Koalicji wariant paskudny

Skład Sejmu nowej kadencji (w Senacie będzie nieco lepiej) wykluczy wprowadzenie jakichkolwiek zmian na lepsze, poza ewentualnie tymi wynikającymi z odblokowaniem funduszów unijnych (jeśli się to uda). Możemy się pożegnać ze świeckim państwem, walką z inflacją, prawami pracowniczymi, prawami kobiet (zwłaszcza reprodukcyjnymi), prawami osób LGBT+ i pozostałych mniejszości, polityką migracyjną inną niż przerzucanie ciężarnych kobiet przez drut kolczasty… przynajmniej do następnej kadencji. W obecnej koalicje rządowe mogą być jedynie mniej (z udziałem Lewicy jako hamulcowego patologii) lub bardziej (bez udziału Lewicy) szkodliwe dla Polski i wszystkich zamieszkujących ją osób, że o zwierzętach oraz w ogóle przyrodzie nie wspomnę (nie, rabunkowy wyręb lasów nie ustanie, a kapitalistycznym właścicielom obozów zagłady dla zwierząt nikt nie zabroni prowadzenia ich zbrodniczej działalności).

Ano właśnie, nowy rząd… Większość nie-PiS-owskich analityków oraz, jak sądzę, wyborców, chciałaby, aby utworzyły go: PO/KO, Trzecia Droga (Polska 2050 i PSL) oraz Lewica; czyli byłby to wariant relatywnie najmniej szkodliwy.

Lewica – podobnie zresztą, jak to czyniła jeszcze przed wyborami – deklaruje gotowość do podjęcia rozmów koalicyjnych i przypomina, stuprocentowo słusznie, o konieczności jak najszybszego wyznaczenia wspólnego kandydata na nowego premiera. Reguły demokracji parlamentarnej podpowiadają, iż powinien nim być Donald Tusk.

Tyle, że zapewne jest on wściekły, że, mimo wysiłku jego samego oraz przychylnych mu mediów, Lewica w ogóle dostała się do Sejmu (w pomniejszonym wprawdzie składzie, lecz z udziałem polityków Razem, którzy twardo bronią swoich idei, zatem nie sprzedadzą się ryżemu fałszywcowi) oraz do Senatu (gdzie z kolei jej sytuacja jest o wiele lepsza niźli w kadencji minionej, bo będzie miała dziewięć mandatów). Z lewicowymi wartościami, takimi jak: równość społeczna, wolność, postęp, demokracja, godne życie, prawa człowieka (w tym pracownicze, kobiet, osób LGBT+ i mniejszości), humanitaryzm, tolerancja, itd., zdecydowanie nie jest mu po drodze; podobnie jak Kaczyński Jarosław, pozostaje ich zdecydowanym wrogiem.

Tusk może jednak jeszcze by się z Lewicą dogadał – w końcu dla koryta zrobi wiele – lecz są dwa inne zagrożenia dla powstania, a jeśli powstanie, to dla przetrwania koalicji rządowej… będące jednak szansą dla samego rudego Donalda. Jednym z nich jest Szymon Hołownia, lider Polski 2050, a drugim Władysław Kosiniak-Kamysz, przewodniczący Polskiego Stronnictwa (niezbyt) Ludowego. Obaj są klerykałami (acz Hołownia nieco mniej betonowym), przeto zdecydowanie nie będą działali na rzecz świeckiego państwa, o jakie chce walczyć Lewica wraz z co mądrzejszymi i bardziej postępowymi politykami KO. Ten pierwszy już w wieczór wyborczy zapowiedział „koniec rozdawnictwa”, czyli likwidację szczątkowych świadczeń socjalnych. A drugi w wywiadzie radiowym zadeklarował, iż nie chce, aby w umowie koalicyjnej znalazły się „kwestie światopoglądowe”, czyli prawa człowieka, w tym wypadku prawo kobiety do przerywania ciąży do dwunastego tygodnia. Oczywiście i zapowiedź Hołowni, i deklaracja Kosiniaka-Kamysza stoją w sprzeczności z programem Lewicy, a nawet postulatami bardziej liberalnego skrzydła PO.

I tu wracamy do Tuska. Jak wiemy, jest on wstecznym antyklerykałem, antydemokratą i krypto-faszystą; taki Kaczyński bis. Znacznie więc bliżej mu światopoglądowo do Polski 2050, PSL-u, PiS-u oraz neonazistowskiej Konfederacji (niestety, jej nieliczna reprezentacja znów weszła do Sejmu), niż do Lewicy. A jako że z łatwością może spacyfikować liberalne skrzydło Platformy Obywatelskiej i przystawki z KO, nie wykluczałbym takiego wariantu koalicji rządowej: PO/KO, Polska 2050, PSL, Konfederacja i kilkadziesiąt osób podebranych PiS-owi (zanętą dla nich byłyby na przykład stołki w nowo obsadzonych Spółkach Skarbu Państwa).

Taka koalicja byłaby spójna światopoglądowo – od betonowego konserwatyzmu po jawny hitleryzm; innymi słowy, kontynuacja klerofaszyzmu, ale już nie pod PiS-owskim logiem. Miałaby jednolity, skrajnie kapitalistyczny program gospodarczy (likwidacja praw pracowniczych, dalsza wyprzedaż polskiego majątku narodowego, kontynuacja rabunkowej eksploatacji polskich zasobów naturalnych z lasami na czele, itd.), co do którego zgadzaliby się wszyscy jej uczestnicy. Dzięki dalece posuniętemu klerykalizmowi zyskałaby większą przychylność hierarchów Kościoła katolickiego, niż gdyby w jej składzie znalazła się Lewica. Z uwagi na obecność PiS-owców, ułatwiłaby koegzystencję (o kohabitacji mówić się można, skoro to jeden i ten sam obóz polityczny) z Dudą do końca jego kadencji. Odpływ części politykierów z Bezprawia i Niesprawiedliwości mógłby wstrząsnąć tą mafią/sektą, doprowadzić ją do kryzysu wewnętrznego, co w dalszej perspektywie ułatwiłoby Tuskowi całkowite jej podporządkowanie (na razie uniemożliwia mu to Kaczyński). Co do Konfederacji, to jej chory eurosceptycyzm, rasizm, antysemityzm, islamofobia, homofobia i im podobne patologiczne cechy Tuskowi absolutnie nie przeszkadzają; wszak współpracuje on z Giertychem, który ma dokładnie taki sam pełen nienawiści, hitlerowski światopogląd (jest zresztą ojcem chrzestnym Konfederacji). A nęcą stołki prawicowców, zwłaszcza skrajnych, oj, nęcą!

Zwolennikom PO/KO, Polski 2050 i PSL-u, zmanipulowanym rzekomym demokratyzmem tych formacji, zarysowany wyżej rozwój sytuacji wyda się zapewne nieprawdopodobny. I oby faktycznie się nie spełnił. Pamiętam jednak czasy, kiedy Tusk był premierem i wiem, że dla dorwania się do koryta, zdolny jest on do każdego świństwa. Nic dziwnego, prawicowiec przecież.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor