Na kolanach
Czy wybór Donalda Trupa na prezydenta USA zmienił cokolwiek w polskiej polityce wobec owego imperium? Nie. Nadal jest ona prowadzona na kolanach, a nawet na twarzy; trudno wręcz mówić o polityce, gdyż jest to raczej marionetkowość i służalczość.
Jasne, tu czy tam padają głosy rozsądku, że robi się niebezpiecznie i Europa powinna się jednoczyć, niekoniecznie oglądając się na Stany Zjednoczone. Najczęściej i najgłośniej mówi tak Magdalena Biejat, czasami coś na ten temat bąknie Donald Tusk, ale trochę mniej zdecydowanie i mniej szczerze, jak gdyby bał się reakcji zza oceanu.
Jednakże dominują hołdy wiernopoddańcze. Już to niejaki Duda Andrzej, już to niejaki Morawiecki Mateusz, już to niejaki Sikorski Radosław na wyścigi pielgrzymują do imperium zła, by spotkać się nawet jeśli nie z samym Trumpem, to przynajmniej z najbardziej zatwardziałymi – czyli profaszystowskimi i skrajnie prokapitalistycznymi – przedstawicielami Partii Republikańskiej i właśnie za ich pośrednictwem oddać cześć prezydentowi. Duda z Trumpem, jak wiemy, spotkał się, co PiS-owska propaganda przedstawia jako wielki sukces, podczas gdy rzecz cała wypadła zdecydowanie żenująco. Zboczony miliarder-faszysta polskiej imitacji prezydenta poświęcił nader nikłą uwagę, dał wręcz sygnał, że zarówno sam Duda, jak i Polska mało dla niego znaczą.
I to jest coś, czego prawicowi politycy nie dostrzegają. Otóż, dla Stanów Zjednoczonych Ameryki (k)raj nad Wisłą od 1989 roku, kiedy to władzę przejęła finansowana przez CIA i Watykan solidarnościowa targowica, jest niczym więcej, jak europejską marionetką, nieformalną kolonią, której można użyć w antyrosyjskiej polityce, żołnierzy wykorzystać jako najemników podczas napaści na inne kraje (Irak, Afganistan), a gospodarkę podporządkować międzynarodowemu kapitałowi. Trump okazuje to po prostu bardziej szczerze niż większość jego poprzedników, gdyż jako prymityw i dzikus nie przejmuje się dyplomatycznymi konwenansami.
Polscy zaś prawicowi politycy, niezależnie od barw partyjnych, widzą w USA nie mocarstwo, z którymi musimy utrzymać jako tako przyjazne stosunki (z racji przynależności do NATO, który to pakt, swoją drogą, wielu wymaga reform, a może i likwidacji), lecz swoistego boga, któremu należy oddawać cześć. I to uniżoną, na kolanach, a najlepiej padając na twarz. Zachowują się więc wobec Stanów niczym uniżeni słudzy, zarazem wierni do granic fanatyzmu wyznawcy.
Wynika to oczywiście z faktu, iż polska prawica z definicji jest targowicka, czyli zdradziecka. Żadne rodzime ugrupowanie pod względem ideologicznym sytuujące się na prawo od centrum nie służy interesom Polski, lecz zewnętrznym podmiotom: USA, Kościołowi katolickiemu oraz międzynarodowym koncernom i korporacjom; Konfederacja dodatkowo wysługuje się Rosji.
W przypadku dominującej liczebnie prawicowy postsolidarnościowej, czyli PO i PiS-u wraz z przybudówkami, służalczość tudzież marionetkowość wobec Waszyngtonu wynikają oczywiście także z rodowodu tychże ugrupowań. Jak wiemy, wyrosły one z solidarnościowej opozycji anty-PRL-owskiej, której nie byłoby (a już na pewno nie w skali, jaką ta plaga oszustwa i manipulacji osiągnęła; przypominam, że zwiedzionych przez nią zostało 11 mln osób, cały zaś ruch spowodował gigantyczny kryzys gospodarczy i omal nie doprowadził do interwencji wojsk Układu Warszawskiego, która miałaby tragiczne konsekwencje), gdyby nie finansowanie przez CIA, transferowane przez Watykan i włoską mafię. Solidaruchy zostały więc wykarmione przez USA, po to oczywiście, aby po przejęciu władzy w Polsce, co stało się w 1989 roku, wysługiwały się im oraz jankeskim korporacjom. I tak się właśnie dzieje. Dzisiejsi spadkobiercy „Solidarności”, czyli te wszystkie Kaczyńskie i Tuski wraz z akolitami, odwdzięczają się USA za wsparcie z lat 80., oddając hołdy kolejnym tamtejszym prezydentom.
Jest to, niestety, wielce żałosne i paskudne. Ale tak właśnie zachowują się prawicowcy.
Dlatego na nich nie głosuję. Nie lubię, kiedy ktoś za moje pieniądze pada przed kimś na kolana.
Komentarze
Prześlij komentarz