Jak prawica walczy z porno

Posłowie z Klubu Parlamentarnego PiS oraz koła Wolni i Solidarni, będący członkami komisji ds. Rozwiązywania Problemów Uzależnień oraz na rzecz Polityki i Kultury Prorodzinnej (o rany, ależ mają inwencję do nazw!) podpisali wspólne stanowisko w sprawie przeciwdziałania uzależnieniu od pornografii. Jest to już kolejna próba ataku na porno-branżę w wykonaniu części przynajmniej polskiej prawicy.
Na pozór nic w tym złego. Uzależnienie od pornografii, jak każde inne, jest szkodliwe. Zwłaszcza u dzieci (a polskie mają z tego typu materiałami znacznie częstszą styczność niż zachodnioeuropejskie!), u których kontakt z wiadomymi filmami i zdjęciami wywołać może nawet szok urazowy i zaburzenia w rozwoju seksualności. Podejrzewam jednak, że Bezprawie i Niesprawiedliwość zechce po prostu spróbować, po raz kolejny, wdrożyć zakaz sprzedaży materiałów pornograficznych. A nie tędy droga.
Po pierwsze, pornografia jest dziedziną sztuki i sama w sobie szkodliwa nie jest… pod warunkiem, że trafia do odpowiedniego odbiorcy (osoby dorosłej i zdrowej psychicznie), a także rozwija się w pewnych granicach. Przekroczeniem tychże jest choćby łączenie – podobno (piszę to na postawie artykułów, które przeczytałem; sam z porno nie korzystam, więc nie sprawdzałem) coraz częstsze – seksu z przemocą fizyczną tudzież psychiczną, i uprzedmiotowienie jednej ze stron, najczęściej oczywiście (ach, ten przeklęty patriarchat!) kobiety. Albo udział dzieci w pornograficznym filmie czy sesji zdjęciowej. Albo seks ze zwierzętami… Przykłady można mnożyć. Niestety, porno-branża, działająca oczywiście dla zysku (kapitalizm, moi mili, kapitalizm!) przyciągnąć chce coraz więcej prawdopodobnie coraz bardziej zboczonych odbiorców, toteż jej produkty są coraz bardziej… no cóż, chore. I to jest problem. Lekarstwem jest czuwanie państwa nad tym sektorem, poprzez wytyczenie ustawowych zasad, których przestrzegać powinni twórcy pornografii. Byłby to, przyznaję, rodzaj cenzury, ale chyba potrzebny.
Po drugie, pornografii zakazać się zwyczajnie nie da, z przyczyn oczywiście technicznych. Jeszcze niedawno, aby móc z niej skorzystać, trzeba było udać się do kiosku po „świerszczyka” albo do wypożyczalni/sklepu po film. Dziś wystarczy kilka kliknięć i można oglądać do woli w internecie. Właśnie tu leży zagrożenie natknięcia się na szkodliwe, często nielegalne porno, także przez dzieci, które korzystają ze smartfonów bez odpowiedniej blokady.
Po trzecie i najważniejsze, w polskich szkołach praktycznie nie ma dziś rzetelnej edukacji seksualnej, która m. in. uczyłaby dzieci, co to jest pornografia, co jest w tej dziedzinie dozwolone, a co nie, i co może ewentualnie zaszkodzić. Niestety, bez tego polskie dzieci (i bynajmniej NIE JEST to pierwsze takie pokolenie!) „uczą się” o seksie właśnie z materiałów porno, w tym także z tych zawierających okrucieństwo i uprzedmiotawiających kobiety. Nie wiedzą przecież, czego unikać. Skąd miałyby wiedzieć, skoro seks jest w wielu polskich domach tematem tabu, rodzice nie rozmawiają więc o nim z potomkami, no i sami też zresztą „uczyli się” o nim z wiadomych portali…
Dlatego, jeśli ktoś chce na poważnie skutecznie przeciwdziałać negatywnym skutkom nadmiernego dostępu do pornografii i uzależnienia od niej, powinien domagać się właśnie wdrożenia szkolnej edukacji seksualnej, prowadzonej przez specjalistów (czyli wykształconych w tym kierunku nauczycieli, nie zaś księży!) i opartej na wiedzy naukowej.
No, ale o czymś takim polska prawica słyszeć nie chce, bo to jest „seksualizacja dzieci”. No to niech fanatycy nie narzekają, że owa „seksualizacja” odbywa się poprzez korzystanie z internetowych stron hard-porno. Często zawierających materiały nielegalne, np. pedofilskie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor