Demontowanie imperium

Napisałem niedawno, że z powodu chaotycznej polityki Donalda Trumpa i faktu, iż facet jest nieprzewidywany, amerykański imperializm jest jeszcze bardziej niebezpieczny dla globu naszego umęczonego niźli wprzódy. Zdanie to podtrzymuję, zauważam jednak drugą stronę medalu, dającą pewną nadzieję. Otóż prezydent okazał się na tyle durny, że… demontuje imperium, na czele którego właśnie zasiadł. Robi to, jak sądzę, posiłkując się doradztwem Elona Muska (nie rozstrzygam tutaj, których z tych kapitalistycznych faszystów NAPRAWDĘ rządzi USA), jak też własnym doświadczeniem biznesowym.

Otóż w kapitalizmie jedną z najczęściej stosowanych metod zwiększenia zysków danej firmy jest cięcie kosztów, dokonywane z reguły poprzez zmniejszanie wynagrodzeń do minimum (albo i poniżej niego), jak również redukcja załogi do najmniejszego niezbędnego stanu (a czasem i jeszcze gorzej). Tę drugą przeprowadza się oczywiście poprzez zwolnienia. Działania takie mają swe uzasadnienie w okresie kryzysowym, bywa jednak, że kapitaliści – w tym Elon Musk, co było widać po przejęciu przez niego dawnego Twittera, czyli obecnego X – wywalają pracowników z roboty na potęgę, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota, nie zawsze w sytuacji, kiedy wymusza to ekonomia. Ot, jeden z powodów, dla których kapitalizm jest tak paskudnym, skrajnie niehumanitarnym systemem. Dlaczego nader nieliczna, źle opłacana załoga miałaby pracować wydajniej (czyli przysparzać większych zysków) niż liczniejsza i lepiej opłacana, pozostaje zagadką; zapewne kapitaliści oraz zarządcy ich biznesowych latyfundiów posiłkują się teoriami, jakie może i logicznie wyglądają na papierze, ale w realnym życiu niekoniecznie się sprawdzają.

I właśnie coś takiego Trump wraz ze swoją mocno sfaszyzowaną (czyi skrajnie kapitalistyczną) administracją robić zaczyna z amerykańskim państwem. Czyli przeprowadza cięcia wydatków budżetowych, wszelako nie w tych dziedzinach, gdzie przyniosłoby to pożytek, lecz tych, od jakich zależy funkcjonowanie organizmu państwowego.

Na pierwszy ogień poszła USAID, czyli agencja wspomagająca rozwój co biedniejszych regionów świata, w praktyce służąca, jak łatwo się domyślić, ekonomicznemu, a co za tym idzie, politycznemu uzależnianiu ich od imperium zła. Administracja Trumpa uznała, iż stanowi ona fanaberię, toteż środki obcięła. W swym zaślepieniu nie zauważając, że osłabiła tym samym zakres imperialistycznych wpływów, zatem walnęła, w dłuższej perspektywie czasu, w globalne interesy jankeskich koncernów i korporacji; no, ale ktoś, kto siedzi na miliardach dolarów, niekoniecznie musi być istotą rozumną.

Dalej, zapowiada Trump ogromne cięcia, innymi słowy – masowe zwolnienia w szeroko pojętych instytucjach państwowych, aparat represji i nadzoru wliczając. Kapitaliści nie lubią, kiedy ich podatki – z których w USA nader często są pozwalniani, przez co płacą o wiele niższe niż ich sekretarki – idą na pensje dla urzędników, no to Trump poszedł im na rękę (sam przecież należy do klasy pasożytniczo-wyzyskującej) i wywala tychże. Oczywiście doprowadzi to do tego, że poszczególne urzędy i inne agendy funkcjonowały będą coraz gorzej, na czym ucierpi całe społeczeństwo, kapitaliści też (wbrew temu, co głoszą oni sami tudzież powolni im propagandyści, kapitał jest bardzo mocno uzależniony od tego, jak działa państwo).

USA od dawna słabną wewnętrznie, a kolejne ekipy rządzące – ani prezydenci, ani kongresmeni – nie mają sensowych pomysłów na reformy. Działania administracji Trumpa wyglądają wszakże nie na próbę reformy, lecz na rozmontowywanie, i to szybkie, państwa od środka. Jest to realizacja w praktyce neokonserwatywnej (w Polsce i Europie zwanej, mniej trafnie, neoliberalną) doktryny nakazującej zmniejszać publiczne wydatki na szeroko pojęte instytucje państwowe, traktowane, bez logicznego ani praktycznego uzasadnienia, jako „obciążenie”. Rzecz jasna, Trump nie jest pierwszym prezydentem podejmującym takie kroki; przedtem byli chociażby Reagan czy Bushowie. Ich działania powodowały nader bolesne konsekwencje dla społeczeństwa, zwłaszcza mniej zamożnych jego warstw; a nie zapominajmy, iż Stany są państwem potężnej nędzy, zataczającej w ostatnich latach coraz szersze kręgi. Wygląda wszelako na to, że działania Trumpa w tym zakresie będą znacznie dalej posunięte. Toteż mogą doprowadzić do tego, że USA radośnie osuną się pod własnym ciężarem.

A pamiętajmy, iż upadek wszystkich imperiów poprzedzały kryzysy wewnętrzne, czyli postępujące mniej lub bardziej gwałtownie osłabienie od środka.

Dla Stanów Zjednoczonych to oczywiście zła wiadomość, dla reszty wszelako świata okazać się może dobra, ponieważ nie ma większego zagrożenia (nie licząc katastrofy klimatycznej) niż amerykański imperializm. Ten zaś będzie tym mniej groźny, im słabsze stanie się imperium.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wieczór na SOR

Skarga na przestępcze metody stosowane przez zarząd Administracji Domów Mieszkalnych sp. z o.o. w Chełmku

Usiłują mnie zabić