Zapomnij o awansie
„Wszyscy
rodzą się z równymi szansami”. „W kapitalizmie możesz być,
kim chcesz”. „Do osiągnięcia sukcesu wystarczy zaradność”.
„Kapitalizm nagradza pracowitych”. Te i inne, jakże mało mające
wspólnego z rzeczywistością, hasła codziennie niemal serwuje nam
załgana kapitalistyczna propaganda, promująca ów nieludzki system
jako taki, w którym każdy, dzięki swej pracowitości i zaradności,
może dostąpić awansu społecznego i poprawić swój status
materialny, niczym w legendzie o pucybucie, co stał się milionerem.
Tymczasem
najnowszy raport OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i
Rozwoju), zatytułowany – nader zresztą trafnie – Popsuta winda
społeczna, zadaje kłam tymże hasełkom. Okazuje się bowiem, iż w
większości państw kapitalistycznych, jakie poddano analizie,
przynależność klasowa jest dziedziczna, a drogi awansu społecznego
są w większym bądź mniejszym stopniu zaklajstrowane. Oznacza to,
że dziecko pochodzące z rodziny robotniczej w dorosłym życiu
najprawdopodobniej samo będzie robotnikiem. Nastawienie jednostki i
jej cechy osobowości, np. pracowitość, w awansie klasowym
odgrywają, według raportu OECD, nader niewielką rolę. Mówiąc
krótko i po ludzku – trudno jest się wybić.
I
żeby nie było – nie ma ABSOLUTNIE NIC złego w byciu robotnikiem.
Klasa robotnicza (proletariat) jest najbardziej pożyteczna i
potrzeba społeczeństwu spośród wszystkich innych klas, bez niej
społeczeństwo, państwo i gospodarka dawno by się posypały.
Problem leży gdzie indziej. Mianowicie, proletariat od początku
istnienia kapitalizmu był i jest klasą wyzyskiwaną, przy czym
skala owego wyzysku w poszczególnych okresach i państwach była i
jest różna. Niemniej jednak, wyzysk nader często wiąże się z
biedą; kapitalistom (przynajmniej tym głupszym, bo zdarzali się
wśród nich ludzie mądrzy, którzy wiedzieli, że praca musi być
godnie wynagradzana, np. Tomasz Bata) chodzi przecież o to, by siła
robocza była jak najtańsza.
Toteż
w nieludzkich kapitalistycznych realiach przynależność do klasy
robotniczej często-gęsto wiąże się z życiem w biedzie. A skoro
przynależność klasowa nader często jest dziedziczna, to bieda
również. Co oczywiście nader mocno zawęża pole możliwości w
dziedzinie awansu społecznego; człowieka w kiepskiej sytuacji
materialnej może zwyczajnie nie być stać na podniesienie swoich
kwalifikacji zawodowych i znalezienie dzięki temu (lepszej) pracy
ani na wyjazd do większego ośrodka miejskiego w tym samym celu, ani
na posłanie dzieci do lepszych szkół czy na studia, by choć one
miały w życiu łatwiej.
Jeśli
chodzi o dziedziczenie biedy, spośród państw opisanych w raporcie
sytuacja wygląda źle w takich na przykład USA, gdzie do grona
najlepiej zarabiających obywateli dostaje się zaledwie co dziesiąte
dziecko z rodzin najbiedniejszych… a jednocześnie co drugie z
familii najzamożniejszych. W kilku państwach europejskich też jest
pod tym względem do bani; najgorszej w Polsce (a jak ma być
inaczej, skoro kilka milionów Polaków żyje w skrajnej nędzy, zaś
ponad 15 mln – w permanentnym niedostatku?!), Portugalii i na
Węgrzech. Awans klasowy i społeczny najłatwiejszy jest na
Islandii, w Holandii, Szwajcarii i Izraelu; w tym ostatnim państwie
jedynie 17 proc. robotniczych dzieci pozostaje w dorosłym życiu
robotnikami (co wszelako wiązać się może ze strukturą
gospodarczą tego kraju).
Sam
zaś proces wychodzenia z biedy okazuje się, zdaniem badaczy OECD,
długotrwały. W wielu państwach przejście rodziny o niskich
dochodach do poziomu dochodów średnich zajmuje aż kilka pokoleń
(swoją drogą, ciekawe, czy autorzy raportu uwzględnili tu poprawę
standardów życiowych związaną z postępem technologicznym, której
beneficjantami zostają również osoby z dolnych szczebli drabiny
finansowej?). Najlepiej pod tym względem prezentują się kraje
Skandynawskie, zwłaszcza Dania (dwa pokolenia), gdzie państwo
wspiera najmniej zamożnych obywateli i pomaga im poprawić swój
status.
Wynika
z tego niezbicie, iż w kapitalizmie człowiek kowalem własnego losu
bynajmniej nie jest; zresztą samo to sformułowanie jest wewnętrznie
sprzeczne, los wszakże pozostaje sumą czynników przypadkowych, a w
każdym razie od człowieka niezależnych, nie da się go więc wykuć
ani w inny sposób ukształtować.
Prawidła
owego nieludzkiego systemu, korzystnego wszak jedynie dla prywatnych
właścicieli środków produkcji, czyli klas
pasożytniczo-wyzyskujących, dążą bowiem do tego, by struktura
klasowa społeczeństwa pozostawała możliwie niezmienna.
Kapitaliści chcą w końcu mieć możliwie najtańszą siłę
roboczą (no, musi ktoś zasuwać w ich zakładach), nadto boją się
konkurencji. Łatwy awans społeczny rodzi też zagrożenie dla
dziedziców kapitalistycznych fortun, że będą oni mieli
konkurentów, którzy wyrugują ich z rynku.
Konkludując,
większość z nas może o awansie klasowym najzwyczajniej w świecie
zapomnień. Drogę ku temu blokuje nam zarówno sam system
społeczno-ekonomiczny, jak też obecni jego beneficjenci.
PS.
Jutrzejszej notki może nie być, za co z góry serdecznie
przepraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz