System się sypie
Europejska branża motoryzacyjna (a w kolejce czekają pozostałe) przeżywa narastając kryzys. Koncerny mające swe fabryki na Starym Kontynencie ograniczają produkcję, co oznacza zwolnienia i zamykanie poszczególnych zakładów. Firmy, w tym i te z wieloletnią tradycją, upadają. Polskę, twierdzą specjaliści, też to czeka, nad Wisłą funkcjonuje bowiem wiele przedsiębiorstw z tego sektora, toteż kwestią niedługiego czasu pozostaje, kiedy również one wpadną w tarapaty. Co dla naszego społeczeństwa, tak jak i dla zachodnich, będzie bolesne.
Niektórzy analitycy o ów stan rzeczy oskarżają Unię Europejską, że niby narzuciła zbyt szybkie tempo elektryfikacji, czyli przejścia na produkcję aut z napędem elektrycznym. Inni – Chiny, bowiem chińscy producenci samochodów sukcesywnie poszerzają swą ofertę w poszczególnych państwach europejskich; nie trzeba specjalnie się rozglądać, aby pojazdy te zobaczyć na ulicach czy parkingach. Czasami trafiają się głosy, że za kryzys odpowiadają producenci aut (europejscy i obecni na rynkach europejskich, czyli także japońscy oraz koreańscy), konkretnie zaś chciwość właścicieli koncernów, przez którą sztucznie zawyżano ceny. I w tym jest sporo racji.
A tak naprawdę to system kapitalistyczny się sypie, zaś motoryzacja, czyli branża zajmująca się wytwarzaniem produktów kosztownych, który nie kupuje się co chwilę, lecz w dłuższych odstępach czasowych, póki co najmocniej to odczuwa.
Bazowanie na wyzysku – czyli po prostu dążenie do tego, aby ludzie pracowali za jak najmniejsze pieniądze – z jednej strony i sztuczne rozbudowywanie dążenia do konsumpcji z drugiej (poprzez chociażby pakowanie do samochodów zbędnego wyposażenia – Facebook w aucie jest naprawdę niepotrzebny) musiało się prędzej czy później zemścić, zwłaszcza, że chciwość kapitalistów rzeczywiście kazała im sztucznie zawyżać ceny produktów… dla którego to procederu wprowadzanie unijnych regulacji stanowiło idealne uzasadnienie propagandowe. Innymi słowy, klientów powoli przestaje być stać – i to mimo coraz atrakcyjniejszych form sprzedaży czy ofert typu auto na abonament – na samochody marek z dawna obecnych w Europie, poza ewentualnie Dacią (nic dziwnego, że Sandero jest hitem w Hiszpanii) czy kilkoma innymi. Europejskie społeczeństwa biednieją, toteż ludzie przestają być zainteresowani kupnem aut, przynajmniej tak częstym jak jeszcze kilkanaście lat temu; spadek konsumpcji przekłada się zaś na spadek produkcji, ten na wzrost bezrobocia, a z nim biedy… I tak spirala kryzysu radośnie się rozrasta. Zwłaszcza, że budżetowe modele, adresowane do kierowców, którzy po prostu chcą mieć cztery kółka, ale nie pali im się do wydawania pieniędzy na grata z drugiej ręki, którego koszta serwisowania okazują się zabójcze dla portfela, powypadały z oferty większości marek. W powstałą zaś lukę weszli Chińczycy ze swoimi samochodami, które są pod względem technologiczno-jakościowym porównywalne z europejskimi, japońskimi tudzież koreańskimi, za to dużo tańsze (mimo ceł), ponieważ nie płaci się za znaczek na masce. Jakieś dwie dekady temu podobny myk zastosowała Dacia, należąca do koncernu Renault (poszczególne modele tej drugiej marki też nie są, jak na obecne czasy, szczególnie przecenione). No to mamy, co mamy.
A szef wzmiankowanego Renault twierdził jakiś czas temu, że trzeba produkować takie pojazdy, na które klientów będzie stać… W zawoalowany ów sposób namawiał swoich kolegów kapitalistów do powściągnięcia chciwości, a prawodawców do bardziej zdroworozsądkowego wprowadzania norm. Chyba bezskutecznie.
Jak wspomniałem wyżej, motoryzacja to dopiero początek. Cała gospodarka europejska wchodzi w kryzys (amerykańska dawno już weszła, natomiast rządy Trumpa tylko go pogłębiają), wywołany tym, że ceny produktów ostro idą w górę, płace natomiast stoją w miejscu lub wręcz maleją, do czego dochodzi wzrastające (w Polsce NA RAZIE powoli) bezrobocie…
System radośnie się sypie. Tylko, że – przynajmniej w pierwszej fazie tegoż sypania – to nie kapitaliści ucierpią. Te pasożyty wycwaniły się od czasu Wielkiego Kryzysu. Jeśli ich firmy zaczną upadać, a coraz większej przecież upada, to już nie będą wyskakiwali przez okna, lecz po prostu zwiną pieniądze i wyemigrują do republik bananowych, gdzie nie dosięgnie ich ani wymiar sprawiedliwości, ani tym bardziej zemsta proletariatu. Czyli klasy, która najmocniej teraz obrywa. Bo to ludzi pracy dotyka inflacja, bo to oni boją się, czy utrzymają robotę, a jeśli tak, to czy będą zarabiali tyle, co dotychczas…
Komentarze
Prześlij komentarz