Henryk i dzieci
Na
początek mała dygresja. W ramach prowadzonej przez Bezprawie i
Niesprawiedliwość „dekomunizacji” zdemontowano pomnik… Matki
Polki. Cały czas uważałem tę durną akcję za próbę fałszowania
historii Polski, teraz okazuje się również, że jest ona skutkiem
czystej paranoi. I tyle w temacie.
A
teraz do meritum. Po deformie systemu tzw. „edukacji”, czyli
przywróceniu ośmioklasowej podstawówki i czteroklasowej szkoły
średniej, na liście lektur obowiązkowych znalazły się powieści
Henryka Sienkiewicza: W pustyni i w puszczy, Krzyżacy oraz Quo
vadis. Niby nic szczególnego; kiedy chodziłem do szkoły (a
przynależałem do drugiego rocznika, jaki dotknęła poprzednia
deforma, wprowadzona przez rząd Jerzego Buzka, polegająca na
wprowadzeniu tych nieszczęsnych gimnazjów), też je omawialiśmy.
Po deformie pani Zalewskiej pojawiły się jednakowoż poważne
zastrzeżenia, a nawet protesty wobec tych lektur. Dlaczego?
Na
wstępie zaznaczę, że twórczość Henryka Sienkiewicza lubię
czytać. Podoba mi się jego sposób narracji, opisy (zwłaszcza scen
akcji i batalistyki), bohaterowie drugoplanowi (pierwszoplanowi są
dość często, niestety, papierowi), dialogi… Wiem też, że
przekonania autora bynajmniej nie pokrywały się z dość
prymitywnym kato-nacjonalizmem takiej na przykład Trylogii,
przesłanie której Sienkiewicz (swoją drogą, Tatar z pochodzenia)
sformułował tak, by na nim zarobić. Noblista swoje główne dzieła
pisał w czasach, kiedy Polski na mapie nie było, niemieccy i
rosyjscy zaborcy kulturę polską starali się wyrugować, toteż w
swoich powieściach historycznych stworzył mityczny świat, który
dla cierpiących pod zaborami Polaków miał być po prostu remedium
na traumę (podobnie samurajskie filmy Akiry Kurosawy były lekiem na
japońską traumę po II wojnie światowej). I tak właśnie należy
je odczytywać. Niestety, to, co sto pięćdziesiąt lat temu było
lekiem, dziś okazuje się trucizną.
Zacznijmy
od W pustyni i w puszczy. Niby powieść dla dzieci. Ale, jak trafnie
zauważył Jacek Żakowski, jest ona skrajnie rasistowska. Dostaje
się najpierw muzułmanom: są oszukańczy, zachłanni, dzicy,
zbrodniczy, dążą do narzucenia (oczywiście przemocą) wszystkim
swojej religii, zaś Mahdiego (przywódcę sudańskiego ruchu
narodowowyzwoleńczego) przedstawił Sienkiewicz jako, mówiąc
krótko, zwyrodniałe bydlę. Tymczasem, jakkolwiek sudański mahdyzm
(do dzisiaj bazujące na nim ugrupowanie odgrywa ważną rolę na
scenie politycznej Sudanu) faktycznie był mocno podbarwiony
fanatyzmem religijnym, stanowił po prostu powstanie dążące do
wyzwolenia Sudanu spod egipskiej i brytyjskiej dominacji.
Sienkiewicz, pisząc W pustyni i w puszczy, bynajmniej nie wykazał
się na tym tle wrażliwością; z kart powieści wręcz emanuje
prymitywna islamofobia. Niewiele lepiej wypadają czarni Afrykańczycy
– autor obmalował ich jako głupków, bojaźliwie służalczych
wobec przedstawicieli rasy białej (czyli niewolników idealnych), do
tego niezbyt moralnych (choć „moralność Kalego” jest akurat
postawą czysto polską). Główny bohater, Staś Tarkowski, paraduje
przez Afrykę na słoniu, z bronią palną w łapie (z której z
zimną krwią zabija ludzi, wprawdzie w obronie własnej, ale
jednak), obsługiwany przez czarnoskórych de facto niewolników i
hołubiony przez brytyjską ośmiolatkę (pedofil?); jest to postawa
typowego kolonizatora z końca XIX wieku.
Wszelkie
zarzuty, że W pustyni i w puszczy – powieść adresowana,
przypominam, DO DZIECI! – jest dziełem skrajnie rasistowskim, są
jak najbardziej uzasadnione. Sienkiewicz napisał tę książkę z
perspektywy białego Europejczyka, a przedstawiona przez niego wizja
Afryki i jej mieszkańców na Starym Kontynencie oraz w Ameryce
wówczas dominowała, rasizm zaś był powszechnie uznawaną normą.
Nie ma co autora obwiniać o grzechy całej epoki, niemniej jednak,
jeśli omawia się W pustyni i w puszczy jako lekturę szkolną,
należy jasno wyartykułować, iż przedstawiona na jej kartach wizja
jest mylna i sprowadzona do steku bzdur; inaczej powieść posłuży
do hodowli skrajnych rasistów i islamofobów.
Co
do Quo vadis, to nie będę się tutaj czepiał Sienkiewicza, że
historyczny Neron nie był potworem (raczej też nie podpalił Rzymu
w 64 r n. e.; przeciwnie, sprawnie organizował pomoc dla
pogorzelców), a chrześcijanie z I wieku naszej ery nie byli
cnotliwymi aniołkami, lecz w większości fanatykami głoszącymi
rychły koniec świata (z postawą taką w swoich listach walczyć
usiłował niejaki Paweł z Tarsu), toteż stanowili wręcz idealnych
wrogów politycznych w Imperium Romanum. Problem z tą powieścią
jest taki, że dzisiejsze dzieci po prostu ona nudzi, co podkreślają
sami nauczyciele. Nie ma w tym nic dziwnego; już pierwsza strona
naszpikowana jest słownictwem rodem z antyku, dziś niezrozumiałym.
Większość bohaterów, poza Petroniuszem i Chilonem (przed
nawróceniem) okazuje się okropnie papierowa, wątek miłosny
przypomina ten z kiepskiej telenoweli (według obecnych standardów;
w literaturze z przełomu XIX i XX wieku obowiązywały po prostu
inne wzorce, które dziś wydawać się mogą śmieszne bądź
żałosne), a akcja rozpędza się dopiero w drugiej połowie
powieści. I jakkolwiek trzeba Sienkiewiczowi oddać, iż scena z
turem jest jednym z najlepszych kawałków w polskiej literaturze, to
jednak niewielu młodych czytelników będzie w stanie do niej
dobrnąć. A nudne lektury szkolne, czytanie których jest dla
większości uczniów katorgą, stanowią jeden z głównych, o ile
nie główny powód, dla którego czytelnictwo w Polsce leży i
kwiczy, skutkiem czego społeczeństwo głupieje. Jeśli bowiem
dziecko wyniesie ze szkoły przekonanie, iż czytanie książki jest
przykrym obowiązkiem, a nie rozrywką i przyjemnością, nigdy do
słowa pisanego nie sięgnie, ze szkodą dla swojego umysłu.
Krzyżacy
również mogą większość dzisiejszych uczniów znudzić, ponieważ
mają te same (z punktu widzenia młodego czytelnika) wady, co Quo
vadis, nadto stylizowany na staropolski język jest dla dzieci zbyt
trudny i niemrawy. No i pamiętać trzeba, że powieść ta jest
odrażającym, a zatem bardzo dobrym, paszkwilem na współczesne
Sienkiewiczowi Niemcy i ich politykę wobec Polaków, i tak też
należy ją omawiać. Bez tej informacji Krzyżacy posłużą tylko
do podsycania fobii antyniemieckich.
Powiedzmy
sobie szczerze – twórczość Henryka Sienkiewicz w naszych czasach
skierowana być winna do koneserów klasyki polskiej literatury.
Dorośli, wyrobieni czytelnicy, znający kontekst okresu, w jakim
noblista żył i tworzył, zaznajamiając się z jego dziełami, będą
się dobrze bawili. Z wciskaniem Sienkiewicza dzieciom i młodzieży
byłym jednak ostrożny, bowiem młodzi ludzie albo się tymi
książkami znudzą, albo nasiąkną wysoce szkodliwymi postawami.
Znacznie
lepiej byłoby, gdyby w szkołach (średnich, bo podstawówka to
jeszcze za wcześnie) omawiano jako lektury obowiązkowe powieści i
opowiadania Andrzeja Sapkowskiego. Na ich kartach rasizm i fanatyzm
są surowo potępione, a i same te dzieła stanowią wspaniałą
rozrywkę.
Komentarze
Prześlij komentarz