Niewesoły dziecka los
Dziś
1 czerwca, czyli Dzień Dziecka. Z tej okazji wszystkim małoletnim
składam serdeczne życzenia. I właśnie im poświęcę dzisiejszą
notkę. Zwłaszcza tym dzieciom, które mają w życiu poważne
problemy, wynikające z morderczych reguł gry nieludzkiego systemu
kapitalistycznego, patologie którego uderzają również w
najmłodszych przedstawicieli gatunku ludzkiego.
Międzynarodowa
organizacja Save the Children opublikowała oto raport „Liczne
oblicza wykluczenia”, w którym przeanalizowała sytuację dzieci w
stu siedemdziesięciu pięciu krajach, pod kątem zagrożeń w
dziedzinie edukacji, ochrony zdrowia, odżywiania i przemocy.
W
rzeczonej klasyfikacji najlepiej wypadły: Singapur, Słowenia
(sic!), Norwegia, Szwecja oraz Finlandia. Polska uplasowała się na
miejscu dwudziestym piątym; całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że
znacznie niżej sklasyfikowano: USA (trzydziesta szósta pozycja),
Rosję (miejsce trzydzieste siódme) czy Chiny (czterdzieste) –
czyli, było nie było, potęgi gospodarcze, jak się okazuje,
chroniące dzieci w stopniu dalece gorszym niż Europa Zachodnia czy
Polska. Co do państw, gdzie sytuacja młodych pokoleń jest
najgorsza, to niespodzianki też nie ma – Afryka środkowa i
zachodnia.
Ogóle
wnioski z raportu optymizmem, delikatnie rzecz ujmując, nie
napawają. Save the Children określiła, iż CODZIENNIE na ziemi
cierpi aż 1,2 mld (tak – MILIARDA!!!) dzieci. Źródłem
cierpienia jest, jak łatwo się domyślić, bieda i nędza
(nierzadko skrajna, czyli uniemożliwiająca zaspokojenie
podstawowych potrzeb w wymiarze czysto biologicznym), ale nie tylko.
Spośród tego 1,2 mld dzieci aż 240 mln żyje w regionach
ogarniętych wojnami, zaś 575 mln dziewczynek to mieszkanki miejsc,
„gdzie seksistowskie przesądy stanowią poważny problem”. Te
trzy patologie kumulują się, wedle Save the Children, w aż
dwudziestu państwach, w tej liczbie w: Somalii, Jemenie, Sudanie
Południowym i Afganistanie. Warto zauważyć, iż z nędzy czy wojen
wynikają inne tragedie dla dzieciństwa, takie jak: przymusowa praca
dzieci, handel nimi, przymusowe małżeństwa, głód czy brak
dostępu do edukacji choćby na szczeblu podstawowym.
Mówiąc
krótko, nie jest dobrze!
Nie
odkryję tu Ameryki, stwierdzając, że za nędzą i wojnami kryje
się dziki kapitalizm. Poszczególne korporacje walczą o strefy
wpływów, czyli nowe rynki, które chciałyby eksploatować. A że
światowe zasoby są ograniczone, prędzej czy później interesy
tychże kapitałów stają się sprzeczne, nadto są państwa czy
regiony, które niechętnie (czemu trudno się dziwić) wpuszczają
na swój teren obcy kapitał. To dążenie do ekspansji często
prowadzi do konfliktów politycznych (rządy państw
kapitalistycznych reprezentują wszak interesy działających w nich
firm), które niekiedy przeradzają się w starcia militarne. Ich
ofiarami padają zwłaszcza regiony, gdzie znajdują się cenne
surowce, takie na przykład jak ropa naftowa. No, to już wiemy,
dlaczego Bliski Wschód stoi w ogniu. A gdzie wojna, tam i nędza. No
i postępujące zdziczenie, które nieuchronnie pojawia się wszędzie
tam, gdzie ludzie walczą o przetrwanie.
Są
jednak miejsca na naszym globie, gdzie wojny nie ma, ale nędza jest
straszliwa. Na przykład slumsy (także w USA i Europie Zachodniej,
czy dzielnice robotnicze w miastach południowokoreańskich) i
favele. Czy kraje postkolonialne, które mimo iż formalnie
niepodległe, wciąż pozostają eksploatowane przez kapitał z
dawnych metropolii, na czym pasą się również lokalni kacykowie.
Problem dotyczy wszelako nie tylko tzw. Trzeciego Świata.
Kapitalizm, jak system społeczno-ekonomiczny, zwłaszcza w wydaniu
neoliberalnym, w nieuchronny sposób prowadzi, za sprawą
postępującej akumulacji kapitału, do skupienia gigantycznego
bogactwa w rękach nielicznych jednostek (obecnie dosłownie osiem
osób posiada łącznie więcej niż połowa ludzkości, a jeden
procent ludzi dysponuje większym majątkiem niż pozostałe
dziewięćdziesiąt dziewięć), podczas gdy reszta biednieje. Toteż
nawet w krajach wysokorozwiniętych gospodarczo pogłębia się
problem biedy; w USA, Kanadzie, Australii, Europie czy w Chinach
obserwuje się szybki zanik warstwy (czasem mylnie nazywanej klasą)
średniej. Ofiarami tego procesu padają, co oczywiste, choć ponure,
nie tylko dorośli, lecz także dzieci.
W
(k)raju nad Wisłą, jakkolwiek pod względem przebadanych przez Save
the Children zagrożeń nie wypadł on, jak wiemy, źle, też nie
jest wesoło. Wprawdzie program 500 Plus – i jest to jego
niekwestionowana zaleta – przyczynił się do zmniejszenia zakresu
skrajnej nędzy oraz biedy wśród naszych dziatek, niemniej jego
cokolwiek wadliwa konstrukcja sprawia, iż spora część biednych
polskich dzieci nie jest tymże świadczeniem objęta. Nadto,
problemem Polski – wynikającym z jej struktury gospodarczej,
opartej na modelu taniej siły roboczej – jest permanentny
niedostatek, w którym żyje ponad 15 mln naszych rodaków. Jak już
kiedyś pisałem, nie jest to skrajna nędza – osoby i rodziny
żyjące w permanentnym niedostatku niby mają środki na
zaspokojenie podstawowych potrzeb – niemniej stan ów praktycznie
odbiera szanse na poprawę bytu i awans społeczny, bo tacy ludzie
nie znajdą lepszej pracy ani nie poprawią swoich kwalifikacji
zawodowych, gdyż nie mają na to pieniędzy. Dzieciaki z rodzin
żyjących w permanentnym niedostatku wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa będą w nim żyły również jako ludzie
dorośli… o ile wcześniej nie popadną w nędzę, co stale im
grozi.
Innymi
słowy, w Dzień Dziecka warto pamiętać, że los najmłodszych
pokoleń wcale taki fajny nie jest. A dziecięcym ofiarom rozlicznych
kapitalistycznych patologii wypada życzyć radykalnej poprawy ich
sytuacji.
Komentarze
Prześlij komentarz