Zgon fanatyczki

W wieku ponad stu lat (no to się Cthulhu na nią wyczekał!) zmarła Wanda Półtawska, z zawodu lekarka (chociaż Bóg mi świadkiem, że sto razy wolałbym się leczyć u Wiktora Frankensteina, który przynajmniej by mnie wskrzesił w razie niepowodzenia terapii). W mediach mówi się o niej jako o wieloletniej przyjaciółce niejakiego Wojtyły Karola, znanego również jako papież Jan Paweł II; wolę nie rozważać, co mogło kryć się pod pojęciem owej przyjaźni. Nie brak takich, co już tylko z tego powodu chcieliby ją beatyfikować, a nawet kanonizować.

Tymczasem warto pamiętać o jednym – Wanda Półtawska pozostawała zajadłą fanatyczką religijną, a w szczególności śmiertelnym wrogiem praw kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem (jakżeby inaczej?) reprodukcyjnych. Swój iście talibański światopogląd chciała narzucić swoim kolegom i koleżankom po fachu. W tym celu napisała Deklarację Wiary dla lekarzy i studentów medycyny, w której religię katolicką (nie wiem, azali uznawała jakiekolwiek inne, przypuszczam wszelako, że nie) stawiała ponad pacjentem oraz jego prawami. Na jej kartach uznała ciało ludzkie za „święte i nietykalne” (jak to się ma do przeprowadzania rozmaitych zabiegów medycznych, z chirurgicznymi na czele?), dodała również, że: „moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga” (no to dlaczego sama pracowała w zawodzie, celem którego jest zapobieżenie temuż zejściu człowieka z tego świata w wyniku choroby czy urazu?). W Deklaracji owej zawarła takoż „pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim” i „aktualną potrzebę przeciwstawienia się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom współczesnej cywilizacji”; wątpię, aby chodziło jej o ideologie rzeczywiście antyhumanitarne, czyli skrajnie prawicowe: nacjonalizm, nazizm i faszyzm, lecz właśnie o te, które z humanitaryzmu wypływają, czyli lewicowe, ewentualnie liberalne.

Niestety, te jej poglądy – o ile ów zbiór fanatycznych treści da się w ogóle tymże pięknym mianem określić – miały znaczący wpływ na kształt ustawodawstwa antyaborcyjnego w (k)raju nad Wisłą. Obecnie jest ono jednym z najokrutniejszych na świecie (nawet w Iranie nie jest aż tak restrykcyjne!), ale pamiętać trzeba, iż osławiony zgniły „kompromis”, narzucony w 1993 r. przez klerykalną prawicę postsolidarnościową (obecne PiS i PO) oraz Kościół katolicki, też był rozwiązaniem sadystycznym, zwłaszcza, że stopniowo ulegał zaostrzaniu, poprzez chociażby dodanie fanatycznej klauzuli sumienia.

Mówiąc krótko, Wanda Półtawska przyczyniła się, nawet, jeśli tylko pośrednio, do tego, że kobiety w ciąży umierają w Polsce na szpitalnych łóżkach, bo w razie komplikacji nie wolno udzielić im odpowiedniej pomocy, inne natomiast są upokarzane w sposób, dla właściwego nazwania którego brakuje cenzuralnego słownictwa.

Myślicie, że to już wszystko? Skądże!

Kumpela Karola Wojtyły/Jana Pawła II, co to niby apelował o cywilizację miłości, z uporem godnym lepszej sprawy głosiła mowę nienawiści wobec osób LGBT+, przeprowadzała też częste zajadła ataki na tych ludzi, agresywnie sprzeciwiając się przyznaniu im należnych praw człowieka. Nie mieściło się jej pod fanatycznym deklem, że para osób tej samej płci może chcieć żyć razem, adoptować dziecko(ci), dziedziczyć po sobie majątek, uzyskiwać w szpitalu informacje o stanie zdrowia osoby partnerskiej, itd. W 2010 roku próbowała nawet – wraz z prof. Zollem, idolem środowisk „demokratycznych” bliskich PO, który jako przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego przyczynił się do zaostrzenia prawa antyaborcyjnego w Polsce – zorganizować kontrmanifestację, wymierzoną w jedną z pierwszych parad osób LGBT+.

Mówiąc krótko, była ona osobą, która, motywowana fanatyzmem religijnym, wiele czyniła złego.

Toteż nic dziwnego, że pozostaje idolką i autorytetem dla środowisk fundamentalistycznej prawicy… oraz dla tej bardziej umiarkowanej, rzekomo „demokratycznej” (panie Szymonie, panie Donaldzie, proszę się nie rozglądać!). A przyjaźń z otaczanym – słabnącym wprawdzie i coraz częściej kwestionowanym, a nawet wyśmiewanym – kultem Janem Pawłem II nadaje jej, przynajmniej w oczach klerykalnych prawicowców, aury świętości.

Ja z jej zgonu się nie cieszę; ludzka śmierć w zasadzie nie wywołuje u mnie odruchu radości, poza może kopnięciem w kalendarz najgorszych zbrodniarzy i ludobójców. Nie zmienia to faktu, iż w mjej opinii Wanda Półtawska pozostanie postacią – jedną z wielu – która w historii Polski zapisała się negatywnie. Nie uważam jej za świętą ani nawet za wybitną osobę. Jestem przeciwnikiem fałszywych kultów, zwłaszcza, jeśli ich obiektem mieliby być fanatycy (niezależnie od płci).

Amen.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Współwinni

Biały fosfor