbardziej zniechęca do czytania – czyli szeroko pojętego kontaktu ze słowem pisanym jako takim – jest szkoła, od najmłodszych lat podstawówki, dodajmy. To prawda. Lektury są dla współczesnych dzieci i młodzieży nudne, często zbyt trudne i niedzisiejsze po prostu, nadto jeszcze źle omawiane (największego pecha pod tym względem ma Pan Tadeusz). Dalej, uczniowie mają niewielki jeno wpływ na to, jakie lektury są omawiane, toteż rzadko są to te, które naprawdę ich interesują (a właśnie to spowodowałoby rozwój czytelnictwa). Skutek jest taki, iż dzieciaczki wynoszą ze szkoły przekonanie, że czytanie nie jest przyjemnością i rozrywką, lecz przykrym obowiązkiem, czymś wręcz bolesnym. Bo skoro trzeba ileś tam godzin ślęczeć nad jakimś nudnym, trudnym, a do tego kompletnie nieciekawym tekstem, odczucia te pojawiają się jako logiczna konsekwencja takiego obowiązki. Tymczasem naturalnym odruchem u człowieka, jak i u większości organizmów żywych, jest unikanie bólu tudzież innych nieprzyjemności.
Generalnie, nie wiem, czy taki właśnie jest cel polskiego systemu „edukacji” - żeby dzieciaki wychodziły ze szkoły zniechęcone do czytania, czyli podatne na ogłupienie – czy tylko efekt uboczny oderwania od rzeczywistości, zwłaszcza zaś dziecięcych i młodzieżowych gustów, kolejnych ministrów i osób ustalających programy szkolne, z listą lektur na czele. Wolę zakładać, że to drugie.
Tak czy owak, nie dziwmy się, że w Polsce przybywa ludzi wierzących, iż Ziemia jest płaska, padaczkę wywołują demony, szczepionki powodują autyzm, a geje chcą przejąć dzieci i uczyć je masturbacji. Człowiek nieoczytany słabo myśli, toteż jest podatny na wszelkie kłamstwa i manipulacje, nawet te oparte na skrajnej głupocie.
Toteż, Drogie Obywatelki i Drodzy Obywatele, książkę w dłoń!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor