Koniec festiwalu dobroci?

Jak doskonale wiemy, większość polskiego społeczeństwa wykazała się zaiste wspaniałą postawą wobec ukraińskich ofiar wojny. Przekazywanie i transport pomocy rzeczowej oraz finansowej, organizacja przejazdu dla ludzi i zwierząt pomoc przy załatwianiu spraw biurokratycznych, nawet przygarnianie uchodźców pod własny dach – to tylko wybrane przykłady jakże pozytywnych działań Polaków. A że były to i nadal są akcje oddolne, podczas gdy PiS-owski nie-rząd tylko grzał się w cieple całego tego humanitaryzmu, a niewiele (o ile cokolwiek) ze swej strony robił, to nic dziwnego, iż Polska nazywana jest największą organizacją pozarządową świata.

Skala tejże pomocy była gigantyczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że do Polski przybyło przeszło dwa miliony uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy. I cały czas przyjeżdżają do nas kolejni, przy czym ich napływ równoważą powroty do naddnieprzańskiego państwa osób, które dostały wezwanie do wojska (lub wstępują do niego na ochotnika, bo i tacy są), albo po prostu udają się do domu znajdującego się w strefie, gdzie działań zbrojnych już nie ma. Wielu jednak innych będzie chciało zostać w (k)raju nad Wisłą na dłużej lub na stałe; nie ma w tym oczywiście nic złego.

Wszelako, skoro są blaski, to są i cienie. Tych drugich zdaje się wręcz przybywać.

Przeglądając portale społecznościowe i ogólnie internet, łatwo można znaleźć ogłoszenia o zbiórkach żywności, odzieży i innych rodzajów pomocy rzeczowej, organizowanych wolontariuszy pomagających Ukraińcom. Niestety, podobno są już punkty pomocy, w których brakuje nawet żywności, a nowa nie napływa. Osoby, które przyjęły uchodźców pod swój dach (wielki szacunek!) skarżą się, że obiecane przez nie-rząd wsparcie finansowe okazało się fikcją (coraz liczniejsze są tego sygnały), zaś koszta życia maleć wcale nie chcą, a wręcz przeciwnie.

Mówiąc krótko, polski festiwal dobroci wobec wschodnich sąsiadów może się jeszcze nie skończył, ale swoje apogeum najprawdopodobniej już był osiągnął i teraz zaczyna się opadanie. Nie wynika to jednak ze złej woli czy zniechęcenia. Po prostu, ci, co mogli pomóc, już to zrobili.

Na skutek planu Balcerowicza, trzech dekad wdrażania wyjątkowo barbarzyńskiego, neoliberalnego modelu nieludzkiego systemu kapitalistycznego, kolejnych kryzysów gospodarczych, konsekwencji lockdownu oraz polityki PiS-u (inflacja, żeby daleko nie szukać) jesteśmy stosunkowo biednym społeczeństwem, zwłaszcza na tle sąsiadów zza Odry i Nysy czy z północnej strony Bałtyku, a nawet zza południowej granicy. Przypominam, iż Polska jest państwem, z którego po naszym wstąpieniu do UE około trzech milionów osób wyemigrowało na Zachód, by mogły w ogóle na chleb zarobić! O czymś to świadczy… Nasze wydatki zaś rosną, już to „dzięki” Polskiemu Ładowi, już to na skutek inflacji, już to z powodu złej polityki energetycznej PiS-u. Dopiero co minęła Wielkanoc – najdroższa od dwóch dekad. Biorąc to wszystko pod uwagę, skala pomocy, której jako społeczeństwo udzieliliśmy Ukraińcom, jest zaiste gigantyczna i godna najwyższego szacunku. Ale po prostu większości z nas nie stać na to, by pomagać dalej; mowa tu zarówno o poszczególnych obywatelach, jak też o organizacjach pozarządowych. Musi to wziąć na siebie władza państwowa… a z tym jest krucho.

Owszem, uchodźcy nie chcą żyć na cudzym garnuszku (jasne, roszczeniowcy i wyłudzacze też się wśród nich trafiają, stanowią oni wszelako wyjątki, nie regułę) i ci, co mogą, usiłują znaleźć zatrudnienie. Bardzo dobrze, niemniej druga strona medalu jest taka, że w tym miejscu pojawia się woda na młyn skrajnej prawicy, która zaraża polskie społeczeństwo obawami, jakoby Ukraińcy mieli zabierać Polakom pracę (na ile są one uzasadnione, to już temat na oddzielną analizę; napiszę tu tylko, że jeśli nawet, to nie z winy Ukraińców, lecz naszych kapitalistów poszukujących taniej, półniewolniczej siły roboczej), narzucać nam swój język i kulturę, wyłudzać mieszkania i samochody, itd. Jeśli warunki bytowe w Polsce będą się dalej pogarszały – a będą, zarówno ze względu na patologie kapitalizmu jako jakiego, jak i z powodu działań Bezprawia i Niesprawiedliwości – to obecna dość powszechna ukrainofilia rychło przerodzić się może w równie powszechną ukrainofobię. Ostrzegają przed tym lewicowi analitycy oraz działacze społeczni, np. Piotr Ikonowicz.

Skrajna prawica – PiS i koalicjanci, resztki Kukizowców, Konfederacja tudzież pozaparlamentarni neonaziści – tylko na to czeka, szerząc, jako się rzekło, patologiczne owe nastroje. Chce bowiem zbić kapitał polityczny na niechęci (a najlepiej, z jej oczywiście punktu widzenia, nienawiści) Polaków wobec uchodźców i migrantów z Ukrainy. Przy załamującej się gospodarce i coraz trudniejszym życiu nader łatwo jest nastawić „swoich” przeciwko „obcym”, czyli zastosować wariant starorzymskiej zasady „dziel i rządź”, zwiększając w ten sposób poparcie ze strony obywateli. Będzie to kolejny krok ku obaleniu w Polsce demokracji i instalacji kompletnego już faszyzmu (obecnie mamy częściowy).

Dlatego bardzo ważne jest, by nie ulegać nastrojom wrogości wobec Ukraińców – ani w ogóle tendencjom nacjonalistycznym – lecz próbować wymusić na władzach państwowych REALNE wdrożenie pomocy dla tych ludzi. Taki na przykład Morawiecki Mateusz, bankster, jest jednym z najbogatszych premierów w Europie. Niechże przekaże dziewięćdziesiąt procent swojego majątku (wliczając ten przepisany na żonę) na pomoc dla uchodźców! I tak będzie żył w luksusie do końca swych dni. To samo zresztą dotyczy kościelnych hierarchów, w tym opasłego dona, co to sekretarzował Janowi Pawłowi II.

PS. Jutro notki prawdopodobnie nie będzie, za co serdecznie z góry przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor