Mali, zawistni i podli

W dobie najczarniejszego stalinizmu (1944-56) w Polsce wyrządzono wiele krzywd i podłości, w ramach powojennych rozliczeń. Wiele zasłużonych dla walki z hitleryzmem osób padło ofiarami represji. Przykładowo Franciszek Dąbrowski, w 1939 roku kapitan, wedle niektórych źródeł faktyczny (przynajmniej przez kilka pierwszych dni) dowódca obrony Westerplatte, w okresie stalinowskim poniewierany jako „oficer sanacyjny”, usunięty z partii i pozbawiony pracy, zrehabilitowany dopiero po październikowej odwilży roku 1956.
Jednak nawet w tak paskudnym okresie, pełnym błędów, wypaczeń, walki o władzę i złej woli, nikomu w Polsce nie przyszło do głowy, by degradować chociażby Józefa Piłsudskiego czy Edwarda Rydza-Śmigłego. A byłoby za co.
Józef Piłsudski był wprawdzie jednym z założycieli Polskiej Partii Socjalistycznej, która miała gigantyczne zasługi w walce o niepodległość Polski. Z czasem jednak późniejszy marszałek zdradził PPS, w niepodległej Polsce objął władzę w drodze zamachu stanu – 11 listopada 1918 r. dogadał się z ustanowioną przez Niemców i Austriaków Radą Regencyjną, pod koniec I wojny światowej niemającą już znaczenia politycznego, odnośnie przekazania mu funkcji Naczelnika Państwa, co oznaczało zignorowanie powstałego 7 listopada Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej (pierwszego niezależnego politycznie od nikogo rządu polskiego!); właśnie ów zamach stanu świętujemy corocznie jako „odzyskanie niepodległości”. W okresie II RP Piłsudski afirmował utrzymanie dzikiego kapitalizmu, zaprawionego elementami feudalnymi (wielka własność ziemska). W roku 1920, zajmując Kijów, wywołał wojnę polsko-bolszewicką, która o mały włos nie doprowadziła do utraty świeżo odzyskanej niepodległości. W 1926 r. przeprowadził zamach majowy, który nie tylko poskutkował śmiercią kilkuset osób, a z czasem brutalnymi represjami politycznymi wobec przeciwników Piłsudskiego, ale też oznaczał faktyczny koniec polskiej demokracji, jaka była stopniowo likwidowana. Warto też dodać, iż Piłsudski nigdy nie był zawodowym oficerem, nie ukończył żadnej szkoły oficerskiej, a stopień marszałka de facto sobie przywłaszczył.
Z kolei Edward Rydz-Śmigły odpowiada za ogromne zacofanie technologiczne Wojska Polskiego, które w 1939 roku nie było w stanie przeciwstawić się ani Wehrmachtowi, ani Armii Czerwonej, był autorem megalomańskiej propagandy o rzekomej polskiej potędze, zaś na początku II wojny światowej wiał z kraju, zostawiając na pastwę Niemców i czerwonoarmistów walczących nadal żołnierzy. Mimo to, ani jeden, ani drugi marszałek nie zostali po 1944 roku zdegradowani, choć powody można byłoby łatwo znaleźć.
Tymczasem w 2018 roku rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości przyjął ustawę umożliwiają degradację – i to z automatu! – polskich generałów i oficerów, służących w Wojsku Polskim przed 1989 rokiem, zwłaszcza zaś tych wchodzących w skład Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, jaka ukonstytuowała się w grudniu 1981 r. Chodzi przede wszystkim o Wojciecha Jaruzelskiego – zarazem pierwszego i ostatniego prezydenta PRL-u i pierwszego prezydenta III RP – oraz Czesława Kiszczaka. Ofiarami ustawy może jednak do kupy paść około 200 tys. osób, którym władze będą mogły odbierać stopnie wojskowe!
Nie będę tu pisał o tym, że Wojciech Jaruzelski wraz z rodziną został podczas II wojny światowej wysiedlony na Syberię, gdzie pochował ojca we własnoręcznie wykopanym w zamarzniętej ziemi grobie. Nie będę pisał o jego szlaku bojowym, który przeszedł z całym Wojskiem Polskim, o walce z hitlerowskimi Niemcami, służbie w zwiadzie konnym (najbardziej niebezpieczna dla żołnierza formacja). Nie będę pisał, że gen. Jaruzelski, wraz z Czesławem Kiszczakiem po II wojnie światowej czynnie uczestniczył w budowie polskiej armii, drugiej pod względem potęgi w Układzie Warszawskim i najsilniejszej w naszych dziejach prawdopodobnie od czasu Potopu Szwedzkiego (teraz zostały z niej marne resztki). Nie będę pisał, że i Jaruzelski, i Kiszczak byli ludźmi, bez których demokratyczne i BEZKRWAWE przemiany polityczne w Polsce przełomu lat 80. i 90. XX wieku nie byłyby możliwe.
Ważne jest to, że poniewieranie kogoś PO ŚMIERCI jest najczystszą, najnikczemniejszą podłością, tym bardziej, że ofiarami takich działań padają osoby mające realne zasługi dla naszego państwa i społeczeństwa, gdy tymczasem ci, co chcą ich zniszczyć, to osoby małe pod względem moralnym, zawistne oraz najzwyczajniej w świecie podłe. I nie tylko niemające zasług dla Polski, ale wręcz takie, które narobiły znacznych szkód. O ile bowiem Jaruzelski i Kiszczak walnie przyczynili się do tego, by w (k)raju nad Wisłą powstał ustrój demokratyczny, o tyle Kaczyński, Błaszczak, Brudziński, Macierewicz czy Ziobro wiele uczynili, aby demokrację i rządy prawa w Polsce rozmontować.
Wspomniany wyżej Józef Piłsudski wymyślił obelgę, jaką obrzucał współczesną sobie endecję (przedwojenni nacjonaliści). Był nią „zapluty karzeł”. Dziś też można łatwo wskazać polityków, którzy na to określenie w pełni zasłużyli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor