Papież i generał
Jak
mawiał Mao Tse Tung, „Można mieć w trzydziestu procentach rację,
w siedemdziesięciu zaś się mylić lub można mieć w
siedemdziesięciu procentach rację, w trzydziestu zaś się mylić”.
Nie
ulega wątpliwości, że Karol Wojtyła, znany też jako Jan Paweł
II, jedyny papież Polak (NIE „polski papież”! Kogoś takiego
NIGDY nie było, Kościół w Polsce nie oddzielił się przecież od
rzymskiego i nie wybrał swojego papieża, uznawał zawsze tego
zasiadającego w Watykanie) w historii ludzkości, w wielu kwestiach
się mylił. Jego ocena komunizmu (podkreślam, KOMUNIZMU, nie zaś
jego wypaczenia, czyli stalinizmu) była nietrafna, jeszcze bardziej
wtopił papież, wypowiadając się krytycznie o
południowoamerykańskiej teologii wyzwolenia. Umiarkowanie
pozytywnych ocen wobec faszystowskich junt z Ameryki Środkowej i
Południowej również trudno zaliczyć Janowi Pawłowi II na plus.
Nie rozumiał (najprawdopodobniej dlatego, że zrozumieć nie chciał)
przemian światopoglądowych zachodzących na świecie, np. w kwestii
etyki seksualnej. Pomylił się – i to bardzo! – bagatelizując
kwestię pedofilii w Kościele, a doniesienia o księżach
molestujących i gwałcących dzieci uznając za formę ataków na ów
związek wyznaniowy. Były jednak i kwestie, w których Jan Paweł II
miał rację. Potępienie wojen. Dopominanie się o sprawiedliwość
społeczną (przy czym nie zauważył, że tego samego chcieli, a w
zasadzie nadal chcą, teologowie wyzwolenia oraz komuniści).
Wsparcie dla zjednoczenia Europy. Poparcie dla ekumenizmu.
Prowadzenie dialogu międzyreligijnego. Apelowanie o poszanowanie
godności każdego człowieka.
Nie
zamierzam tutaj rozstrzygać, czy Jan Paweł II miał rację w
siedemdziesięciu, czy zaledwie w trzydziestu procentach; zostawiam
to jego biografom i badaczom dorobku intelektualnego (a ten,
cokolwiek by o nim sądzić, jest spory). Dziś skupię się nad tym,
w czym papież Polak miał stuprocentową rację.
W
roku 1983, konkretnie 17 czerwca, w Belwederze, w obecności
kardynała Józefa Glempa i profesora Henryka Jabłońskiego, Jan
Paweł II spotkał się z generałem Wojciechem Jaruzelskim. Rozmowę
z nim rozpoczął tymi słowami: „Panie Generale, na Boga, wiem, że
jest pan człowiekiem uzależnionym od Moskwy, ale przecież jest Pan
także PATRIOTĄ” (podkreślenie moje – W. K.), cytat za: Gabriel
Zmarzliński Patriota [w:] Dziennik Trybuna nr 43 (1237) z 02 marca
2018 r., str. 11-12. Z kolei pod koniec lat 80. w Watykanie papież
obsobaczył polskiego biskupa krytykującego „pachołka Moskwy”,
mówiąc: „W
mojej obecności proszę nie mówić o panu generale nic złego. On
dźwiga na swoich plecach ogromny wór kamieni”
(https://www.tygodnikprzeglad.pl/papiez-general/).
Warto też dodać, iż Jan Paweł II utrzymywał kontakty z
Wojciechem Jaruzelskim, gdy ten przeszedł już w stan spoczynku i
wycofał się z aktywnej polityki. Generał za to był jednym z
nielicznych (sic!) świeckich Polaków, którzy wystąpili jako
świadkowie w procesie beatyfikacyjnym papieża rodem z Wadowic.
Rzecz
jasna, Jan Paweł II żywił wobec polityki PRL-u, w tym tej z
czasów, kiedy za sterami państwa stał bodaj jedyny wybitny
abstynent w historii politycznej
Polski,
stosunek nader krytyczny, był za to apologetą „Solidarności”
(jedynego w historii ludzkości związku zawodowego, który
doprowadził do budowy nieludzkiego systemu kapitalistycznego w
barbarzyńskim, skrajnie anty-pracowniczym wydaniu) – co oczywiście
zaliczyć należy do papieskich pomyłek. Trzeba mu jednak oddać
honor, że potrafił uszanować nawet najgorszych wrogów i prowadzić
z nimi dialog, co było wspaniałym osiągnięciem nie tylko
moralnym, ale też czysto dyplomatycznym (tak, Jan Paweł II był
wytrawnym politykiem). Generała Jaruzelskiego papież z całą
pewnością szanował i najprawdopodobniej NIE uważał go za swojego
wroga.
Dlaczego
o tym piszę? Nie chodzi mi o wystawianie tutaj laurki Janowi Pawłowi
II, lecz o krytykę prawicowych, postsolidarnościowych politykierów,
którzy
na papieża Polaka tak chętnie się powołują, kiedy chodzi np. o
zaostrzenie (i tak nieludzko restrykcyjnego) prawa antyaborcyjnego
czy dosypanie publicznych pieniędzy Kościołowi katolickiemu, za
nic mają jednak moralne nauki Jana Pawła II i jego postawę
etyczną. Po ustawie degradacyjnej, którą lansuje właśnie
prawicowe, postsolidarnościowe Bezprawie i Niesprawiedliwość,
jeszcze nazywając tego bubla prawnego „aktem sprawiedliwości”,
widać to jak na dłoni. PiS niszczy pamięć o
człowieku,
wobec którego tak hołubiony przez polską prawicę przywódca
religijny żywił ogromny szacunek, i z którym współpracował. Co
gorsza, chodzi o osobę zmarłą, która nie może się już bronić.
Jest to najzwyklejsze w świecie, paskudne i skrajnie prymitywne
plucie na grób. A raczej na groby, bo chore przepisy ustawy
degradacyjnej objąć mogą, wedle niektórych szacunków, nawet
około 200 tys. osób, z czego część już przecież nie żyje.
Co
można powiedzieć o Janie Pawle II, to można, ale z pewnością nie
uznawał on za sprawiedliwe pozbawianie kogokolwiek, żywego czy
zmarłego, stopnia wojskowego bez wyroku sądu. Pod tym względem z
pewnością pozostawał znacznie bardziej moralną osobą niż
rzekomo pobożni polscy prawicowcy, będący w kwestii generała
Jaruzelskiego (i nie tylko!!!) „grobami pobielanymi” z Ewangelii
wg św. Mateusza: pozują na ludzi sprawiedliwych i etycznych, w
istocie jednak są najgorszymi kanaliami. Amen.
PS.
Czy degradacja człowieka będącego światkiem w procesie
beatyfikacyjnym Jana Pawła II nie będzie czasem napluciem także na
papieski grób?
Komentarze
Prześlij komentarz