Izolacja imperium zła
Na początek, przepraszam za brak wczorajszej notki. Niestety, miałem termin u lekarza. A teraz do meritum.
Donald Trump odgrodził – jeszcze za swej poprzedniej kadencji – USA od Meksyku murem, po to, aby zapobiec migracji z Ameryki Łacińskiej. Jest to oczywiście uprawianie polityki na rasizmie i ksenofobii, służące odwróceniu społecznej uwagi od REALNYCH problemów (identycznie w Polsce działają PiS, PO, PSL tudzież Konfederacja w kwestii uchodźców, a wcześniej osób LGBT). Wracając do amerykańskiego szajbusa, zapowiedział on również obłożenie towarów z Meksyku oraz Kanady bardzo wysokim, 25-procentowym cłem. Wszelako źle na to zareagowała giełda, toteż Trump wymiękł… na razie. Zapowiada też cło na towary z Unii Europejskiej, a także rozkręca wojnę celną z Chinami (chce jakoby bronić amerykańskiej motoryzacji).
Prezydentka Meksyku, Claudia Sheinbaum, szybko, acz spokojnie i merytorycznie odpowiedziała Trumpowi, iż USA, skoro chcą, mogą się odgradzać murem od jej kraju i wszystkich innych, czy nakładać cła, na kogo im się żywnie podoba. Meksykanie oraz mieszkańcy innych państw, będących do tej pory gospodarczymi i politycznymi partnerami Stanów Zjednoczonych, po prostu przerzucą się na produkty – od samochodów po platformy streamingowe – z Europy czy Azji. W wypowiedzi pani prezydentki chodziło o Meksyk i pozostałe państwa latynoamerykańskie; my, Europejczycy, możemy zawszeć bliższą współpracę gospodarczą z Kanadą – która ma nam bardzo dużo do zaproponowania, surowce chociażby – czy właśnie Meksykiem. Wszyscy na tym dobrze wyjdą.
Trump, jak wiemy, zaczął swą nową kadencję od zawiązania nader ścisłej współpracy z Binjaminem Netanjahu, faszystowskim premierem Izraela. Zapowiedział oto czystkę etniczną w Strefie Gazy, polegającą na wysiedleniu stamtąd wszystkich Palestyńczyków (nierealne, ale sam fakt, że mówi o tym prezydent supermocarstwa nuklearnego, jest ogromnie niebezpieczny dla światowego bezpieczeństwa, i tak przecież chwiejącego się w posadach jak chłop po wypiciu duszkiem dwóch litrowych flaszek spirytusu) i przejęciu jej przez USA (nie wiem, co na to Izrael, bo jeden a tamtejszych ministrów dopiero co wspomniał o aneksji tego obszaru). Niedawno Trump palnął jeszcze, że wszystkie ocalałe budynki w Gazie należałoby zrównać z ziemią…
Bardzo wyraźnie widać, że facet jest nieobliczalny (szajbnięty i głupi, mówiąc bez ogródek), a przez to, biorąc pod uwagą pełnioną przez niego funkcję, wyjątkowo groźny dla świata. Przy czym, jak kiedyś pisałem, za jego kadencji zasadnicze linie amerykańskiego imperializmu najprawdopodobniej nie ulegną zmianie; szaleństwo Trumpa sprawi po prostu, iż będzie on bardziej niż dotąd chaotyczny oraz agresywny… czyli tym niebezpieczniejszy, rzecz jasna.
Dlatego na szczytach ONZ zaczęły się, nieśmiało na razie, pojawiać opinie – głównie na bazie wypowiedzi wariata o Gazie – że być może warto byłoby, aby społeczność międzynarodowa, licząca blisko dwieście państw, zaczęła izolować USA na polu politycznym i gospodarczym. Nie chodziłoby o całkowite odcięcie tego kraju od reszty globu naszego umęczonego – byłoby to wszak niemożliwe – ale o studzenie stosunków i redukowanie ich do niezbędnego minimum. Przykładowo, jak wspomniano wyżej, Unia Europejska mogłaby stopniowo zmniejszać import z USA, zacieśniając jednocześnie wymianę towarowo-pieniężną z Kanadą i Meksykiem, które Trump wziął na celownik; oczywiście dla naszej części świata koniecznie jest też pogłębienie współpracy gospodarczej i politycznej z Chinami. Warto pomyśleć nad głęboką reformą, a może nawet stopniową likwidacją NATO i zastąpieniem tego Paktu – będącego wszak pasem transmisyjnym dla forsy z państw członkowskich do USA, podczas gdy w drugą stronę idzie przymus polityczny – europejskim albo euroazjatyckim (UE, Norwegia, Wielka Brytania, Chny, Japonia, Korea Południowa – Północna niestety nadal się izoluje w imię doktryny dżucze) systemem obronnym; możliwe byłoby też poszerzenie go o Kanadę, Meksyk, Turcję, itd.
Celem tego typu działań było osłabienie wpływu amerykańskiego imperium na resztę świata, a zarazem pokazanie Trumpowi i kapitalistom amerykańskim, interesy których reprezentuje (sam przecież jest kapitalistycznym pasożytem), iż świat potrafi sobie świetnie radzić bez nich. Że nie są światu niezbędni. A może wręcz pozostają dla świata szkodliwi (ludzie potrafiący myśleć nad tym, co widzą, wiedzą to od dawna).
Rzecz w tym, że amerykańscy imperialiści, zwłaszcza tak durni jak Trump i obecny republikański establishment, nie potrafią chyba rozmawiać inaczej niż z pozycji siły. A taka częściowa izolacja byłaby właśnie demonstracja siły społeczności międzynarodowej.
Poza tym, nie ma się co oszukiwać. Świat powinien jak najszybciej wyzwolić się spod wpływu amerykańskiego imperializmu. Jeśli uda się ro zrobić, zacieśniając współpracę pomiędzy poszczególnymi państwami z pomięciem USA (i ich sojuszników, z Izraelem na czele), czyli pokojowo, tym lepiej.
Komentarze
Prześlij komentarz