Inwestycje sensowne i bezsensowne
W mojej miejscowości władza, oczywiście w porozumieniu z właścicielami odpowiedniej firmy (czyli kapitalistami) chce zbudować przetwórnię odpadów. I umiejscowić ją w miejscu bliskim osiedlu domów jednorodzinnych, a jeszcze bliższym niedawno poddanemu renowacji terenowi rekreacyjnemu, czyli stawom. Innymi słowy, lokalizacja „inwestycji” byłaby nie tylko uciążliwa dla okolicznych mieszkańców, ale i szkodliwa ze społecznego punktu widzenia. Jak również potencjalnie bardzo niebezpieczna dla przyrody oraz ludzkiego zdrowia, ma bowiem znajdować się na terenie podmokłym, co przy negatywnym obrocie wypadków zagraża skażeniem.
Mieszkańcom rzecz się zdecydowanie nie spodobała. Szybko pojawił się protest, pod którym ludzie masowo się podpisywali (ja też). Władzom gminy – realizującym, jak łatwo się domyślić, interes kapitalistów – protest się nie spodobał; zachowały się raczej brzydko, w odpowiedzi na niego zarzucając jego autorom kłamstwo, jakoby straszyli nas „spalarnią”, którą zakład ma nie być. To nieprawda, w treści protestu o nijakiej spalarni mowy nie było, poinformowano dokładnie, czym ma zajmować się przedsiębiorstwo. Dodały też, że kluczowa w całej sprawie będzie decyzja środowiskowa, a nie wola mieszkańców. No cóż, burmistrz (jakkolwiek, trzeba mu to przyznać, najczęściej działa całkiem nieźle) wywodzi się z prawicy postsolidarnościowej, co wiele tłumaczy…
Tak czy owak, niezależnie od tego, czy owa „inwestycja” powstanie, czy też nie, jest ona z wielu powodów szkodliwa, a zatem bezsensowna. Znacznie lepiej byłoby przeznaczyć pieniądze na coś, co nie zaszkodzi, lecz przyniesie pożytek ludności. Przykład zresztą jest – między moją miejscowością a sąsiednią planowana jest droga pieszo-rowerowa, z dawna potrzebna (do tego drugiego miasta i obecnie można się dostać pieszo lub na rowerze, niemniej albo trzeba w tym celu nadkładać drogi, klucząc po dość dużej dzielnicy domów jednorodzinnych, albo ryzykować podróż ruchliwą drogą wojewódzką, gdzie dochodziło już do potrąceń). Da się? Ano, da.
Oczywiście, jeśli chodzi o inwestycje sensowne i bezsensowne, moja miejscowość w żaden sposób nie wyróżnia się na polskim tle. Wszędzie dostrzec można taki podział.
Moim „ulubionym” przykładem działań inwestycyjnych wyzbytych jakiegokolwiek sensu (poza ewentualnie oszczędzeniem na kosztach utrzymania, acz i tu bym się kłócił, bowiem jeszcze więcej pieniędzy wydać trzeba na naprawdę szkód wyrządzonych podtopieniami) jest brukowanie tudzież betonowanie wszystkiego, co się da, ze szczególnym uwzględnieniem rewitalizowanych (jakoby, bo o przywróceniu do życia trudno tu mówić) rynków miejskich, skwerów czy innych placów. Tracą na estetyce, w upalne dni nie da się na nich zbyt długo przebywać, a przy silnych deszczach woda nie ma dokąd spłynąć, toteż dochodzi do podtopień, a w skrajnych przypadkach do powodzi. Do tego dochodzą oczywiście wszelkie szkodliwe dziadostwa, takie jak źle umiejscowione przetwórnie odpadów.
Z kolei za inwestycje sensowne uważam wszystkie te, co ułatwiają życie osobom obywatelskim. Zwłaszcza oczywiście z dziedziny polityki społecznej: w transport (fajny przykład z mojej miejscowości – darmowy bus na cmentarz, jeżdżący w Dziady/Halloween, Wszystkich Świętych i Zaduszki), szkolnictwo, opiekę zdrowotną, kulturę (na tym ostatnim tle moje miasteczko wypada wspaniale, co stanowi zasługę przede wszystkim wspaniałych ludzi odpowiedzialnych za sferę kulturową oraz tego, że burmistrz i rada miejska mało im przeszkadzają), itd.
Oby jak najmniej było inwestycji bezsensownych, a jak najwięcej sensownych. W całej Polsce.
Komentarze
Prześlij komentarz