Młodzi i Kościół

Polska jest europejskim liderem, a przynajmniej znajduje się w ścisłej czołówce, w wielu negatywnych dziedzinach, takich jak zanieczyszczenie środowiska, liczba ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych czy plaga umów śmieciowych. Co ciekawe, jest coś, w czym (k)raj nad Wisłą wyszedł na prowadzenie, a co jest rzeczą, którą trudno oceniać w czarno-białych kategoriach.
Otóż, mamy do czynienia z bezprecedensowym odpływem młodych ludzi od Kościoła katolickiego; Polska stała się w ostatnim czasie pod tym względem europejskim rekordzistą. Zresztą nie tylko młodzi od Kościoła odchodzą (podkreślam – od związku wyznaniowego, co wcale nie musi oznaczać rezygnacji z wiary, będącej osobistym poczuciem kontaktu z Bogiem), bo coraz więcej osób w średnim i starszym wieku również. Nie tylko w miastach, ale i na wsiach.
Ktoś może powiedzieć, że po prostu nadrabiamy stratę do Europy Zachodniej i Północnej, gdzie trend laicyzacyjny nastąpił wcześniej niż u nas. Cóż, aby to zweryfikować, potrzebne byłyby odpowiednie badania. Znacznie łatwiej określić przyczyny, dla których tak się dzieje. Jest ich oczywiście wiele, u poszczególnych młodych Polaków odchodzących od Kościoła występują one w różnych natężeniu i różnorodnych konfiguracjach. Ja skupię się tu na kilku.
Spotkałem się w internecie z opinią, iż ci, co podlegają owemu trendowi laicyzacyjnemu, to dojrzali, myślący ludzie. Pewnie tak właśnie jest; człowiekowi emocjonalnie i umysłowo dojrzałemu, a jednocześnie myślącemu trudno jest narzucić określony światopogląd, a tym zajmują się hierarchowie kościelni i duchowieństwo; wymagają oni, by katolicy myśleli w określonych kategoriach i wyznawali określone poglądy, oczywiście te, które lansują panowie w purpurze i czerni. Dla człowieka myślącego takie światopoglądowe podporządkowanie – totalitarne przecież – jest nie do zaakceptowania. Nadto, niewiele ma to wspólnego z nauczaniem Jezusa, który chciał mieć myślących wyznawców (wynika to m. in. z Kazania na Górze, poszczególne passusy którego mogłyby się zaczynać od sformułowania: „Weźże pomyśl...”).
No właśnie, skoro już przy Jezusie jesteśmy, to warto zauważyć, iż obecna doktryna Kościoła katolickiego od jego nauk zdecydowanie odchodzi, a w zasadzie niewiele ma już z nimi wspólnego. Toteż można stwierdzić, iż w Kościele Jezusa jest zdecydowanie za mało, przestał to być Kościół Chrystusowy (jakieś resztki tego stanu rzeczy próbują ratować papież Franciszek, południowoamerykańscy teologowie wyzwolenia, a w Polsce np. ks. Boniecki, ks. Lemański czy ojciec Gużyński; nie bez przyczyny tym dwóm kapłanom zamknięto usta, a zakonnikowi to grozi). Młodzi Polacy przecież to widzą, toteż nie dziwię się, iż coraz więcej z nich mówi: „Jezus – tak, Kościół – NIE!”.
Dalej, odpływ młodych od i tak największego w (k)raju nad Wisłą związku wyznaniowego to efekt trzeciej już dekady szkolnej katechezy, która dzieci i młodzież z roku na rok coraz bardziej zniechęca, stając się narzędziem (nierzadko wyjątkowo prymitywnej, nieraz wręcz głupiej) indoktrynacji zamiast przekazywania treści związanych z wiarą.
Ludziom, w różnym wieku, przeszkadza upolitycznienie Kościoła w Polsce, szczególnie popieranie przez większość hierarchów i duchownych jednego prawicowego środowiska politycznego. Odwdzięcza się ono za to szczodrymi datkami z naszych pieniędzy, przelewanymi m. in. do pewnego toruńskiego redemptorysty, który sam w sobie jest czynnikiem zniechęcającym do Kościoła. Drugą stroną tego medalu jest postępująca od 1989 roku budowa państwa wyznaniowego w Polsce; proces ów mocno przyspieszył po 2005 r. (rządy koalicji PO-PSL bynajmniej go NIE przyhamowały). Znacznej części Polaków wiążąca się z tym klerykalizacja życia publicznej najzwyczajniej w świecie wydaje się nie do wytrzymania, co na trend laicyzacyjny takoż się przekłada. Zwłaszcza, że jest to kolejne zaprzeczenie idei Jezusa, zwolennika PAŃSTWA ŚWIECKIEGO, o czym świadczy zdanie: „Oddajcie Bogu, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie”.
Polacy, niektórzy przynajmniej, nie są też ślepi ani głupi; zdają sobie sprawę z istnienia pedofilii w Kościele, zwłaszcza zaś z niewyciągania przezeń konsekwencji wobec księży gwałcących dzieci, nawet po zapadnięciu prawomocnych wyroków sądowych. Do co bardziej zainteresowanych, a zatem świadomych obywateli docierają też informacje o egzorcystach wyganiających demony z rzekomo opętanych dziewcząt przy użycia swojego fallusa, umieszczanego w dziewczęcej waginie bez zgody jej właścicielki. Jak to się przekłada na społeczny stosunek do Kościoła, jest chyba jasne.
Sam przekaz płynący od hierarchów i duchownych też nie zachęca katolików do pozostania przy Kościele. Skoro słyszą jedynie o potępieniu aborcji, antykoncepcji (arcybiskup Hoser popisał się niedawno opinią, jakoby akcja #MeToo była skutkiem… istnienia środków antykoncepcyjnych, bo gdyby nie one, „nie byłoby gwałtów”; bez komentarza), in vitro, serialu animowanego Hello Kitty, skoro wmawia się im archaiczny, opresyjny patriarchalny model życia rodzinnego, a wszystko to połączone jest z wydzieraniem coraz więcej i więcej pieniędzy… No to opisywanemu trendowi absolutnie nie ma się co dziwić.
Cóż, jak sądzę, po prostu działa tutaj zasada księdza Tischnera: Jeszcze nie widziałem nikogo, kto stracił wiarę, czytając Marksa, za to widziałem wielu, którzy stracili ją przez kontakt z księżmi” (źródło cytatu: http://lubimyczytac.pl/cytaty/13568/autor/jozef-tischner).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor