Jak PiS Polskę sprzedało

Na początek mała dygresja, aczkolwiek łącząca się z tematem dzisiejszej notki. Otóż, obchodzimy dziś dwudziestą dziewiątą rocznicę Wyborów Czerwcowych. Stanowiły one efekt rozmów przy Okrągłym Stole, podczas których PZPR i „Solidarność” określiły również kierunek rozwoju gospodarczego Polski. Wbrew obiegowej opinii, NIE postanowiono wówczas o restauracji kapitalizmu; Polska miała przeobrazić się w państwo dobrobytu, z dominującym udziałem własności państwowej w gospodarce i pewną dozą swobody działania kapitału prywatnego, nadto znaczącą rolę w kierowaniu zakładami pracy odgrywać miały Rady Robotnicze (typowo SOCJALISTYCZNE rozwiązanie). Niestety, w wyniku Wyborów Czerwcowych swój rząd utworzył solidarnościowiec Tadeusz Morawiecki; Rada Ministrów pod jego kierownictwem zwróciła się o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ten zaś narzucił nam plan „pomocowy” autorstwa Jeffrey’a Sachsa, wdrożony przez Leszka Balcerowicza, a oznaczający rabunkową prywatyzację, zniesienie większości praw pracowniczych i uzależnienie (k)raju nad Wisłą od obcego kapitału. I tak właśnie narodził się polski kapitalizm w dzisiejszym wydaniu. I jakoś nikt nas za te dwadzieścia dziewięć lat nie przeprasza!
Jedną z patologii dzikiego kapitalizmu w nadwiślańskim wydaniu są Specjalne Strefy Ekonomiczne, a w zasadzie Wyzysku. I właśnie nimi się dzisiaj zajmiemy.
Pan prezydent Duda Andrzej, zwany Adrianem, tańczył sobie w Lednicy z ładnymi dziewczętami, i na tychże prezydenckich wygibasach skupiły swoją uwagę media. Tymczasem tenże sam prezydent, który kręcił tyłeczkiem w Lednicy i rozdawał flagi narodowe młodzieży biorącej udział w tamtejszej kościelnej imprezie, złożył swój podpis pod ustawą przygotowaną przez premiera Morawieckiego Mateusza, stojącego na czele rządu Jarosława Kaczyńskiego. Przewiduje ona, iż na terytorium CAŁEJ POLSKI obowiązywały będą regulacje gospodarcze występujące obecnie tylko na terenie Specjalnych Stref Wyzysku.
Strefy te powstawać zaczęły w połowie lat 90. XX wieku. Ich celem było skuszenie, za pomocą zwolnień z podatków i dotacji państwowych, potencjalnych inwestorów, głównie zagranicznych. Chodziło, przynajmniej teoretycznie, o zapewnienie polskiej gospodarce transferu technologii (podobnie, jak to miało miejsce w Chinach po ich otwarciu na międzynarodowy kapitał) i powstanie nowych miejsc pracy; przypomnijmy, że były to czasy, kiedy na skutek planu Sachsa-Balcerowicza i likwidacji wielu zakładów pracy, szalało ogromne bezrobocie, a gospodarka była w ruinie, toteż SSE wydawały się jakiś lekarstwem na te choroby. Szybko jednak okazało się, iż Specjalne Strefy Wyzysku są siedliskiem kapitalistycznych patologii. „Inwestorom” służą do wyprowadzania z (k)raju nad Wisłą ciężkich miliardów (zwolnienia podatkowe, moi drodzy!) i pozyskiwania taniej siły roboczej. Większość praw pracowniczych – a raczej ich żałosnych resztek, jakie ocalały w Polsce po 1989 roku – w Strefach nie obowiązuje, czas pracy często jest tam nienormowany, a zarobki niskie (jeśli przekraczają płacę minimalną, to niewiele, a bywa, że nawet się do niej nie zbliżają). Nadto, działający tam „inwestorzy” nie zawsze są pracodawcami, gdyż w SSE plenią się agencje zatrudnienia, często obdzierające robotników z ich wynagrodzeń i utrudniające samoorganizację proletariatu oraz jego walkę o swoje prawa. Transferu technologii też nie ma, ponieważ w Specjalnych Strefach Wyzysku działają głównie montownie, bez centrów badawczych, a zatem li tylko skręca się tam konstrukcje zaprojektowane w Niemczech, USA, Japonii, Korei Południowej czy Chinach.
A teraz tak samo będzie w całej Polsce. Nadwiślański kapitalizm stanie się jeszcze dzikszy niż do tej pory, polscy robotnicy stracą resztki praw, warunki zatrudnienia (i tak przecież fatalne) jeszcze się pogorszą, a międzynarodowe korporacje wydoją z naszego państwa więcej niż dotychczas kasy – co gwarantuje im zapisane w ustawie Morawieckiego zwolnienie z podatku dochodowego nawet przez okres 10-15 lat! Czy rząd oczekuje od kapitalistów czegoś w zamian? Owszem. Współpracy z polskimi ośrodkami uniwersyteckimi i badawczymi (co pewnie oznaczało będzie postępujący drenaż mózgów, bo koncerny wprawdzie dadzą pracę absolwentom naszych uniwersytetów… ale nie w Polsce), a także pewnego poziomu jakości miejsc pracy. W tej drugiej dziedzinie premiowane mają być te przedsiębiorstwa, które utworzą stanowiska wymagające stosowania nowoczesnych technologii. Czyli czego – nowych typów kluczy do dokręcania śrub?
Mówiąc krótko, jest to ni mniej, ni więcej, a sprzedaż Polski. Ściślej rzecz ujmując, mamy do czynienia z finalizacją wyprzedaży (k)raju nad Wisłą, którą prawica post-solidarnościowa (co do lewicy, to popełniła ona w tej kwestii grzechy zaniechania, to znaczy niedostatecznie stopowała ów zdradziecki proceder) prowadzi od wdrożenia planu Sachsa-Balcerowicza. Poskutkował on, że Polska jest państwem peryferyjnym, zdominowanym przez obcy kapitał, dla którego pozostaje rezerwuarem taniej siły roboczej. Staliśmy się krajem o postkolonialnej strukturze gospodarczej. Za sprawą PiS-owskiej „reformy”, przerabiającej całe nasze państwo w jedną wielką Specjalną Strefę Wyzysku, patologia ta jeszcze się pogłębi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor