Rozliczeń nie będzie

Już w najbliższą niedzielę wybory parlamentarne. Jeśli zatem wszystko pójdzie tak, jak powinno (a pewne to nie jest, bo w kapitalistycznej Polsce pod nie-rządem klerofaszystów z Bezprawia i Niesprawiedliwości może być naprawdę różnie), rozstrzygnie się, która formacja klerykalnej prawicy postsolidarnościowej uzyska większość w Sejmie (i Senacie, choć to już zależało będzie od wyników w JOW-ach), a wraz z nią możliwość utworzenia rządu – PiS czy Koalicja Obywatelska.

Tak czy owak, po politycznym (nie)ładzie, jaki się wyłoni po wyborach, nie spodziewam się niczego dobrego. Obie prawicowe formacje pokazały, że ich władza jest szkodliwa, choć w odmiennych – ale tylko trochę – zakresach. Jedyne, co dobrego może zrobić KO, jeśli wygra, to odblokować fundusze unijne; poza tym, będzie kontynuowała rozpoczętą w 1989 roku przemianę Polski w klerykalny, zacofany zaścianek Europy i świata, zarazem rezerwuar taniej siły roboczej dla wielkich koncernów, tak, jak to teraz robi PiS.

Im więcej mandatów zdobędzie Lewica, tym większa szansa, że w minimalnym choćby stopniu ograniczy szkodliwość działań jednych lub drugich prawicowców; stanowi to jeden z licznych powodów, dla których głos oddam właśnie na nią.

Gdyby zwycięstwo odniosła Koalicja Obywatelska, i to ona utworzyła nowy rząd, jedna sprawa wydaje mi się niemal pewna. Nawet, jeśli nie na sto, to na dziewięćdziesiąt dziewięć procent.

Nie będzie mianowicie żadnych rozliczeń Bezprawia i Niesprawiedliwości, poza oczywiście standardową wymianą kadr w administracji rządowej, mediach publicznych (a raczej tym, co z nich zostało po nie-rządzie PiS-u) tudzież spółkach Skarbu Państwa.

Jeżeli jednak ktoś liczy na pociągnięcie do odpowiedzialności Kaczyńskiego Jarosława, Morawieckiego Mateusza, PiS-owskich ministrów, itd. za afery, przestępstwa, śmierć ponad dwustu tysięcy osób na COVID-19, zbrodnię na granicy polsko-białoruskiej (popieraną przez pana Tuska, nie zapominajmy!) oraz inne paskudne czyny… no to może się przeliczyć. Platformersi swoim kolegom z Bezprawia i Niesprawiedliwości nie zrobią nic, poza odsunięciem ich nieco dalej od koryta, za jakie jedni i drudzy uważają nasze państwo.

Nie chodzi nawet o to, że obie formacje tworzą jeden obóz polityczny, czyli oczywiście klerykalną prawicę postsolidarnościową. Ani nawet o ich, graniczące z tożsamością, podobieństwo ideologiczne. Czy o koleżeństwo/przyjaźń łączące poszczególnych polityków. Rzecz funkcjonuje o wiele prościej. Obie formacje potrzebują siebie nawzajem, by istnieć. Dlatego nie zrobią nic, by sobie poważnie zaszkodzić.

Jasne, konkurują o stołki, ale to całe nawoływanie do wzajemnej nienawiści, do rozliczeń czy karania jest jedynie spektaklem adresowanym do co bardziej naiwnych – lub mniej wyrobionych – wyborców/wyznawców. Osoby obywatelskie mają siedzieć przy odbiornikach radiowych, przed telewizorami, komputerami, smartfonami, ewentualnie (coraz, niestety, rzadziej), nad papierową prasą, i ekscytować się, który polityk któremu mocniej dowalił, a gdy przyjdzie wyznaczony termin, oddać głos na tego z mocniejszą piąchą. Oczywiście, stosunkowo niewiele osób obywatelskich interesuje się polityką na tyle – dziennikarze zaś tudzież publicyści z reguły nic nie robią, aby wiedzę ową poszerzyć, gdyż byłoby to wbrew ich interesowi – aby wiedzieć, że to, co rozgrywa się w mediach, jest li tylko udawaną walką, dotyczącą najczęściej tematów zastępczych, rzadko pryncypiów, a jeśli już, to w mocno spłyconym zakresie (przykładowo kwestia uchodźców, praw człowieka oraz im podobnych spraw). PRAWDZIWA polityka – w tym REALNY polityczny konflikt, gra interesów – rozgrywa się w kuluarach, poza zasięgiem kamer oraz mikrofonów; wszystko, zaś co mieści się w ich polu rażenia, to jasełka mające za zadanie zgromadzenie głosów, a potem podział stanowisk między siebie.

PiS i PO potrzebują siebie nawzajem od ogrywania takich właśnie jasełek. Do generowania sztucznego konfliktu, mającego mobilizować ich wyborców/wyznawców, nastawiać ich przeciwko sobie, manipulować i zastraszać; najintensywniej, rzecz jasna, odbywa się to podczas kampanii wyborczej. Kiedy jednak przychodzi do podziału zdobytych mandatów oraz stanowisk, jakie można dzięki nim uzyskać, obie formacje robią to po przyjacielsku, podając sobie dłonie nad mapą złupionej Polski.

Tusk nie ma więc najmniejszego zamiaru karać Kaczyńskiego ani nikogo z jego mafii/sekty; nie miałby wówczas z kim pozorować walki (musiałby wejść w autentyczny konflikt klasowy z proletariatem i jego reprezentacją, czego próbuje uniknąć). To samo PiS-owska odmiana prawicy – też nie zaszkodzi PO ani Tuskowi.

A żadna z tych partii nie naruszy interesów kleru ani kapitału – tego możemy być pewni na sto procent.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor