Dojedź do roboty

Kiedy przed kilku laty (k)rajem nad Wisłą rządziła koalicja Platformy (anty)Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa niezbyt Ludowego, ówczesny minister pracy, pan Kosiniak-Kamysz Władysław, narzekał na lenistwo Polaków, którzy mogliby znaleźć pracę lub zmienić obecne zatrudnienie na lepsze, tylko że nie chce im się do roboty dojeżdżać. Słowa te świadczyły o oderwaniu od rzeczywistości społecznej ówczesnego ministra, a dziś lidera PSL-u. Niestety, wielu komentatorów nadal myśli podobnie jak on, gdy tymczasem rzeczywistość skrzeczy.
Przeglądając oferty pracy, łatwo można zauważyć, że większość pochodzi od firm zlokalizowanych w dużych ośrodkach miejskich, najczęściej w miastach wojewódzkich. Mniej ofert znajdziemy w miastach powiatowych bądź ich najbliższych okolicach, a w małych miasteczkach bądź na wsiach trafiają się one rzadko.
Niby zawsze tak było, że w wielkim mieście łatwiej o robotę niż gdzie indziej. Pozornie nie ma nic trudnego w tym, aby znaleźć tam zatrudnienie i sobie dojeżdżać, jak tego chciał były minister. No właśnie, pozornie.
W ciągu ostatnich kilku-kilkunastu lat w Polsce zlikwidowano lub ograniczono wiele połączeń komunikacji publicznej. Skasowano część linii autobusowych, pociągi osobowe też jeżdżą rzadziej niż kiedyś. Powodem, przynajmniej oficjalnym, jest niska opłacalność (tymczasem do komunikacji publicznej państwo/samorząd MUSI dopłacać, inaczej bilety będą zbyt drogie dla większości obywateli). Najbardziej cierpią na tym mieszkańcy małych miasteczek i wsi, którzy często zostali w ten sposób poodcinani od większych ośrodków miejskich, właśnie tych, gdzie łatwiej znaleźć pracę.
Ktoś powie, że jeśli nie ma połączenia autobusowego bądź kolejowego, ludzie ci mogą sobie kupić samochód, dziś w Polsce to żaden luksus, używane auto nabyć można już za kilkaset złotych. No i faktycznie, wiele osób tak robi, bo musi, inaczej do roboty się nie dostaną. Problem w tym, że jakkolwiek rzeczywiście można kupić używane auto za niewielkie pieniądze, to doprowadzenie go do stanu jakiej takiej sprawności (byle tylko kontroler na stacji diagnostycznej przybił pieczątkę) w dziewięciu przypadkach na dziesięć oznacza wydatki, i to spore, częstokroć znacznie przewyższające wartość pojazdu. Jazda samochodem też nie jest darmowa; paliwo (gaz LPG, benzyna lub olej napędowy) wszak kosztuje, nadto zapłacić trzeba ubezpieczenie (ostatnio straszliwie poszło w górę; ceny niektórych polis także potrafią przekroczyć wartość samochodów, zwłaszcza starszych), raz do roku pojechać na przegląd, a i sam wóz się zużywa, więc od czasu do czasu trzeba coś tam naprawić lub wymienić, zostawiając pieniądze czy to u mechanika, czy to w sklepie motoryzacyjnym. Toteż wielu osób mieszkających na wsiach lub w małych miasteczkach i żyjących w stanie permanentnego niedostatku, na utrzymanie czterokołowego pojazdy mechanicznego często po prostu nie stać… a bez niego lepiej płatnej roboty nie znajdą. Z kolei, jeśli tacy obywatele mieliby dojeżdżać po kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę do kiepsko płatnej pracy, to może się okazać, że jeszcze do tego całego interesu dołożą. Nie zapominajmy też, iż nie każdy ma prawo jazdy, kursy natomiast kosztują, podobnie jak egzaminy…
No to należy przeprowadzić się do większego miasta, powie ktoś, i znów pozornie będzie to słuszna uwaga… o ile mamy już w tym mieście zaklepaną robotę, wynagrodzenie za którą pozwoli nam na zakup mieszkania (czyli na zaciągnięcie wieloletniego kredytu hipotecznego) albo jego wynajem (czynsze bywają horrendalne). Praca musi być więc nie tylko w miarę dobrze płatna – życie w mieście, zwłaszcza dużym, jest przecież drogie – ale przede wszystkim stabilna. A to w dobie wysokiego uśmieciowienia rynku pracy i umów krótkoterminowych wcale takie oczywiste nie jest.
Tak zatem wielu obywateli żyjących w permanentnym niedostatku skazanych jest na wegetowanie na wsiach czy w małych miasteczkach. Gdzie działa kilka sklepów i jakieś niewielkie firmy, które owszem, zatrudniają, ale za głodowe stawki, bo innych zaoferować po prostu nie są w stanie. Bardzo często dla takich osób jedyną realną szansą na choćby minimalne podwyższenie swojego statusu majątkowego jest podejmowanie jakichś prac dorywczych w miejscu zamieszkania. Zwłaszcza, jeśli dostęp do większych ośrodków miejskich, gdzie czeka lepiej płatne zatrudnienie, jest albo poważnie utrudniony, albo drogi.
Mówiąc krótko, bez poważnych zmian systemowych, slogan „Znajdź sobie lepszą pracę” pozostanie… no właśnie, li tylko sloganem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor