Jarosław i zwierzęta
Był
taki czas, kiedy żywiłem szacunek wobec Jarosława Kaczyńskiego.
Oczywiście, nie z powodu jego osiągnięć politycznych (by tych nie
ma, chyba że za osiągnięcia uznać zdemolowanie trójpodziału
władzy, rządów prawa w Polsce, budowę de facto faszystowskiego
modelu władzy czy doprowadzenie do tego, iż jesteśmy państwem
coraz bardziej izolowanym politycznie w Europie i na świecie), lecz
dla jego miłości do zwierząt. Szacunek mój nie tylko stopniał,
ale też przeistoczył się w pogardę w grudniu 2016 roku, gdy
Jarosław Kaczyński uśmiechał się na widok policji pałującej i
rzucającej o ziemię demonstrantów po to, by on mógł sobie
przejechać z Sejmu na Żoliborz. Niemniej jednak, nawet wówczas
uważałem, że miłość do zwierząt jest tym, co w Jarosławie
Kaczyńskim pozostało ludzkie i dobre, ostatnim elementem
człowieczeństwa, jakiego żądza władzy i zemsty na przeciwnikach
politycznych (niekoniecznie w tej kolejności) jeszcze nie
zniszczyła. A teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie popełniłem
wielkiej pomyłki. Bo może z tą miłością Kaczyńskiego do
zwierząt wcale tak dobrze nie jest.
Otóż,
jakiś czas temu w Sejmie złożono – bardzo swoją drogą dobry –
projekt ustawy o ochronie zwierząt. Przewidywał on m. in.: zakaz
hodowli zwierząt na futra, zakaz wykorzystywania ich w cyrkach,
zakaz uboju rytualnego na eksport, obowiązek oznaczania zwierząt
oraz zakaz trzymania psów na łańcuchach. Projekt ów pilotował
Krzysztof Czabański, a popierał go osobiście Jarosław Kaczyński,
wedle medialnych doniesień bynajmniej niebędący pod tym względem
wyjątkiem na tle klubu parlamentarnego Bezprawia i
Niesprawiedliwości. Niestety, zaprotestowało biznesowe lobby
futrzarskie, poparte przez toruńskiego kapitalistę w sutannie,
chłonącego niczym gąbka pieniążki od wiernych, czyli pana
Rydzyka Tadeusza. Skutek był taki, że projekt niemal od razu trafił
do kosza. Ma jednakowoż wejść w życie, lecz w nader okrojonej
wersji, jak twierdzi anonimowy poseł PiS, który zwierzył się w
tej sprawie jednemu z portali informacyjnych. Sejm głosował będzie
w zasadzie tylko nad wydłużeniem łańcuchów dla psów, nadzorem
nas schroniskami, obowiązkiem chipowania tudzież ściganiem
pseudohodowli. Wszystko inne zniknie, podobno dlatego, że ustawa w
pierwotnym kształcie byłaby nazbyt kontrowersyjna, a Bezprawie i
Niesprawiedliwość skupia się teraz na odbudowie poparcia
społecznego, przeto unikać zamierza podnoszenia TAKICH kwestii.
Cóż,
tłumaczenia oczywiście mogą być różne, mnie wszelako wydaje
się, iż PiS – będące wszak ugrupowaniem prawicowym – uległo
przed kapitałem. Czyli w tym wypadku przed lobby futrzarskim.
Interesy kapitalistów okazały się po raz kolejny ważniejsze niż
wartości niematerialne, takie jak prawa zwierząt, ich dobro czy
miłość do nich. Mierzi mnie to, ale takie zachowanie jest
absolutnie typowe dla prawicy.
Z
braku miejsca skupię się tylko na przemyśle futrzarskim. W
fermach, oczywiście wyzyskujących pracowników (czego żaden z nich
nie przyzna, nie chcąc stracić roboty, o którą trudno, zwłaszcza,
że tego typu obozy zagłady… przepraszam, firmy zlokalizowane są
często w regionach wiejskich, gdzie bezrobocie jest stosunkowo
wysokie), nie tylko bestialsko morduje się lisy, jenoty i inne
zwierzęta (np. wkładając im jeden koniec kabla do pyszczka, drugi
zaś do odbytu, po czym puszczając prąd pod wysokim napięciem)
trzymane przed zamordowaniem w nader ciasnych klatkach, ale też
stanowią one źródło smrodu, zanieczyszczenia środowiska i
zagrożenie dla takich chociażby pszczelarzy. Nie wspominając już
o tym, że futra są dobrem luksusowym, na które stać jedynie
burżujów/burżujki, do tego całkowicie zbędnym, skoro przemysł
tekstylny jest w stanie wyprodukować ich znacznie tańsze, sztuczne
odpowiedniki bez zabijania zwierząt. No, ale dla naszych niezbyt
oświeconych despotów interesy kapitalistów-morderców są znacznie
ważniejsze niż to wszystko, co tu zasygnalizowałem.
Obrońcy
„braci mniejszych”, przynajmniej niektórzy, żywią jeszcze
nadzieję, że Jarosław Kaczyński, kierowany miłością do
zwierząt, skoro już wyszedł ze szpitala, ujmie swój klub
parlamentarny za fizys i doprowadzi do przegłosowania rzeczonej
ustawy w oryginalnym kształcie lub przynajmniej oryginalnemu
bliskim.
Ja
zaś szczerze w to wątpię. Jak nieraz pisałem, Wódz Jarosław
pozostaje typowym prawicowcem, dla którego liczą się interesy
kapitału. Nie postawi się więc lobby futrzarskiemu, tym bardziej,
że popiera je toruński kapitalista, dzień w dzień zajmujący się
naganianiem PiS-owi wyborców. Dalej, nieodłączną cechą
prawicowości, jako postawy moralno-etycznej, jest obłuda.
Prawicowiec Jarosław Kaczyński może przed kamerą wygłaszać
piękne przemówienia o szacunku dla zwierząt, będącym (z czym się
w pełni zgadzam) jednym z wyznaczników cywilizacji… ale kiedy
przyjdzie mu zestawić te słowa z politycznym reprezentowaniem
interesów kapitalistów mordujących lisy czy jenoty, szybko okaże
się, iż Wodza nie obchodzi, w jakich klatkach trzymane są
zwierzęta futerkowe i w jak bestialski sposób odbiera się im
życie. Nie zdziwiłbym się też, gdyby miał gdzieś los cyrkowych
lwów bądź wielbłądów i gdyby zwisało mu, czy pies dusi się na
łańcuchu w upalny dzień. Coś mi się wydaje, iż pan Kaczyński,
pozując na miłośnika zwierząt, po prostu chce pozyskać głosy
tych wyborców, którzy szczerze lubią „braci mniejszych”.
To,
co ostatecznie stanie się z projektem ustawy o ochronie zwierząt,
stanowiło będzie weryfikację bądź falsyfikację mojej oceny
Jarosława Kaczyńskiego i jego stosunku wobec istot żywych innych
niż ludzie.
Komentarze
Prześlij komentarz